Osiem godzin porno. Moderatorzy cichymi bohaterami sieci

Osiem godzin porno. Moderatorzy cichymi bohaterami sieci

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Żeby twoja ciocia na Fejsie nie natknęła się na scenę gwałtu, ktoś musi się natrudzić. Moderatorzy stają się cichymi bohaterami sieci. Większość z nich pracuje w biednych krajach Azji.

(Artykuł pochodzi z 45/2014 numeru tygodnika Wprost)

Do sieci trafia dziś wszystko, co przez wieki cywilizacje wypychały poza główny obieg kultury i informacji. Zdjęcia i filmy z egzekucji, mordów, katastrof; ekstremalna pornografia; wszelkie treści od hejterów, trolli i stalkerów – największych sieciowych szkodników, którym satysfakcję przynosi podzielenie się własnymi frustracjami, obsesjami i poglądami na każdy temat, od polityki po nową fryzurę gwiazdy. Przeszło 90 proc. światowych zasobów informacji to kontent wytworzony w ciągu ostatnich trzech lat. W dużej mierze niepożądany. Nad tym, żeby sieć do końca nie zamieniła się w monstrualny śmietnik, czuwa 100-tysięczna armia czyścicieli, którzy codziennie przyglądają się tysiącom wpisów, zdjęć i filmów.

OCZAMI SPRAWCY

Czasem nie wystarczy rzut oka. Czy wpis: „Szukam doświadczenia z innym mężczyzną”, któremu towarzyszy zdjęcie męskiego torsu, to żart, czy propozycja, która może być obraźliwa dla innych użytkowników? Czy film pokazujący brutalną pacyfikację demonstrantów to informacja, czy dowód fascynacji przemocą? A post: „Nienawidzę irlandzkiego akcentu”? Takie decyzje za każdym razem wymagają indywidualnej interwencji moderatora, oprogramowanie wyszukujące słowa klucze będzie tu bezradne. Czyszczenie sieci to nie jest łatwy kawałek chleba. Choć robota nie wymaga wysokich kwalifikacji, jest mrówcza i deprymująca. Największe firmy szukają personelu w biednych krajach Azji. To Filipińczycy – dzięki katolickim zasadom moralnym, znajomości amerykańskich standardów i języka, rozległym kontaktom z Amerykanami – moderują amerykańskie strony większości najpopularniejszych serwisów społecznościowych. Tropią i usuwają pornografię oraz wszystko, co może zostać uznane za molestowanie seksualne, przemoc (od filmów z egzekucji, pacyfikacji demonstracji, miejsc zamachów bombowych i wypadków drogowych po znęcanie się nad zwierzętami), wpisy o charakterze rasistowskim, mowę nienawiści, teksty obraźliwe dla innych użytkowników.

Na łamach magazynu „Wired” Maria wspomina swój pierwszy dzień pracy w wielkim centrum moderatorów w Manili. Włączyła komputer i zaczęła przeglądać jedną ze społecznościowych chmur. Po kilku minutach trafiła na wideo: – Dziewczyna, może 15-letnia. Wyglądała na dziecko. Miała zasłonięte oczy, skute ręce, krzyczała. Wielki facet wpychał jej głowę między nogi innej kobiety.

Tamten film prześladuje ją do dziś, choć do mrocznej strony internetu już niemal przywykła. Bestialstwo wobec dzieci ogląda codziennie w dużych ilościach. Gdy już nie może wytrzymać, wychodzi na kawę. – Jeśli ktoś ładuje do sieci film, na którym znęca się nad kotem, najczęściej sam jest sprawcą – mówi Rob, moderator, który pracował kilka miesięcy dla serwisu YouTube. – Oglądanie okrucieństwa oczami dumnego sprawcy to nie to samo co opisywanie tego w wiadomościach. Z jakiegoś powodu bardziej to przeżywasz. – To jak PTSD, często diagnozowany u żołnierzy zespół stresu pourazowego – mówi o przeżyciach moderatorów psycholog z branży. – W ich umysłach pozostaje ślad oglądanych treści. Filipińczyk patrzący na porno i bestialstwo przez osiem godzin dziennie zarabia średnio od 300 do 500 dolarów miesięcznie.

W USA za taką pracę trzeba by zapłacić nawet dziesięć razy więcej. Moderowanie nie przeciera też ścieżki do dalszej kariery w branży IT. Jeśli Filipińczycy wyspecjalizowali się w moderowaniu, to Hindusi, Banglijczycy i Pakistańczycy generują miliardy lajków na fan page’ach firm. Chińczycy brylują w świecie gier online, zbierając trofea i odsprzedając je innym, najczęściej zachodnim, użytkownikom. – Dyrektorzy naszego więzienia zarabiają więcej na zmuszaniu więźniów do grania online po nocach niż na zmuszaniu ich do pracy w ciągu dnia – opowiadał swego czasu jeden z takich „graczy”, odbywający karę na północy Chin. – Do grania zmuszono ok. 300 więźniów, pracowaliśmy na 12-godzinnych zmianach. Słyszałem, że dyrektorzy zarabiali na tym jakieś pół tysiąca dolarów dziennie, ale my nic z tych pieniędzy nie zobaczyliśmy. Za to komputery nigdy nie były wyłączane.

KTO PANUJE NAD TREŚCIĄ

Czasem czyścicieli trzeba wynająć do operacji specjalnych. W zeszłym roku przekonał się o tym koncern Google, który stanął przed najpoważniejszym w swojej historii problemem: jego strony zalała fala fałszywych reklam. Przypomnijmy, że 95 proc. przychodów firmy generuje właśnie sprzedaż reklam. Tymczasem fałszywe linki przekierowywały internautów na strony, które zarażały komputery wirusami, zapisywały dane odwiedzających, zaczynały wysyłać spam z ich komputerów. Broniąc się, Google odmówił publikacji ponad 200 mln reklam i zawiesił prawie milion kont użytkowników. Gigant uniknął poważniejszych kłopotów tylko dzięki wysiłkom moderatorów. Firma Shelly Palmer, znany amerykański konsultant w dziedzinie nowych technologii, zapowiada, że w przyszłym roku liczba internautów zwiększy się o miliard – do trzech miliardów ludzi, a za parę lat – do czterech. Według Cisco Systems w przyszłym roku w użyciu będzie kilkanaście miliardów podłączonych do sieci urządzeń. Tworzenie treści – w tym działalność internetowych przestępców i amatorskich miłośników gore czy porno – nabierze jeszcze szybszego tempa. Zapanowanie nad kontentem może więc przesądzić o być albo nie być każdego poważnego przedsięwzięcia w sieci.

Przedsmak dają dzisiejsze kłopoty popularnego serwisu Reddit. – Odkąd powstał, pewne indywidua atakują tę przestrzeń, by umieszczać w niej nienawistne, rasistowskiekomunikaty i linki do rasistowskich treści – skarżyła się niedawno grupa czarno skórych użytkowniczek serwisu w liście otwartym do szefów portalu i mediów. Reddit obrywa też za to, że jego użytkownicy rozpowszechniają intymne zdjęcia celebrytek wykradzione przez hakerów z ich telefonów. Problem, z jakim mierzy się firma, pokazuje, że pozostawienie użytkownikom swobody może się srodze zemścić, zwłaszcza w czasach, w których do portali społecznościowych zaczęły zaglądać osoby starsze, nietolerujące w swoim otoczeniu żadnych treści obscenicznych. Niepożądane posty, rozprzestrzeniane na tablicach linki do zawierających wirusy stron, dystrybuowane przez fałszywe fan page’e filmy i komentarze – już dziś potrafią zniechęcić użytkowników Facebooka czy innych dużych portali społecznościowych, choć ich właściciele wolą o problemie nie wspominać.

Branża wyczuwa jednak trend, dlatego jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne firmy zajmujące się trzebieniem wszelkiej internetowej zgnilizny – choćby ICUC czy PowerReviews. W moderowaniu facebookowych stron chce się specjalizować eModeration, świat dzieci i nastolatków w środowisku portali społecznościowych oraz gier online próbuje chronić Crisp. Firma LiveWorld – dzieło byłych pracowników koncernu Apple – jest gotowa świadczyć usługi w 70 językach. Jeszcze więcej – 75 najpopularniejszych języków – ma w ofercie firma Mollom, chwaląca się „skutecznością rzędu 99,98 proc.” w wychwytywaniu niechcianych treści. „Do dziś przechwyciliśmy 2,2 mld postów będących spamem, na 57 tys. stron i portali społecznościowych” – zapewnia Mollom. – Internet jest nieprzewidywalny. Ta cecha tylko się wzmocniła wraz z powstawaniem mediów społecznościowych i rozmaitych form doświadczeń grupowych – przekonuje Briant Laslo, menedżer działu moderacji w LiveWorld. W tle czai się groźba utraty klientów, członków społeczności, użytkowników. Dlatego liczba i wykwalifikowanie czyścicieli będą rosły. Wojna z internetowymi szczurami dopiero się zaczyna. 




Najnowszy numer "Wprost", jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach i salonach prasowych na terenie całego kraju.

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay