Polacy: ręce precz od naszych emerytur
Dziurawy budżet ZUS
Ministrowie Rostowski i Fedak chcieli, by do OFE trafiało nie 7,3 procent składki emerytalnej tylko 3 procent. Argumentowali to tym, że OFE i tak 60 procent środków muszą inwestować w papiery dłużne Skarbu Państwa, tymczasem dzięki zmianom więcej pieniędzy trafiałoby do ZUS. Ta ostatnia instytucja ma bowiem poważne problemy z domknięciem swojego budżetu. Przesunięcie składki wpłynęłoby na zmniejszenie długu publicznego, do którego wlicza się dotację do funduszy emerytalnych, która stanowi ok. 20 mld zł rocznie. Pomysł skrytykowała duża część polskich ekonomistów, uznając go za zamach na pieniądze przyszłych emerytów i powrót do monopolu państwa.
Tylko emeryci są "za"Okazuje się, że pomysł nie podoba się również większości Polaków. Przeciw propozycji rządu są zarówno klienci funduszy, jak i ci, którzy deklarują, że nie korzystają z ich usług. Największy sprzeciw pomysł napotyka wśród osób w wieku 30–49 lat i posiadających wyższe wykształcenie. Przeciwni zmianom są również pracownicy umysłowi, specjaliści, właściciele, dyrektorzy oraz urzędnicy. Przesunięcie składki ma za to zwolenników wśród emerytów i rencistów oraz gospodyń domowych. – Polacy intuicyjnie czują, że OFE mogą lepiej pomnażać ich pieniądze niż ZUS. Ci, którzy będą pobierać część emerytury z OFE za 20 czy 30 lat, liczą na to, że w długim czasie system ten się sprawdzi – uważa Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
"Rzeczpospolita", arb