Na nic słowa, że z Rosją nie wolno handlować. Polska dała Putinowi zarobić
Choć od wybuchu wojny na Ukrainie polskie firmy państwowe i prywatne odżegnują się od współpracy z rosyjskimi i białoruskimi sprzedawcami, liczby mówią o czymś zupełnie innym. „Rzeczpospolita” przywołuje dane GUS za marzec i kwiecień. Okazuje się, że przez te dwa miesiące z Polski do Rosji „przepłynęło” dwa razy więcej pieniędzy niż w podobnym okresie roku ubiegłego. Wówczas wartość importowanych z Rosji towarów wynosiła niespełna 10 mld zł, w tym roku zwiększyła się do ponad 21 mld zł. Wartość importu do Polski z Białorusi urosła z 1 do prawie 1,2 mld zł.
Wzrosty nie wynikają jednak z tego, że pomimo deklaracji firmy więcej kupują z obu tych krajów, ale w głównej mierze są wynikiem rosnących cen sprowadzanych surowców. Przekłamaniem byłoby jednak stwierdzić, że w dwóch pierwszych miesiącach wojny nie wzrósł import żadnych towarów. W marcu i kwietniu sprowadziliśmy więcej rosyjskiej ropy: 2,27 mln ton ropy naftowej za ponad 6,1 mld zł wobec 1,7 mln ton ropy za niespełna 2,9 mld zł w analogicznym okresie poprzedniego roku.
Import z Rosji. Jak nie węgiel i ropa, to antyki
Polskie firmy kupiły też ponad milion ton węgla za ponad 700 mln złotych. W dwóch omawianych miesiącach nie było znaczących wzrostów sprzedaży gazu, niemniej kosztował niemal 180 mln zł więcej niż rok temu. Inna sprawa, że coraz droższy rosyjski gaz nie jest już z naszym problemem, odkąd pod koniec kwietnia, praktycznie z dnia na dzień, Rosja zakręciła nam dostawy gazu.
Co ciekawie, drugą pozycję w rosyjskim imporcie do Polski po surowcach stanowią dzieła sztuki, przedmioty kolekcjonerskie i antyki, których sprowadzenie stamtąd w pierwszych dwóch miesiącach po wybuchu wojny wzrosło aż sześciokrotnie (z 1,2 mld zł w marcu–kwietniu 2021 r. do 7,4 mld zł w podobnym okresie roku bieżącego) – zauważa „Rz”.