Żółta strefa to dla nich lockdown. Dlatego chcą pomocy, kolejnej tarczy

Żółta strefa to dla nich lockdown. Dlatego chcą pomocy, kolejnej tarczy

Tańczący ludzie
Tańczący ludzie Źródło: Shutterstock / Natalya Kokhanova
Dla przedsiębiorstw z niektórych branż żółta strefa, w jakiej znalazła się cała Polska, de facto oznacza konieczność zamknięcia interesu. Dlatego biznesmeni apelują do rządu o realną pomoc, coś w rodzaju kolejnej tarczy antykryzysowej.

To mogą być na przykład ulgi podatkowe. Albo zwolnienia ze składek. Są bowiem branże, które żółta strefa – a ta od 10 października obejmuje całą Polskę – kompletnie wyklucza z prowadzenia interesów i oznacza dla nich faktyczny lockdown.

O sprawie pisze „Rzeczpospolita” Periodyk cytuje np. Dagmarę Chmielewską, dyrektor zarządzającą Stowarzyszenia Branży Eventowej: – Jesteśmy między młotem a kowadłem. Rozumiemy, że walczymy z pandemią, ale nasi pracownicy krzyczą o chleb. Znów na potęgę odwoływane są imprezy, targi, kongresy. Pracownicy zaczynają odchodzić, szukają bardziej stabilnego gruntu.

Dziennik wymienia branże, które są szczególnie narażone: to branża gastronomiczna i rozrywkowa. – Rząd powinien mieć strategię na drugą falę epidemii, ale tej strategii niestety nie widać – mówi „Rzeczpospolitej” Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Z kolei Witold Michałek, ekspert w dziedzinie gospodarki w Business Centre Club zauważa: – Firmy z branż najmocniej dotkniętych kryzysem powinny mieć możliwość starania się o dodatkowe wsparcie.

O ewentualnych ruchach rządu, na które na razie się nie zanosi, będziemy informowali.

Czytaj też:
Konsultant krajowy w dziedzinie epidemiologii o wzroście zachorowań