Rosja wznowiła dostawy gazu do Europy
Pierwsze partie paliwa - 3,126 mln metrów sześciennych na godzinę - popłynęły przez stację pomiarową Sudża, w obwodzie kurskim, w południowo-zachodniej Rosji, w kierunku stacji Orłowka, na południu Ukrainy. Gaz ten przeznaczony jest dla odbiorców w Mołdawii, na Bałkanach i w Turcji.
Surowiec powinien dotrzeć do adresatów po 24-30 godzinach, czyli najpóźniej w środę, ok. 16.00 czasu moskiewskiego (14.00 czasu polskiego).
Ukraiński Naftohaz potwierdził, że otrzymał od Gazpromu zlecenie na przetransportowanie tranzytem 76 mln metrów sześciennych gazu w ciągu doby.
Komisja Europejska (KE) "przyjęła z zadowoleniem" we wtorek informację o wznowieniu dostaw gazu rosyjskiego, dodając, że jej obserwatorzy "sprawdzą to w terenie" - powiedział rzecznik KE.
Prezes rosyjskiego koncernu Aleksiej Miller zapowiedział w poniedziałek, że jeśli pierwsze partie paliwa w całości dotrą do odbiorców, Gazprom stopniowo zwiększy dostawy.
Rosyjski gaz płynie do Europy przez Ukrainę czterema gazociągami tranzytowymi.
Po uruchomieniu dostaw Gazprom zażądał od Ukrainy, by dostarczyła gaz do Europy natychmiast, a nie po 36 godzinach, jak wcześniej zapowiedzieli to ukraińscy specjaliści.
Rzecznik rosyjskiego monopolisty Siergiej Kuprijanow oświadczył, że z chwilą rozpoczęcia tłoczenia rosyjskiego gazu do ukraińskiego systemu przesyłowego ilość paliwa na wyjściu, na zachodniej granicy Ukrainy, powinna być taka sama, jak na wejściu, na wschodniej granicy.
"W momencie wymuszonego przerwania przez Gazprom dostaw gazu w dniu 7 stycznia magistrale tranzytowe na terytorium Ukrainy były wypełnione rosyjskim paliwem. W konsekwencji powinny mieć ciśnienie niezbędne do równoległego tłoczenia gazu na wejściu i wyjściu z systemu przesyłowego Ukrainy" - dodał Kuprijanow.
W ocenie przedstawiciela Gazpromu oświadczenie Naftohazu, zgodnie z którym rosyjski surowiec dotrze na zachodnią granicę Ukrainy dopiero po 36 godzinach, "wywołuje zdumienie i jest sprzeczne z obowiązującym kontraktem".
Rzecznik ukraińskiego Naftohazu Wałentyn Zemlanski oznajmił, że gaz wtłoczony przez Rosjan do ukraińskich rurociągów we wtorek rano nie może trafić w tej samej chwili do odbiorców w innych państwach europejskich, o czym Gazprom wie, bo zna technologię przepływu gazu.
Zemlanski wskazał, że rosyjski monopolista mógłby przyspieszyć przesył gazu dla konsumentów za południową i zachodnią granicą Ukrainy, gdyby puścił paliwo przez gazociągi ze stacji Sachranowka i Pisariewka, gdyż - jak powiedział - są sprawniejsze niż stacja Sudża, przez którą wznowiono tłoczenie.
Rosja wstrzymała tranzyt surowca przez terytorium Ukrainy 7 stycznia, zarzucając stronie ukraińskiej przejmowanie gazu, przeznaczonego dla odbiorców w innych krajach Europy.
Kijów odrzucił oskarżenia o kradzież paliwa. Przyznał jednak, że zatrzymywał na swoim terytorium 21 mln metrów sześciennych transportowanego gazu na dobę dla podtrzymania ciśnienia w swoim systemie przesyłowym.
Pod presją Unii Europejskiej oba kraje podpisały w poniedziałek protokół o wznowieniu tranzytu rosyjskiego surowca przez ukraińskie terytorium.
Dokument ten przewiduje m.in. że przesył gazu z Rosji przez Ukrainę do UE będzie monitorowany przez międzynarodowych obserwatorów rozmieszczonych w stacjach pomiarowych na granicach i w podziemnych magazynach paliwa na ukraińskim terytorium.
Nie oznacza to jednak zażegnania konfliktu. Gazprom ostrzegł już, że ponownie zakręci kurki, jeśli Ukraina znów zacznie zatrzymywać gaz na potrzeby techniczne. Naftohaz zapowiedział otwarcie, że będzie to czynić, gdyż nie ma możliwości pobrania na te cele surowca ze swoich magazynów.
Według Gazpromu, jeśli Naftohaz nie może zagwarantować gazu technicznego z własnych zasobów, powinien go pozyskać, a nie pobierać bezprawnie z magistrali tranzytowych.
Skutki rosyjsko-ukraińskiego sporu odczuło 15 państw Europy, w tym Polska.
ND, PAP