Już 12 górników głoduje w "Budryku"
We wtorek podziemną głodówkę rozpoczęło sześciu górników, w środę rano przyłączyło się czterech kolejnych. O tym, że liczba głodujących wzrosła do 12, poinformował w czwartek PAP jeden z liderów protestu Grzegorz Bednarski.
Na innym poziomie kopalni, 700 metrów pod ziemią, protest okupacyjny prowadzi 150 górników. Kilkuset dalszych okupuje zakład na powierzchni. Strajk w "Budryku" trwa już ponad miesiąc.
"Zwiększenie liczby głodujących to konsekwencja ostatnich wypowiedzi wicepremiera Pawlaka i tego, w jaki sposób potraktowano w Warszawie żony górników" - oświadczył Bednarski.
W środę kilkadziesiąt żon górników z "Budryka" przyjechało do Warszawy, by spotkać się z wicepremierem, ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem. Pawlak jednak tego dnia składał wizytę w Lublinie. Powiedział tam, że żony górników niepotrzebnie przyjechały do stolicy, bo sytuację należy rozwiązać w samej kopalni. "Przestańcie się zasłaniać kobietami, panowie" - apelował do działaczy związkowych.
Żony górników czekały na wicepremiera w centrum "Dialog", gdzie do wieczora prowadziły rozmowy z przedstawicielami resortu gospodarki. Wicepremier nie przybył na rozmowy z nimi. Kobiety zdecydowały o pozostaniu na noc w Warszawie.
W czwartek w południe w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim ma się zebrać prezydium Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego (WKDS), które zdecyduje, czy sytuacja w "Budryku" będzie przedmiotem obrad Komisji. Zwrócił się o to zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej, który dotychczas prowadził negocjacje z protestującymi.
Przedstawiciele komitetu strajkowego - choć zapowiadają, że na obrady WKDS na pewno by się wybrali - są sceptyczni co do możliwości zażegnania konfliktu na tym forum.
"W skład WKDS wchodzą związki zawodowe, które nie popierają naszego protestu, a wojewoda śląski, który przewodniczy prezydium Komisji, był przecież niedawno podwładnym obecnego prezesa JSW (obecny wojewoda, przed objęciem swojej funkcji pracował w strukturach związanych z JSW - PAP)" - podkreśla Bednarski.
Dlatego, niezależnie od obrad WKDS, związkowcy ciągle domagają się spotkania z Pawlakiem, któremu - jak mówią - chcą przedstawić prawdziwą sytuację w kopalni. W opinii komitetu strajkowego, wicepremier jest dezinformowany w tej sprawie.
Na początku stycznia, wbrew oczekiwaniom protestujących, WKDS nie zajęła się sprawą "Budryka". Odnosząc się do konfliktu przedstawiciele Komisji przypomnieli "o spełnieniu wszystkich formalno-prawnych wymogów określonych w ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych". Pracodawca od początku uważa strajk w "Budryku" za nielegalny.
Według nadzoru górniczego, w kopalni występuje zagrożenie pożarowe, związane z przerwą w wydobyciu. W czwartek rano pod ziemię zjechał przedstawiciel Głównego Instytutu Górnictwa - który ma pobrać próbki węgla, co pozwoli na dokładniejszą ocenę zagrożenia - oraz przedstawiciel Okręgowego Urzędu Górniczego w Gliwicach.
Protestujący chcą zarabiać co najmniej tyle, ile w najgorzej opłacanej kopalni JSW, której częścią stał się niedawno samodzielny dotąd "Budryk". Oznaczałoby to ok. 500 zł średniej podwyżki za ubiegły rok. Dotychczasowe negocjacje z zarządem spółki zakończyły się fiaskiem.
pap, ss