Suwerenność technologiczna zaczyna się od pamięci
Suwerenność technologiczna zaczyna się od pamięci. Proszę o przedstawienie swojej firmy. Kim jesteście?
Monika Wilk: Firma Wilk Elektronik jest głównie znana z pamięci Goodram. Firma działa na rynku już 30 lat i jest firmą rodzinną. Wilk Elektronik zakładali moi rodzice w 1991 roku. Od ponad 20 lat produkujemy pamięci komputerowe w Łaziskach Górnych na Śląsku. Jesteśmy liderem na polskim rynku i nie tylko, bo obecnie sprzedajemy w około 40 krajach.
Wiesław Wilk: Mamy – zależnie od okresu i od grupy produktowej – od 30 do 50 proc. udziałów w polskim rynku. Jesteśmy jedynym takim producentem w Europie. Jeżeli chodzi o rynek polski, wyprzedziliśmy wielkie firmy światowe. Tak więc jesteśmy firmą w jakiś sposób unikalną.
Skąd pomysł na stworzenie takiej firmy?
WW: Kiedyś zaczynałem od komputerów Atari, od rozszerzeń pamięci do nich. Później pojawiły się komputery typu PC i jednym z elementów tych komputerów jest właśnie pamięć. Mieliśmy kiedyś w Polsce bardzo dużych producentów komputerów, takich jak JTT czy Optimus. To byli moi klienci i na nich wyrosła firma.
W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że musimy zacząć produkować, a nie tylko importować. To była decyzja, która szła pod prąd całego trendu, bo od 20 lat mamy do czynienia z globalizacją. Otwierałem fabrykę w Polsce, kiedy wszyscy przenosili fabryki do Chin. Pamiętam, jak moi najwięksi klienci się zakładali, kiedy splajtuję.
To wydawało się mało rozsądne, produkcja w Chinach jest tańsza.
WW: Jest tańsza, natomiast ja uważałem, że rynek będzie się bardzo dynamicznie rozwijał, a my nigdy nie mierzyliśmy w segment rynku, na którym walczy się tylko ceną. Tym, co wyróżnia nasze produkty, jest jakość. Ta strategia się sprawdziła, bo w międzyczasie zapotrzebowanie na pamięci wzrosło tak bardzo, że są one dzisiaj praktycznie w każdym urządzeniu. To nie są już czasy, gdy pamięci występowały wyłącznie w komputerach – dziś znajdziemy je w lodówkach, pralkach, kasach fiskalnych itp.
Jesteście firmą z kapitałem całkowicie polskim? Nie ma żadnego kapitału zagranicznego?
MW: Nasza firma reprezentuje stuprocentowo polski, rodzinny kapitał. Zdaję sobie więc sprawę z tego, że jesteśmy dość nietypową firmą w tym sektorze. Staramy się walczyć tym, co rodzice wypracowali przez trzydzieści parę lat.
Rodzinna firma, która stawia na jakość, a nie tylko na cenę. Z czego wynika fakt, że suwerenność technologiczna stała się w dzisiejszym świecie tak ważna?
WW: Suwerenność technologiczna to pojęcie, które pojawiło się stosunkowo niedawno, po takich wydarzeniach jak pandemia COVID, kiedy zobaczyliśmy, że brak czipów zatrzymał produkcję samochodową w Niemczech. Suwerenność technologiczna polega na tym, że dany kraj jest niezależny, czyli może sam sterować swoją gospodarką. W tej chwili Europa nie jest suwerenna technologicznie, ponieważ produkcja, w tym czipów, została wyeksportowana do Azji. Natomiast od jakiegoś czasu dostrzegamy zrozumienie w wielu kręgach politycznych, że musimy mieć w Europie producentów wysokich technologii. I z tego się bardzo cieszymy.
MW: Dziś widać wyraźnie, że technologia stała się narzędziem politycznego i gospodarczego nacisku. Wyraźnie widać to na przykładzie rywalizacji USA i Chin, w której technologia stała się kluczowym narzędziem w wyścigu o dominację i w budowaniu pozycji na arenie międzynarodowej, często poprzez celowe ograniczanie dostępu do najnowszych rozwiązań.
Polityka zależności, nacisku i szantażu technologicznego tak naprawdę jest już bardzo widoczna i ludzie o tym otwarcie mówią. W związku z tym musimy teraz skupić się na stopniowym zmniejszaniu zależności technologicznej. To długa droga, bo jeszcze 20 lat temu Europa odpowiadała za jedną piątą światowej produkcji półprzewodników – to rynek, na którym dziś działamy. Dzisiaj to niespełna jedna dziesiąta. Natomiast Chiny w tym samym czasie z mniej więcej 1 proc. zwiększyły udział w rynku do około 20 proc. Ta dynamika jest niestety bardzo niekorzystna dla Europy.
Jak to się stało, że doszliśmy do takiego uzależnienia, jeżeli chodzi o łańcuchy dostaw?
MW: Myślę, że przede wszystkim dominowała kwestia ceny. Cały czas myśleliśmy o tym, że wszyscy są przyjaciółmi: Europa, Chiny, Stany Zjednoczone. Dzisiaj coraz wyraźniej widać, że geopolityka ma ogromne znaczenie. Europa przez lata podchodziła do tego w prosty sposób: skoro w Chinach jest taniej, to tam przenosimy produkcję – i w efekcie wyeksportowaliśmy dużą część naszego przemysłu. Na początku lat dwutysięcznych Europa miała jakieś 25 proc. udziału w światowej produkcji przemysłowej, dzisiaj to około 15 proc. W tym samym czasie Chiny z 7 proc. zwiększyły swój udział do 30 proc., bo my myśleliśmy tylko w kategorii ceny, a nie w kategoriach długoterminowych celów strategicznych. Chiny miały perspektywę tego, co jest ważne, co będzie ważne za 5, 10 lat, i po prostu konsekwentnie wprowadzały tę politykę w życie, zresztą z sukcesem.
Wspomnieli Państwo o pandemii COVID-19, ale mamy też obecną sytuację geopolityczną, czyli wojnę w Ukrainie. Jak w obliczu tych wyzwań powinniśmy dbać o produkcję?
WW: Musimy dbać o produkcję w Polsce, ponieważ w przypadku konfliktu będziemy musieli używać nowoczesnej broni, a nowoczesna broń to np. drony. W tych wszystkich urządzeniach są półprzewodniki i trudno produkować tę broń tutaj w sposób ciągły i niezależny, jeżeli półprzewodniki są sprowadzane z krajów trzecich. My produkujemy pamięć, która też jest częścią zaawansowanej broni i jesteśmy jednym z elementów, który może budować tę suwerenność technologiczną.
Mówili Państwo o Chinach. To rzeczywiście jeszcze 30 lat temu była "światowa fabryka". Obecnie to kraj, który mocno się rozwija. Czego powinniśmy jak najszybciej zacząć się uczyć od Chin?
WW: Jesteśmy innym krajem niż Chiny, ale mimo wszystko pewne dobre rzeczy można od Chin przejąć. To, co Chiny zrobiły świetnie, to polityka „Made in China”, którą ogłosiły dekadę temu. Zobaczyły, czy też wiedziały, że mają bardzo duży rynek wewnętrzny, a administracja rządowa, samorządowa i lokalna jest bardzo dużym graczem na tym rynku, graczem zamawiającym. W związku z tym wprowadzili takie przepisy, że docelowo każdy komputer, który będzie używany w administracji, musi mieć płytę główną, procesor, pamięć, czyli krytyczne komponenty wyprodukowane w Chinach. Chińczycy chcą być niezależni. Polska jest zamożnym i dużym krajem, w którym rząd i administracja rządowa też jest bardzo dużym graczem zamawiającym duże ilości sprzętu komputerowego.
MW: Dużo mówi się o zapraszaniu zagranicznych inwestorów azjatyckich, aby przyszli do Europy i otworzyli swoje fabryki ze wsparciem naszych dotacji, czyli tak naprawdę naszych podatków. Jest to jednak rozwiązanie punktowe, które częściowo też jest potrzebne, ale pamiętajmy, że to, skąd pochodzi kapitał, ma znaczenie.
Niedawno mówiło się, że nie ma znaczenia, skąd pochodzi kapitał.
WW: Nasz premier bardzo mądrze powiedział, że kapitał ma narodowość.
MW: Myślę, że tutaj chodzi o to, że jeżeli zapraszamy do siebie światowych gigantów, to trzeba to robić na zasadzie joint venture, tak żeby część know-how została również w Europie. Nie na takiej zasadzie, że zapraszamy te firmy, dofinansowujemy je, a one w momencie, w którym dotacje się skończą, wrócą do siebie. Kolejna istotna kwestia jest taka, że jeżeli chodzi o technologię sprzętu, to kluczowe znaczenie ma skala. Dla tej skali kluczowe znaczenie ma ekosystem, bo po co otwierać tutaj fabrykę półprzewodników, jeżeli nie mamy kolejnych elementów łańcucha dostaw, czyli ktoś później z tego krzemu nie tworzy układów scalonych. Z tych układów scalonych moglibyśmy tworzyć pamięci, procesory, następnie wsadzić je do płyty głównej, a potem stworzyć z nich komputer.
Musimy myśleć trochę odważniej jako Polacy, Europejczycy, żeby większa część tej wartości dodanej zostawała tutaj, a nie w Azji. To jest kluczowe.
Można stwierdzić, że to już ostatni dzwonek – zarówno dla Europy, jak i dla Polski. Jakiego rodzaju wzmocnień czy form pomocy ze strony państwa oczekują takie firmy jak Wasza, by kontynuować rozwój?
WW: Wydaje mi się, że państwo rozumie już, co jest potrzebne. Mieliśmy ostatnio do czynienia z wielokrotnymi deklaracjami premiera Tuska i innych przedstawicieli rządu na temat wspomagania polskiej produkcji. To dotyczy szczególnie półprzewodników. Państwo musi zamawiać polskie produkty, wtedy będzie budowało nasz ekosystem, czy to półprzewodnikowy, czy też każdy inny.
MW: Chodzi o to, że jeśli mamy impuls państwa, taki jak ten, który zasila np. gospodarkę Chin i sprawia, że staje się ona niezależna, to ważne jest, żeby wykorzystać go przede wszystkim poprzez firmy polskie lub europejskie, a nie np. te z Azji czy z Ameryki Północnej. Im więcej produkujemy tutaj, tym większa jest skala polskich biznesów, tym więcej jesteśmy w stanie inwestować w R&D i w swoje brandy. Docelowo to będzie dla nas przełomowe, ponieważ okres, kiedy Polska była krajem taniej siły roboczej, się kończy. Ta luka między Polską a Europą Zachodnią bardzo szybko się zmniejsza i w efekcie, jeżeli naszą jedyną docelową przewagą jest siła robocza, to ta przewaga się za chwilę skończy. I wtedy kluczowe będzie to, ile przeznaczyliśmy na R&D i ile jest polskich marek, które są widoczne na zewnątrz i które są w stanie konkurować know-how, brandem, a nie tylko ceną.
Czyli potrzeba jasnego sygnału i konkretnej pomocy. Jeśli tak by się stało, to jak Państwo widzą swoją firmę i podobne firmy za dekadę? Czy mamy szansę stać się drugim Tajwanem, a może nawet drugimi Chinami?
WW: Oczywiście, że możemy się stać drugim Tajwanem czy Chinami. My widzimy siebie jako firmę technologiczną. Technologia w pamięciach rozwija się bardzo dynamicznie i to, o czym wszyscy teraz mówimy, to sztuczna inteligencja. Ta sztuczna inteligencja potrzebuje niesamowitej wręcz ilości pamięci, a pamięć jest tym, czym się zajmujemy. Tak więc widzimy przyszłość swojej firmy jasno, ale też widzimy bardzo pozytywną przyszłość dla całej polskiej gospodarki, jeżeli te działania, o których mówimy, będą skonsolidowane.