W sprawie restrukturyzacji stoczni KE daje czas do czwartku

Dodano:
photos.com
Unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes, która spotkała się w środę z ministrem skarbu Aleksandrem Gradem, zażądała poprawek do planów restrukturyzacji polskich stoczni. Do czwartku, po pilnym spotkaniu z inwestorami, polski rząd ma nadesłać dodatkowe informacje.

KE zagroziła, że negatywna decyzja w sprawie zwrotu udzielonej stoczniom Szczecin i Gdynia pomocy może zapaść już w przyszłym tygodniu, najpewniej w środę 16 lipca.

Oficjalny komunikat KE wydany po spotkaniu głosił, że komisarz Kroes "wyraziła poważne wątpliwości" co do planów dotyczących Szczecina, Gdyni i Gdańska, przesłanych przez rząd do Brukseli 26 czerwca.

W rozmowie z dziennikarzami rzecznik pani komisarz Jonathan Todd był bardziej stanowczy. Powiedział, że żaden z planów nie spełnia stawianych przez KE warunków, bowiem przewidują one dalszą, dodatkową pomoc państwa, nie gwarantują długoterminowej rentowności zakładów oraz wystarczającego udziału własnego inwestorów.

"Na podstawie informacji, którymi dziś dysponujemy, KE nie ma innej możliwości, jak tylko wydać negatywną decyzję w sprawie Szczecina i Gdyni. Może ona zapaść już w przyszłym tygodniu" - oświadczył Todd.

W sprawie tych dwóch stoczni Polska dostała do czwartku czas na przesłanie dodatkowych dokumentów. "Ja zrobię wszystko, żeby taką informację przekazać" - zadeklarował Grad dziennikarzom po spotkaniu.

Powiedział, że podziela wiele zastrzeżeń KE do stanowiska inwestorów, którzy stawiają żądania finansowe pod adresem Skarbu Państwa - niedopuszczalne z punktu widzenia KE.

"Inwestorzy muszą ograniczyć żądania zaangażowania pieniędzy publicznych we współfinansowanie stoczni w tym zakresie, gdzie stocznie mają zobowiązania z przeszłości, ale również tych kwestii, które będą dotyczyły bieżącego działania stoczni" - powiedział Grad.

"Inwestorzy muszą mieć świadomość: te oczekiwania muszą być ograniczone, bo inaczej z KE nie uzgodnimy programów" - podkreślił.

W czwartek wieczorem ma się odbyć spotkanie "ostatniej szansy" z inwestorami: firmą ISD, która ma już stocznię w Gdańsku i chce kupić zakład w Gdyni, a przedstawiła połączony plan restrukturyzacji zakładów, oraz zainteresowanym Stocznią Szczecińską Nowa Mostostalem-Chojnice, który połączył siły z norweską stocznią Ulstein.

Grad powiedział, że najwięcej problemów jest ze stoczniami w Gdańsku i Gdyni, gdzie "inwestor jeszcze na ostatnich spotkaniach wyartykułował kolejne żądania, kolejne oczekiwania, na co ja się zgodzić nie mogę, a tym bardziej KE".

Minister odmówił podania konkretnych kwot, ale apelował: "inwestorzy muszą dzisiaj ponownie przeanalizować swoje oczekiwania w stosunku do Skarbu Państwa i doprowadzić je do jakiegoś poziomu zdroworozsądkowego". Protestował przeciwko scenariuszowi, w którym "setki milionów czy miliardy Skarb Państwa włoży po to, żeby oddać te przedsiębiorstwa za darmo bądź dopłacić".

"Dzisiaj największym deficytem jest czas, a dwa - zbyt duże żądania inwestorów (co do) partycypowania w rozwiązaniu problemu finansowego stoczni" - dodał minister. Wyraził nadzieję, że inwestorzy ustąpią, a dosłane w czwartek dokumenty skłonią KE, by dała Polsce więcej czasu na prywatyzację stoczni w Gdyni i Szczecinie. Wyznaczony termin upływa 15 lipca.

Właśnie dlatego, że Gdańsk jest sprywatyzowany, KE dała Polsce nieco więcej - nie precyzując ile - czasu na poprawki planu restrukturyzacji tej stoczni. Rzecznik Todd zastrzegł jednak, że nie przesądza to zatwierdzenia przez KE przyznanej pomocy.

"Gdańsk jest już sprywatyzowany, więc restrukturyzacja jest potencjalnie mniej skomplikowana niż w przypadku Gdyni i Szczecina. Przypadek Gdańska nie jest negatywny, ale nie powiedziałbym, że jest pozytywny" - powiedział Todd.

KE, która mówiła dotąd, że otwierając przed trzema laty swoje śledztwo szacowała wielkość udzielonej pomocy na ok. 5 mld złotych, odmawia podania kwot, których zwrot grozi stoczniom. Nieoficjalne źródła w KE ujawniły, że całość przyznanej pomocy wynosi 1,3 mld euro w przypadku Gdyni, 640 mln euro w przypadku Szczecina oraz 218 mln euro w przypadku Gdańska, czyli w sumie ponad 2,1 mld euro (ponad 7 mld złotych). Nie oznacza to jednak, że tyle byłoby ewentualnie do zwrotu: kwoty te obejmują także wszystkie gwarancje kredytowe, nie wiadomo zaś, czy te kredyty były rzeczywiście kiedykolwiek przez stocznie wykorzystane.

Rzecznik Todd był też pytany o doniesienia, że przedstawiciel KE radził inwestorom, by zaczekali z kupnem Stoczni Szczecińskiej do czasu jej nieuchronnej upadłości, bo wtedy będzie ona znacznie tańsza. Według serwisu tvp.info ma to wynikać z notatki, która została autoryzowana przez wszystkich uczestników spotkania 20 czerwca z udziałem przedstawicieli KE, norweskiej spółki Ulstein Group oraz urzędników z polskiego przedstawicielstwa przy UE.

"Nie do KE należy sugerowanie prywatnym inwestorom, jak mają postępować. KE wyjaśniła inwestorom, jakie są warunki, aby plany resktrukturyzacji mogły być uznane za zgodne z zasadami" - powiedział Todd. Według niego jednak "jedna rzecz jest jasna": jeśli nawet zapadnie negatywna decyzja w sprawie stoczni i ogłoszą one upadłość, to niekoniecznie oznacza zakończenie ich działalności gospodarczej.

pap, keb

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...