400 kg jagód z Rumunii „udawało” polskie. Tak oszukują sprzedawcy
Polscy konsumenci wolą kupować warzywa i owoce, które pochodzą z naszych pól. Niejednokrotnie wykorzystywały to sieci handlowe, które w sposób niejednoznaczny oznaczały kraj pochodzenia cebuli czy ziemniaków: z plakietki wynikało, że to produkty polskie, ale już oznaczenie na pudłach wskazywało na Hiszpanię czy inny kraj. Demaskowaniem takich praktyk zasłynął kilka lat temu ówczesny szef Agrounii, a dziś wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak.
Zagraniczne owoce i warzywa udają polskie
Czas mija, a klienci nadal są wprowadzani w błąd co do kraju pochodzenia. Inspektorzy Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych skontrolowali 13 czerwca jagody na rynku hurtowym w Krakowie. Wykazali, że prawie 400 kg rumuńskich borówek nie miało żadnego oznaczenia kraju pochodzenia. Co więcej, osoby zajmujące się handlem tymi owocami utrzymywały, że owoce są polskie i tym uzasadniały wyższą cenę.
Wspomniany już Michał Kołodziejczak od czasu do czasu wraca do przeprowadzania kontroli kraju pochodzenia – ale już nie jako działacz rolniczy, ale wysoki urzędnik. Pod koniec maja pojawił się w Krakowie na Rynku Hurtowym Rybitwy. Ustalenia kontroli opisał w mediach społecznościowych: „Rumuńskie ziemniaki sprzedawane jako polskie, bez dołączonych dokumentów, bez odpowiedniego znakowania”. Podczas kontroli wiceminister rolnictwa zwrócił również uwagę na samochód sprzedawcy. „Nawet samochód, z którego były sprzedawane, miał ściągniętą tablicę rejestracyjną” — przekazał.
Nieprawidłowości było więcej i dotyczyły m.in. czereśni.