Nostalgia za PRL, czyli jak wygenerować jeszcze więcej złości

Nostalgia za PRL, czyli jak wygenerować jeszcze więcej złości

Zakupy
Zakupy Źródło: Pixabay / Alexas_Fotos
Zakaz robienia zakupów w godzinach 10-12 przez osoby poniżej 65. roku życia doprowadził do zmasowanego ataku na seniorów, którzy przecież nie są winni temu, że to ich wirus najczęściej wybiera sobie na ofiary śmiertelne. Nie oni też wymyślili ten przepis. I nie oni go realizują w absurdalny sposób.

Młodsze pokolenia nie pamiętają rozpowszechnionego za schyłkowego PRL zjawiska kolejek. Tamte kolejki różniły się znacznie od dzisiejszych, pandemicznych. Dzisiejsze są wściekłe i zniecierpliwione, tamte były pełne zmęczenia, smutku i rezygnacji, bo takie uczucia wywołuje zwykle świadomość braku nadziei. Stało się w kolejce, żeby zdobyć cokolwiek. Nigdy nie było wiadomo, co się zastanie po dotarciu do lady, czyli jaki towar dzisiaj rzucą – może parówki, może soczki BoboVita, a może kolorowe telewizory Sony – i dla ilu kolejkowiczów go wystarczy.

Kolejka przed sklepem spożywczym przy ul. Malczewskiego w Warszawie, rok 1979

Kolejki często się ustawiały, zanim jeszcze rzucili. Czas nie miał znaczenia, bo stanie w kolejce było samo w sobie sensem istnienia. Służyło przecież zdobywaniu rzeczy niezbędnych do życia, poniekąd zastępowało pracę. Ducha tamtych kolejek doskonale oddaje piosenka „Szoruj, babciu, do kolejki” Jacka Zwoźniaka, trochę zapomnianego studenckiego barda z Wrocławia, który nie dożył końca kolejek, bo zginął tragicznie w 1989 roku.

Gdyby dożył dzisiejszych czasów, mógłby robić zakupy od 10 do 12 jako osoba z grupy wysokiego ryzyka śmierci z powodu zakażenia . Poczułby się więc zadbany przez władzę, dopóki nie poszedłby do sklepu o innej porze. Wtedy by się dowiedział, czasem w dosadnych słowach, że to nie jego godziny, więc niech się tu nie pęta i nie wydłuża kolejek młodszym.

Dzisiejsze kolejki pojawiły się jako produkt uboczny pandemii i zaskoczyły wszystkich, bo właściwie nie ma żadnego powodu, żeby się tworzyły. Handel spożywczy pracuje w miarę normalnie i chociaż na terenie sklepu może przebywać ograniczona liczba osób, to wiadomo, że teraz zakupy robi się szybciej, bo nikt się nie chce narażać na spotkanie z wirusem. Nie ma też zasadniczo kłopotów z podstawowym zaopatrzeniem, pomijając chwilowe braki papieru toaletowego czy drożdży, wynikające z paniki. W dodatku prawie wszystko można sobie zamówić przez internet z dostawą pod drzwi.

Więc skąd te kolejki, w których ludzie niecierpliwie przestępują z nogi na nogę, jakby konieczność poczekania przez chwilę uwłaczała ich godności?

„To z powodu moherowych babć, które mają za dużo czasu i z nudów idą sobie postać" – brzmi odpowiedź internetu. „Z powodu tych dwóch godzin, kiedy normalni ludzie nie mogą sobie zrobić zakupów!”

Bardziej wnikliwi widzą jednak, że to nie starsi państwo są przyczyną kłopotów, ale sam zakaz oraz pilnująca jego przestrzegania policja. Okazuje się, że zdaniem policji zasady są ważniejsze od zdrowego rozsądku i nawet jeśli w sklepie w wyznaczonych godzinach nie ma żadnych klientów, to nikomu młodszemu nie wolno wejść i zrobić zakupów. Pilnuje tego obsługa, bo wie, że nawet jeśli funkcjonariusz nie stoi akurat pod sklepem, to przecież może przyjść później i sprawdzić monitoring.

Z okazji Świąt Wielkiej Nocy życzę wszystkim, niezależnie od wieku, mniej zakazów, a więcej wyrozumiałości dla drugiego człowieka. Policjantom też.

Czytaj też:
Nowe obostrzenia w walce z koronawirusem w Polsce. Najważniejsze informacje na grafikach

Źródło: Wprost