Kiedy złoty przestanie spadać?
Zaznaczył, że wzrost deficytu musiałby jednak zatrzymać zmniejszający się w Polsce wzrost PKB. Zdaniem ekonomisty, obecny spadek wartości złotego związany jest z gorszymi perspektywami polskiej gospodarki.
"Rynki finansowe - w przeciwieństwie do tego, co mówi rząd - nie martwią się deficytem budżetowym, ale o wiele bardziej wzrostem gospodarczym w Polsce, który drastycznie spada z miesiąca na miesiąc" - wyjaśnił Piątkowski. Dlatego zwiększenie deficytu budżetowego "paradoksalnie mogłoby przyczynić się jeśli nie do wzmocnienia złotego, to do zatrzymania spadku waluty".
"Kurs złotego oderwał się od rodzimych realiów i od polityki gospodarczej prowadzonej w Polsce, a stał się przedmiotem globalnej gry spekulacyjnej" - powiedział. Podkreślił przy tym, że nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak długo złoty będzie tracił na wartości.
"Światowy rynek może w każdej chwili zacząć grać na wzmocnienie złotego. To może stać się dzisiaj, za tydzień czy za miesiąc" - wskazał.
Zaznaczył, że obecnie dla kursu złotego polityka prowadzona przez nasz rząd i sytuacja polskiej gospodarki ma mniejsze znaczenie niż wycofywanie kapitału z Polski przez zagranicznych inwestorów.
"Jakże inaczej wytłumaczyć to, że tego samego dnia, w którym rząd ogłasza drastyczne ciecia wydatków, dokonuje się jedna z największych w historii jednodniowych przecen złotego? To wskazuje na to, że kurs złotego nie odzwierciedla realiów gospodarczych w Polsce i że wielkość deficytu budżetowego ma małe znaczenie dla tego kursu, bo w takiej sytuacji złoty powinien się umocnić, a nie osłabić" - powiedział ekonomista.
Piątkowski nie spodziewa się drastycznego wzrostu odsetka niespłacanych kredytów mieszkaniowych w związku ze spadkiem kursu złotego. Zastrzegł jednak, że jeżeli złoty będzie słabł, to z każdym miesiącem sytuacja kredytobiorców będzie się pogarszać.
Podkreślił też, że słaby złoty nie musi być zły dla gospodarki. "Dzięki niemu możemy wydobyć się z tej recesji szybciej, bo przy takim kursie jesteśmy konkurencyjną gospodarką, a przy kurczących się rynkach zagranicznych będziemy mogli zwiększyć na nich swój udział i spadek naszego eksportu nie będzie aż tak duży" - powiedział.
Silne osłabienie złotego może być zwiastunem odwrócenia trendu na rynku walutowym - uważa ekspert Open Finance Emil Szweda.W środę nasza waluta po raz kolejny straciła na wartości. Frank szwajcarski kosztuje 3,13 zł, a za euro trzeba zapłacić 4,67 zł.
"Przyspieszenie osłabienia zwykle poprzedza zmianę. Bardziej jestem skłonny wierzyć w to, że mamy do czynienia ze spekulacyjnym osłabieniem złotego" - powiedział PAP Szweda.
"Możemy podejrzewać, że istnieją jakieś duże opcje na rynku, pod które +toczy się gra+, a nie, że mamy do czynienia z jakimś fundamentalnym odwrotem od złotego" - zaznaczył.
"Samego momentu, kiedy złotówka zacznie się umacniać, nikt nie może przewidzieć. Sytuacja jest tak dynamiczna, że nie dziwiłbym się, gdyby to nastąpiło szybko" - dodał.
Ocenił, że doprowadzenie do sytuacji, w której kurs franka osiągnie poziom 2,80-2,90 zł, będzie dużym sukcesem. Jego zdaniem nie jest możliwe, by kiedykolwiek doprowadzić jeszcze do tego, by szwajcarska waluta kosztowała 2 zł.
"Nigdy nie wrócimy do franka na poziomie 2 zł. Jeżeli Polska wejdzie do ERM2, to wówczas będziemy stabilizować notowania euro i złotego na wyższym poziomie. Potem złoty zostanie zastąpiony przez euro i już nigdy nie będzie czegoś takiego, jak 2 zł za franka" - ocenił.
Analityk zaznaczył, że raty kredytów zaciągniętych w obcych walutach, np. we frankach szwajcarskich, wzrosną w najbliższym czasie.
"W następstwie tego co widzimy, raty na pewno wzrosną. W bardziej odległym terminie możemy się spodziewać, że sytuacja się trochę ustabilizuje" - prognozuje.
Szweda przestrzegł przed przewalutowaniem kredytów.
"Przewalutowanie kredytów to jest +pętla na szyję+. Jeżeli ktoś zaciągał kredyt, kiedy frank kosztował 2 zł, to znaczy, że jego zobowiązania wzrosły o 55 proc. Jeżeli ktoś pożyczył pół miliona, to teraz jest winien 800 tys. Jego rata wzrośnie w takim układzie o ok. 100 proc." - powiedział.Frank szwajcarski może znów kosztować około 2 złote najwcześniej za 4-5 lat - prognozuje ekspert portalu Comperia.pl Bartłomiej Samsonowicz.
W środę nasza waluta po raz kolejny straciła na wartości. Frank szwajcarski kosztuje 3,13 zł, a za euro trzeba zapłacić 4,67 zł.
"Trudno wnioskować, co się wydarzy w najbliższych dniach. W dłuższym okresie można z większym prawdopodobieństwem powiedzieć, że kurs (złotego - PAP) będzie się umacniał" - powiedział w środę PAP.
"To będzie proces powolny. Raczej nieprędko zobaczymy franka na poziomie 2 zł" - ocenił. Dodał, że podobna sytuacja z niskim kursem złotego miała miejsce w Polsce w 2004 roku, a frank osiągnął poziom 2 zł dopiero po około 5 latach od tego wydarzenia.
"Myślę, że teraz może być podobnie" - zaznaczył ekspert.
Jego zdaniem, jeżeli złotówka nadal będzie się osłabiać w stosunku do innych walut, to raty kredytów walutowych mogą po raz kolejny wzrosnąć.
"Jeżeli sytuacja w regionie będzie niekorzystna, jeśli inwestorzy będą wycofywali się z Europy Środkowo-Wschodniej, jeśli będzie cały czas utrzymana presja na złotego, to może się okazać, że koszty kredytu zdecydowanie wzrosną" - podkreślił.
Samsonowicz zaznaczył, że w najgorszej sytuacji są osoby, które zaciągnęły kredyty walutowe na przełomie lipca i sierpnia 2008 roku. Kredyty były wówczas wypłacane po kursie franka szwajcarskiego na poziomie 1,90 zł. Przykładowo, dla kredytu w wysokości 300 tys. zł miesięczna rata wzrosła już o ponad 200 zł.
Ocenił, że słaby kurs złotego powoduje, iż kredyty walutowe są coraz mniej atrakcyjne. "Raty kredytów we frankach zaczynają się zrównywać z ratami kredytów w złotych" - ocenił.pap, keb
Pitbul: pies na polityków. Nowy portal rozrywkowy zaprasza!