Pociągów z Chin do Polski jest coraz więcej. Czy to szansa dla branży logistycznej?

Pociągów z Chin do Polski jest coraz więcej. Czy to szansa dla branży logistycznej?

PKP Cargo, zdjęcie ilustracyjne
PKP Cargo, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / JerzyGorecki
Epidemia koronawirusa ma ogromny, negatywny wpływ na światową gospodarkę. Jedną z branż, które najszybciej odczuły jego konsekwencje, stał się sektor logistyczny. Teraz zapaliło się dla niego światełko w tunelu: kolejowym tunelu.

Wstrzymana do marca produkcja w chińskich fabrykach, brak lotów pasażerskich do Państwa Środka, przepełnione porty czy korki na granicach spowodowały, że producenci borykają się z opóźnieniami transportu towarów i komponentów niezbędnych do produkcji. I choć sytuacja w Chinach powoli wraca do normy, to polskie firmy będą odczuwały konsekwencje epidemii jeszcze przez jakiś czas.

Transportowe kłopoty

Relacje handlowe Polski z Chinami z roku na rok zyskują na znaczeniu. W 2008 r. import z Chin do Polski wynosił ok. 40 mld zł, natomiast w 2018 r. osiągnął już ponad 110 mld zł. Według danych McKinsey od chińskiej gospodarki zależy od 15 do 26 proc. światowego PKB. Jednym z dowodów na dynamiczną ekspansję Chin jest Nowy Jedwabny Szlak, czyli inicjatywa obejmująca utworzenie nowych korytarzy transportowych. Jej założeniem jest powrót do korzeni handlu i stworzenie drogi handlowej łączącej Chiny z Bliskim Wschodem i Europą.

Dynamiczny rozwój inicjatywy został jednak ostatnio spowolniony przez epidemię koronawirusa, która ma duży wpływ na efektywność łańcuchów dostaw. Dotyczy to także naszego kraju. Po wstrzymaniu połączeń pasażerskich przez PLL LOT i Air China (oraz pozostałe linie lotnicze) z Chinami, możliwość przewozów cargo lotami rejsowymi z Polski do Azji całkowicie zniknęła. Operatorzy logistyczni musieli więc szukać alternatywnych rozwiązań opartych na dedykowanych lotach typu cargo.

Spadki z dnia na dzień

Trudności napotkał też transport morski. W przypadku tego frachtu co roku w tym okresie występują tzw. blank sailingi, czyli braki wypłynięcia statków w konkretnym tygodniu. Niestety, ze względu na dłuższe zamknięcie fabryk i brak ładunków do transportu, w styczniu i lutym liczba blank sailingów – w porównaniu do ubiegłego roku – wzrosła ponad dwukrotnie. To przełożyło się na realne straty. I choć sytuacja powoli się normuje, a blokady uniemożliwiające wyjazd i wjazd nawet do epicentrum epidemii – miasta Wuhan – zostały już zdjęte, to eksperci przewidują, że wolumen kontenerów przeładowanych w światowych portach może zmniejszyć się nawet o 10 proc.

Według Andrzeja Kozłowskiego, członka zarządu Rohlig Suus Logistics, jednego z największych polskich operatorów logistycznych, odpowiedzialnego w firmie za fracht morski i lotniczy, powyższe utrudnienia związane z epidemią koronawirusa w Chinach zostały wzmocnione przez nałożenie się przerwy świątecznej związanej z chińskim Nowym Rokiem. Jak co roku w tym czasie, fabryki chińskie miały planowany przestój. Z tego względu większość przedsiębiorstw produkcyjnych zaopatrujących się w towar od dostawców z China wypełniła swoje magazyny. Jednak przedłużająca się przerwa w działalności fabryk spowodowała istotne zmiany w łańcuchu dostaw. W pierwszych miesiącach roku znacznie wzrósł eksport do Chin, z kolei import radykalnie zmalał.

Alternatywa dla samolotów i statków

Od kilku tygodni obsłużenie dotychczasowych wolumenów w transporcie po Europie jest utrudnione. W przypadku transportu drogowego, z uwagi na zmienione procedury i dodatkowe kontrole na granicach poszczególnych państw, dochodzi do wydłużenia czasu dostawy. Jednym z trendów, które obserwujemy w ostatnim czasie, jest wzrost popularności przewozów intermodalnych, w których wykorzystuje się różne środki transportu jak kolej czy opcje short sea, która pozwala na przetransportowanie większego wolumenu do części portów z pominięciem kolejek na granicach.

– Zdecydowana większość transportów z Chin prowadzana jest droga morską. Jednak w obliczu znacznie wydłużonej przerwy w produkcji firmy zostały zmuszone do wyboru szybszych środków transportu, jak na przykład kolej, aby uzupełnić zapasy. To dobra alternatywa dla frachtu morskiego – niewiele droższa, blisko dwukrotnie szybsza i co istotne – dużo bardziej przyjazna środowisku – mówi dla Wprost.pl Andrzej Kozłowski i podkreśla, że aby zyskały one na popularności, konieczna jest zmiana świadomości przedsiębiorców i społeczeństwa.

Czytaj też:
Jak poważne kłopoty czekają branżę transportową?
Czytaj też:
Jak długo koronawirus będzie niszczył polskie przedsiębiorstwa?