Samobójstwo bandytów? (aktl.)

Samobójstwo bandytów? (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Napastnicy, którzy we wtorek napadli w Nowej Hucie na konwój z pieniędzmi, nie żyją - poinformowała policja. Prawdopodobnie zatruli się arszenikiem.
Ze wstępnych wyników sekcji zwłok wynika, że  dwaj mężczyźni, którzy we wtorek napadli na konwój z pieniędzmi w  Nowej Hucie, zginęli w wyniku zatrucia arszenikiem - poinformowała prokuratura.

"W ich organizmach znaleziono również pewne ilości amfetaminy" -  powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej, prok. Mirosława Kalinowska-Zajdak.

Prokuratura nie wie jednak, czy było to samobójstwo, czy też zabójstwo.

Z materiałów sprawy wynika, że mężczyźni tuż przed zatrzymaniem ich przez policję zażyli na oczach funkcjonariuszy pewną ilość białej substancji. Policja przypuszczała, że mogła to być amfetamina. Duże ilości białej substancji znaleziono w samochodzie zatrzymanych mężczyzn.

Zdaniem prokuratury, te okoliczności mogłyby wskazywać na  możliwość samobójczej śmierci obu mężczyzn. "Pozostaje jednak pytanie, czy mężczyźni zażyli proszek z całą świadomością -  wiedząc, że jest trucizną, czy też podłożono im tę substancję np. w trakcie transakcji" - powiedziała prok. Kalinowska-Zajdak.

Jeden z napastników, który był ranny w nogę i odurzony narkotykami, zmarł w nocy w policyjnej izbie zatrzymań, do której go przewieziono po konsultacji z lekarzem toksykologiem. Kiedy po  północy strażnik stwierdził, że zatrzymany jest nieprzytomny, wezwano lekarza. Mimo reanimacji prowadzonej przez załogi dwóch karetek mężczyzna zmarł o godz. 2.45.

Drugi poczuł się źle w czasie wizji lokalnej ok. godz. 22 we  wtorek i został przewieziony do szpitala na oddział toksykologii, gdzie zmarł ok. godz. 8 rano w środę.

"Dokładne przyczyny śmierci wyjaśnią lekarze po przeprowadzeniu sekcji zwłok. Zostanie też przeprowadzona dokładna analiza substancji znalezionej w samochodzie" - powiedział rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak.

Do napadu doszło we wtorek ok. godz. 15.30 w Nowej Hucie przy ul. Ujastek. Napastnicy ranili jednego z ochroniarzy w nogę i  odjechali nie zabierając pieniędzy. Ujęto ich cztery godziny później w zasadzce przy drugim samochodzie, do którego się przesiedli.

Jak ustaliła policja, w momencie kiedy konwojenci z firmy ochroniarskiej podchodzili do samochodu z pieniędzmi, które mieli odwieźć do banku, podjechał ciemny volkswagen. Z niego wysiedli dwaj mężczyźni w zielonych kombinezonach i kominiarkach.

Mężczyźni byli uzbrojeni w broń krótką i zaczęli strzelać w  kierunku ochroniarzy. Wywiązała się strzelanina, bowiem broni użyli również ochroniarze. Jeden z ochroniarzy został ranny w nogę i trafił do szpitala. Policja przypuszczała, że ranny został także jeden z napastników.

Prawdopodobnie z powodu zdecydowanej postawy ochroniarzy napastnicy nie skradli żadnych pieniędzy. Wsiedli do samochodu i  odjechali. Policja zarządziła pościg i blokadę dróg. Apelowała do  lekarzy, by zgłosili policji, jeżeli szukałby u nich pomocy postrzelony mężczyzna.

Jak wkrótce potem ustaliła policja, napastnicy zaraz po  odjeździe z miejsca napadu przesiedli się do innego samochodu -  srebrnej hondy accord.

Taki samochód został zlokalizowany na os. Szkolnym w Nowej Hucie. Policjanci zorganizowali zasadzkę. Kiedy po kilku godzinach podejrzewani o napad mężczyźni wrócili do samochodu i przejechali nim kilka metrów, zostali zatrzymani.

Napastnikami okazali się mieszkańcy Krakowa w wieku 25 i 38 lat.

W samochodzie policja znalazła znaczne ilości narkotyków, prawdopodobnie amfetaminy. Ranny w udo mężczyzna był odurzony narkotykami, prawdopodobnie dla uśmierzenia bólu.

sg, pap