Zarobić na ideałach

Zarobić na ideałach

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Chcą promować wartości ewangeliczne, walczą o prawa gejów. Przedsiębiorcy zaangażowani ideowo pokazują, że biznes nie służy tylko do zarabiania pieniędzy.
Tekst ukazał się w numerze 41/2014

Kto był pierwszym biznesmenem? Biblijny Adam. Bóg dał mu ziemię i powiedział: uprawiaj ją. Pierwszy człowiek nie wybrzydzał jak dzisiejsi bezrobotni. Dostał robotę i zasuwał. Bóg oczekuje od nas przedsiębiorczości, a nie żalenia się, że w pośredniaku znowu nie ma pracy – mówi na wstępie Andrzej Burzyński. Na co dzień przedsiębiorca, a od święta pastor w Kościele zielonoświątkowym. Prowadzi własną firmę doradztwa personalnego. Jeszcze parę lat temu jedyne, co potrafił odpowiedzieć przedsiębiorcy, któremu źle szło w interesach, to, żeby był silny i zaufał Bogu. Dzisiaj radzi, jak działać w sytuacjach kryzysowych, uczy asertywności i negocjacji, tłumaczy, jak założyć własny biznes. W weekendy prowadzi szkolenia, w dni powszednie jeździ do swoich wiernych. Wspólnie rozmawiają o Bogu, śpiewają religijne pieśni, czytają Biblię. Karol Pietrucha od ponad 20 lat prowadzi we Wrocławiu własną pracownię architektoniczną. Kilka lat temu przystąpił do Polskiej Konfederacji Katolickich Przedsiębiorców, deklarując otwarcie, że prowadzi biznes w zgodzie z nauczaniem Kościoła. Czym różni się od zwykłego biznesmena? Jeśli jest taka potrzeba, część swojej pracy wykonuje nieodpłatnie. Nigdy nie pracuje w niedzielę. Jest na świeczniku, bo klienci uważniej patrzą na ręce tego przedsiębiorcy, który otwarcie się przyznaje do swojej wiary.

Radomir Szumełda w zeszłym roku wyznał publicznie, że jest gejem. Jest działaczem Platformy Obywatelskiej, otwarcie mówi o potrzebie legalizacji związków partnerskich, walczy o prawa osób LGBT. Jednocześnie prowadzi własny biznes: sopocki klub muzyczny Atelier i restaurację Big Apple. Według niego w biznesie mało kto odważył się otwarcie przyznać do swojej orientacji, bo w Polsce gej przedsiębiorca nadal źle się kojarzy. Ma znajomych, którzy po coming oucie musieli zwinąć interes. Cała trójka przedsiębiorców zdecydowała się publicznie pokazać swój system wartości. Ciężko było im wyjść z ukrycia, ale przyznają, że teraz biznes idzie im o wiele łatwiej. Postanowiliśmy sprawdzić, jak w Polsce prowadzi się przedsiębiorstwa, kierując się wiarą w Boga lub własnymi przekonaniami.

PASTOR NA DOROBKU

– Przedsiębiorcą zostałem dla pieniędzy – mówi bez ogródek pastor Burzyński. Wziął ślub, rodzina powiększyła mu się o dwójkę dzieci i licha dola z protestanckiej parafii przestała wystarczać. Postanowił więc przejść na swoje. W biznesie kieruje się tym, co mówi Biblia. – Król Salomon powiedział, że ten, kto zawyża podatki, rujnuje państwo – rzuca cytatem z Pisma Świętego. Brzeziński postanowił więc zignorować polskiego fiskusa i przeniósł swoją firmę do Anglii. Tam płaci mniej, czekając aż polski rząd zmądrzeje i wyjmie rękę z kieszeni polskich przedsiębiorców. – Pamiętaj, że Bóg daje ci siłę do zdobywania bogactwa – cytuje Księgę Powtórzonego Prawa. Jego zdaniem wierzący przedsiębiorca nie może się wstydzić dużych pieniędzy. – Bogactwo to nagroda od społeczeństwa za służenie ludziom. Przedsiębiorca wytwarza produkty, usługi, daje wiedzę i zatrudnienie, więc należy mu się za to godziwy zarobek – opowiada. Według niego grzechem jest niepobieranie odpowiednio wysokiego wynagrodzenia. – Jeżeli nie wezmę od klienta pieniędzy, na które zasługuję, to w ten sposób okradam swoją rodzinę. Wtedy muszę powiedzieć dzieciom, że nie kupię im butów, bo krępowałem się zażądać za swoją pracę większych pieniędzy – dodaje.

KATOBIZNESMENI

To podejście bardzo protestanckie. Nieco inaczej wypowiadają się biznesmeni, którzy są jednocześnie zaangażowanymi katolikami. Być może dlatego według niektórych ekspertów w Niemczech od prawie 150 lat protestanccy przedsiębiorcy zarabiają więcej niż ci katoliccy.

– Dochód nie jest dla katolika jedynym celem. Liczą się również chrześcijańskie wartości – mówi Jan Skowera, przedsiębiorca z branży motoryzacyjnej, ale również prezes Polskiej Konfederacji Katolickich Przedsiębiorców. W biznesie wyznaje zasadę, że nie wolno patrzeć tylko na własną kieszeń. – Pracownik w mojej firmie ma zarabiać godziwe pieniądze. Jeżeli przedsiębiorcy wypłacają głodowe pensje, prędzej czy później odbije im się to czkawką. Społeczeństwo wtedy ubożeje, a gospodarka hamuje. Tak wynika zresztą z nauczania Kościoła, gdzie praca nie jest towarem, a wartością – tłumaczy. Nie wyobraża sobie pracy w niedzielę. Postuluje zresztą, by ustawodawca wprowadził zakaz pracy tego dnia. Na mszę chodzi co tydzień, zawsze o 11 do swojej wrocławskiej parafii. W 2006 r. założył Polską Konfederację Katolickich Przedsiębiorców, żeby łączyć takich jak on – przedsiębiorców, ale przede wszystkim praktykujących wiernych. Ich biznesową organizację pobłogosławił nawet abp Marian Gołębiewski, ówczesny metropolita wrocławski. Dzisiaj stowarzyszenie liczy kilkudziesięciu członków. W każdy drugi wtorek miesiąca spotykają się we wrocławskim centrum duszpasterskim. Są wykłady na temat podatków, etyki pracy albo współpracy z firmami zagranicznymi. Co roku razem spędzają Święto Trzech Króli. Wyjeżdżają do podwrocławskich Ratowic, gdzie wspólnie uczestniczą w nabożeństwach i planują, czym będą się zajmować w nadchodzącym roku.

Architekt Karol Pietrucha należy do konfederacji praktycznie od początku jej istnienia. Dołączył, bo chciał pokazać, że są w Polsce przedsiębiorcy, którzy nie wstydzą się Boga. – Statystycznie 90 proc. właścicieli można uznać za katolików, bo tylu mamy w kraju ochrzczonych. Jednak większość z nich boi się mówić publicznie o swojej wierze – ubolewa. Jego zdaniem przedsiębiorca, który przyznaje się otwarcie do swojej religii, jest w Polsce stygmatyzowany. Klient najchętniej traktowałby go jak dobrego samarytanina, który pomaga, rozdając wszystko za darmo. Pracownicy zaś widzieliby w swoim szefie św. Augustyna, który wyzbył się całego majątku i rozdał go potrzebującym.

Z drugiej strony prowadzenie biznesu zaangażowanego ideowo może być ryzykowne ekonomicznie. – Przedsiębiorcę katolika prowadzenie działalności gospodarczej kosztuje więcej niż właściciela firmy, który nie ujawnia się ze swoimi poglądami – ocenia Piotr Piasecki, psycholog biznesu. – Nie wypada mu wykorzystywać nadgodzin, nie dać pracownikowi urlopu albo któregoś miesiąca zapłacić mu mniej. Źle będzie postrzegane również stosowanie kruczków prawnych, żeby ominąć polskie prawo albo system podatkowy, a tym samym zwiększyć swoje zyski. Przedsiębiorca z lżejszym podejściem do spraw religijnych będzie miał tutaj nad nim przewagę – tłumaczy. Z drugiej strony powoływanie się na wartości może być nawet zabiegiem marketingowym. W wielu firmach spece od wizerunku tak bardzo chcą stworzyć wrażenie, że firmy są w coś zaangażowane, że tworzą legendy. Na stronach internetowych wypisują na przykład bajki o założycielu firmy, który nigdy nie istniał. Przedstawiają wyświechtane zasady, którymi kieruje się producent. Wszystko po to, żeby pokazać, że za produktem kryje się coś więcej niż zawartość i opakowanie. Że stoi za nim wielki system wartości. Pietrucha nie musi niczego udawać. W biznesie kieruje się nauką Kościoła, ale nie jest też ultrakatolickim przedsiębiorcą. Podczas rozmów rekrutacyjnych nie pyta, czy kandydat o pracę wierzy w Boga. A czy zatrudniłby u siebie osobę homoseksualną? Nie chce o tym mówić, bo to dla niego wciąż zbyt trudny temat.

RYZYKO TOLERANCJI

Problemów z zatrudnieniem osób LGBT nie ma pomorski przedsiębiorca Radomir Szumełda. Kilka lat temu zgłosił się do niego chłopak, który stracił pracę w jednym z nadmorskich kurortów. – Szef zobaczył go na zdjęciach z parady równości. Wtedy nie miał wyboru. Musiał ujawnić, że jest gejem. Dzień później stracił pracę. U mnie był jednym z najlepszych sprzedawców. Szkoda, że wyjechał za pracą do stolicy – mówi biznesmen. On sam jest jednym z nielicznych polskich przedsiębiorców, którzy otwarcie przyznali się do swojej homoseksualnej orientacji. Co najbardziej liczy się dla niego w biznesie? Tolerancja. Dlatego kiedy we wrześniu tego roku właściciel jednej z sopockich restauracji wywiesił na drzwiach kartkę z napisem „Nie obsługujemy Rosjan”, Szumełda odpowiedział podobną wywieszką, z tym że o treści: „Chętnie obsługujemy Rosjan”. – To, co zrobił tamten restaurator, było dyskryminujące. W Trójmieście mamy bardzo dużo ludzi ze Wschodu. Przyjeżdżają tu całe rodziny z Kaliningradu. Kartka z takim napisem była dla nich poniżająca. Musiałem zareagować – tłumaczy. To, co zrobił, było ryzykowne, bo restaurator rusofob zyskał poparcie prawicowych mediów. Miał za plecami nawet Wojciecha Cejrowskiego, który pomysł z dyskryminującą kartką nazwał „piękną ideą”. Szumełdę poparła ta najważniejsza grupa, czyli jego klienci. Czy ujawnionemu gejowi łatwo prowadzi się w Polsce biznes?

– Mam firmę z branży gastronomicznej, więc to, czy jestem homo albo hetero, mniej wpływa na obroty. Gorzej mają przedsiębiorcyuzależnieni od kontraktów z klientami – tłumaczy. Jego kolega prowadził agencję PR. Kiedy publicznie ogłosił poparcie dla związków homoseksualnych, z dnia na dzień stracił trzech najważniejszych klientów i zbankrutował. Szumełda zna wiele przypadków ukrytych osób homoseksualnych – biznesmenów, którzy w obawie przed utratą klientów wolą nie wyjawiać swojej orientacji. Ich obawy rozumie Łukasz Pałucki, jeden z głównych organizatorów warszawskiej Parady Równości. Co roku ma problem z pozyskaniem sponsorów na organizację marszu, bo w Polsce popieranie organizacji LGBT jest dla biznesu wciąż dużym ryzykiem. – Pewna znana wyszukiwarka internetowa otwarcie daje pieniądze na organizację podobnych parad na całym świecie. W Polsce dotuje takie wydarzenia po cichu, w obawie, że wspieranie środowisk homoseksualnych mogłoby odbić się na wynikach finansowych jej polskiego oddziału – tłumaczy. Pałucki zna wielu gejów przedsiębiorców, nawet tych z sześciocyfrowym majątkiem. Czym różnią się od zwykłych biznesmenów? – Taki właściciel firmy uważnie patrzy na produkty, które kupuje. Nie pije piwa Ciechan, nie korzysta z niektórych banków. Szczególnie tych, które reklamują się tylko w konserwatywny sposób, pokazując na ekranie rodzinę z dziećmi, zapominając o samotnych kobietach czy mężczyznach – wyjaśnia Pałucki. A czy prowadzenie firmy według ściśle określonego systemu wartości pomaga w biznesie?

KLIENT TEŻ CHCE UWIERZYĆ

Zdaniem konsultanta biznesu Piotra Piaseckiego firma, która angażuje wyższe idee do swojej działalności, może mieć zbawienny wpływ na pracowników. Widzą determinację i pasję swojego szefa, a to może lepiej motywować ich do pracy niż podwyżka czy jednorazowa premia. – Przedsiębiorca, który wybiera ścieżkę wartości popieraną przez pracowników, zyskuje na tym długofalowo. Zatrudnieni odwzajemniają się uczciwością. Podejmują wyzwania, nie myśląc o tym, czy ktoś im za to zapłaci. Pracują dla wyższych wartości – tłumaczy Piasecki. Zdaniem Jacka Santorskiego większość znaczących marek i firm, które istnieją na rynku od kilku dekad, kierowała się od zawsze planami rozwojowymi opartymi na jakiejś religii lub ideologii. Zna polskich przedsiębiorców katolików, którzy udzielają sobie pożyczek z zerowym oprocentowaniem. Lichwa jest dla nich grzechem. Takie podejście do biznesu coraz bardziej podoba się też współczesnym klientom. Nie są już jaskiniowcami, którzy idą do sklepu tylko po to, żeby zaspokoić swój głód. Zdaniem Piaseckiego dzisiaj kupujący chce mieć do czynienia z firmą reprezentującą jakiś system wartości, z którym się utożsamia. Mogą to być postulaty środowisk LGBT albo zasady religijne. Klientowi przestaje być obojętne, gdzie wydaje swoje pieniądze.

BOJKOTOFOBIA

Jednak im konsument jest bardziej zaangażowany w działalność swojego producenta, tym większe ryzyko konfliktu, kiedy przedsiębiorca uderzy w jego czuły punkt. Według amerykańskiego portalu Ethical Consumer obecnie na świecie ma miejsce 67 bojkotów światowych korporacji. Klienci wypowiedzieli im wojnę, bo firmy nie odprowadzają podatków, nie przestrzegają praw zwierząt, niszczą rezerwaty przyrody, dyskryminują pracowników, wspierają działania wojenne, nie tolerują osób homoseksualnych.

Organizacje gejowsko-lesbijskie w USA wezwały do bojkotu rosyjskiej wódki. To odwet za politykę Władimira Putina, dyskryminującą mniejszości seksualne. Kilkaset restauracji w USA, Niemczech i Wielkiej Brytanii wycofało ze sprzedaży Russkij Standard i Stolicznają. Pacyfiści apelowali o omijanie kawiarni Starbucks, bo w niektórych stanach sieciówka pozwalała klientom wnosić do lokali naładowaną broń. Odpowiedział im sam prezes Howard Schulz, który zakazał wchodzenia z bronią na teren kawiarni. Bojkot słynnych batoników KitKat trwał zaledwie dwa miesiące. Już po takim czasie firma ugięła się pod żądaniami i zrezygnowała z używania oleju palmowego pochodzącego z wycinki lasów równikowych. Po tym, jak zbojkotowano jego słodycze, koncern Hershey’s, największy odbiorca kakao w Ameryce Północnej, zapowiedział, że do 2020 r. będzie odbierał towar tylko od tych dostawców, którzy przestrzegają odpowiedniej etyki pracy.

W Polsce z bojkotem musiał radzić sobie gdański koncern odzieżowy LPP po tym, jak do opinii publicznej dotarły informacje, że do szycia ubrań wykorzystuje tanią siłę roboczą z Bangladeszu. W ostatnich miesiącach Polacy bojkotowali Polsat za to, że zakodował siatkarskie mistrzostwa świata, producenta piwa Ciechan za dyskryminujące mniejszości seksualne wypowiedzi prezesa albo rosyjskie marki Łukoil, Żubrówka czy Kaspersky Lab, żeby tym samym uderzyć w reżim Putina. Bohaterowie, z którymi rozmawialiśmy, bojkotu się nie obawiają. Zdają sobie sprawę, że ze względu na swoje przekonania i otwarte ich wyznawanie są bardziej narażeni na krytykę od producentów, którzy prowadzą biznes tylko dla pieniędzy. Cieszą się, że nie muszą tak jak oni dorabiać do swojej działalności sztucznej reklamy. Tym bardziej że plan marketingowy napisali sobie sami w momencie, kiedy wystąpili przed szereg i publicznie ogłosili swoje przekonania.

Najnowszy numer "Wprost", jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach i salonach prasowych na terenie całego kraju.

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay