Prywatyzacja jest be!
Dodano:
Najwybitniejszy polski ekonomista, a przy okazji minister gospodarki, Waldemar Pawlak, uważa, że prywatyzacja to bardzo dobra rzecz. Byle nie przeprowadzano jej teraz. „Trzeba rozsądnej prywatyzacji, a nie masowej, szybkiej wyprzedaży” – deklaruje. Poza tym, to państwowe spółki trzeba sprzedać ich pracownikom i menadżerom. Pierwszym – bo się im należy, drugim – bo przecież (co jest oczywiste!) świetnie nimi zarządzają. Wszystko, byleby polski majątek nie wpadł w łapska Niemca, Ruska, a może i nawet samego Diabła.
Powodów, by prywatyzacji m.in. KGHM Polskiej Miedzi, czy Lotosu nie było, jest jak zwykle mnóstwo. Od ekonomicznych („Pójdzie za grosze!"), przez społeczne („A co z biednymi związkowcami?!"), po patriotyczne („Rozkupią nas!’). Dlatego minister skarbu Aleksander Grad, który być może dzielił już skórę na niedźwiedziu i cieszył się z dodatkowych 36 miliardów, obejdzie się smakiem. A figę! Tusk i Pawlak zadbają już o to, żeby prywatyzowano rozsądnie i powoli. Nie można tak od razu wszystkiego oddać prywaciarzom.
Nie ukrywam, że pomysł ministra Skarbu rozbudził moje nadzieje na to, że rząd PO wreszcie zrobi coś liberalnego w gospodarce. Zwłaszcza, że nie potrzebował ku temu ani zgody Sejmu, ani prezydenckiej akceptacji. Prywatyzując państwowe spółki, oprócz doraźnego i zbawiennego efektu łatania budżetu, oddano by ludziom to, co się im po prostu należy. Tzw. normalność, czyli świat, w którym państwo wie, że od biznesu powinno trzymać się zdała i tę wiedzę stosuje w praktyce. Niestety, cała sprawa skończy się na medialnym zamieszaniu. No i na zadowoleniu Grzegorza Schetyny, że przecież dotrzymał obietnicy wyborczej i nic związkowcom i ich firmom nie zrobi. Tak, z obietnicy ‘nicnierobienia’ rząd wywiązuje się znakomicie.
Nie ukrywam, że pomysł ministra Skarbu rozbudził moje nadzieje na to, że rząd PO wreszcie zrobi coś liberalnego w gospodarce. Zwłaszcza, że nie potrzebował ku temu ani zgody Sejmu, ani prezydenckiej akceptacji. Prywatyzując państwowe spółki, oprócz doraźnego i zbawiennego efektu łatania budżetu, oddano by ludziom to, co się im po prostu należy. Tzw. normalność, czyli świat, w którym państwo wie, że od biznesu powinno trzymać się zdała i tę wiedzę stosuje w praktyce. Niestety, cała sprawa skończy się na medialnym zamieszaniu. No i na zadowoleniu Grzegorza Schetyny, że przecież dotrzymał obietnicy wyborczej i nic związkowcom i ich firmom nie zrobi. Tak, z obietnicy ‘nicnierobienia’ rząd wywiązuje się znakomicie.