Apartheid podatkowy
Dodano:
W Polsce nie ma jednego systemu podatkowego - o tym, jaki faktycznie podatek zapłacimy, decydują urzędnicy. Kto trwoni nasze pieniądze?
W Polsce nie ma jednego systemu podatkowego - o tym, jaki faktycznie podatek zapłacimy, decydują urzędnicy - członkowie Rady Ministrów, minister finansów i wyżsi urzędnicy tego resortu, naczelnicy urzędów (357) i izb skarbowych (16) oraz władze samorządowe (kilka tysięcy). Decyzją urzędników podatków i parapodatków (na przykład składki na FUS czy kasy chorych) można po prostu nie płacić albo płacić w znacznie mniejszym wymiarze niż wynika z przepisów. Urzędnicy mogą umorzyć każdą należność, przyznać ulgę, zwolnić z płacenia odsetek czy odroczyć płatność.
Lukę w dochodach państwa powstałą wskutek niebywałej hojności urzędników trzeba oczywiście uzupełnić - z podatków tych, którzy je uczciwie płacą. W ten sposób co roku kilka miliardów złotych z pieniędzy podatników przemienia się w darowiznę przyznawaną według uznania, bez naszej woli i wiedzy. Podatnicy i tak pokrywają koszty tej darowizny, bo jeśli wskutek zwolnień i ulg budżet ma mniejsze wpływy, rząd rekompensuje to wyższymi podatkami. Do niedawna tylko umorzenia podatku dochodowego powodowały, że każdy pracujący musiał potem oddać państwu dodatkowe 130 zł rocznie w podatkach (najczęściej pośrednich). W 2001 r. (takie są najnowsze dane) skorzystały z tej darowizny między innymi Polska Żegluga Morska w Szczecinie, KAZ - Dolzamet SA w Chojnicach, Bogmark sp. z o.o. w Łomży, WSK PZL Rzeszów, Tadeusz Muszyński z Olsztyna, Tkalnie Jedwabiu Floreta w Kamiennej Górze i Ajo sp. z o.o. w Jeleniej Górze.
System kubanów, czyli jak zostać podatnikiem uprzywilejowanym
Najbardziej zdumiewające jest to, że do 1997 r. decyzje o umorzeniach podatków dochodowych nie były nawet rejestrowane! Grupa kilku tysięcy osób upoważnionych do udzielania ulg i umorzeń (w czyim imieniu i jakim prawem?) mogła decydować o bycie firm i rodzin. Nie obowiązywały żadne reguły, więc pole do korupcji było ogromne. Przecież zamiast płacić uczciwie podatki, wystarczyło wręczyć łapówkę urzędnikowi i natychmiast poprawić kondycję firmy czy domowego budżetu. Jako żywo przypomina to rozpowszechniony w carskiej Rosji system kubanów, czyli "wziątków" - były one ważniejsze niż pensje urzędników. Ulgi i zwolnienia można też było załatwiać poprzez polityczną protekcję - wystarczyło mieć dojścia do urzędnikow Ministerstwa Finansów. KorupcjogennośćĘtakich praktyk była tym bardziej ewidentna, że przyznający ulgi urzędnicy nic nie ryzykowali, bo nikt ich przez lata nie kontrolował. Ministerstwo Finansów tylko kierowało do urzędów skarbowych "wskazówki", wedle których te odraczały, umarzały bądź odstępowały od pobierania podatków.
Szczególną skłonność do darowizn z naszych kieszeni mieli urzędnicy za czasów, gdy ministrem finansów był Grzegorz Kołodko. Dopiero Leszek Balcerowicz (minister finansów w rządzie Jerzego Buzka) zdecydował się na radykalne ograniczenie urzędniczej dobroczynności. Pierwszy wykaz umorzeń został opublikowany w 2000 r. (dotyczył roku 1999). Nadal nie wiadomo jednak, na jakiej podstawie urzędnicy szastali naszymi pieniędzmi - dopiero od kilku miesięcy muszą to uzasadniać. W latach 1993-1997 tylko umorzenia i zwolnienia z podatku dochodowego kosztowały podatników ponad miliard złotych rocznie. W 2001 r. minister finansów, urzędy i izby skarbowe umorzyły prawie 200 mln zł zobowiązań.
Uznaniowość, czyli podatkowe piekła i raje
- W niektórych okręgach podatkowych uznaniowe decyzje urzędników skarbowych po prostu uniemożliwiają prowadzenie działalności gospodarczej. Resort finansów obiecuje wprawdzie korzystne zmiany, ale są one ciągle niewidoczne - mówi Arkadiusz Protas, dyrektor Biura Interwencji Business Centre Club. - W Cieszynie, gdzie istnieje bodaj najgorszy urząd skarbowy w Polsce (najwięcej decyzji tego urzędu zakwestionował NSA), kilkadziesiąt firm już zbankrutowało, a ponad sto przeniosło się do innych miast - opowiada Zdzisław Jarmakowski, założyciel Stowarzyszenia Pomocy Podatnikom Pro Publico. Uznaniowość decyzji sprawia, że w Polsce powstaje swoista szachownica podatkowych piekieł (jak w Cieszynie) i rajów (jak w Warszawie).
W 1994 r. rzeszowska fabryka spółki Alima-Gerber, producenta soków i odżywek dla dzieci, stanęła na krawędzi bankructwa, gdyż z woli urzędnika skarbowego została ukarana (za zgodne z prawem stosowanie niższej stawki VAT) odsetkami karnymi w wysokości prawie 40 mln zł. Na szczęście izba skarbowa uchyliła tę decyzję. W 1996 r. UKS stwierdził z kolei, że firma Alima-Gerber miała obowiązek rejestrowania obrotu za pomocą kas fiskalnych, i zażądał 5,3 mln zł plus prawie 900 tys. zł odsetek. Po dwóch latach NSA uchylił decyzję UKS, ale koncern przeniósł się do Warszawy. Z kolei Ambra Janusza Palikota, do której należy 66 proc. polskiego rynku win musujących, wyprowadziła się do Warszawy z Woli Dużej koło Biłgoraja. Firmę upatrzył sobie oddział lubelskiego UKS w Zamościu. Po trzech latach nieustannych kontroli i siedmiu sprawach w NSA (wygranych przez Ambrę) w 1995 r. Palikot przeniósł siedzibę spółki do stolicy. Lokalny budżet stracił podatnika o rocznych przychodach sięgających 200 mln zł.
Ulgi, czyli dumping
Uznaniowość hamuje wzrost gospodarczy: lepsze firmy są fiskalnie łupione, natomiast gorsze mają preferencje, przez co utrzymują się na rynku, mimo że w normalnych warunkach nie byłyby konkurencyjne. To rodzaj dumpingu. - Fundamentem gospodarki rynkowej jest przejrzystość reguł gry. Jeśli są one niejasne, to po prostu nie ma gospodarki rynkowej. Okazuje się bowiem, że ktoś, nie płacąc podatku, obniża sobie sztucznie koszty albo poprawia zyskowność. Unia Europejska od dawna nam zarzuca, że jest to nielegalna pomoc państwa - uważa Jan Krzysztof Bielecki, były premier. System ulg jest tym bardziej demoralizujący, że podczas gdy jednych nagradza się nimi, inni nawet za niewielkie spóźnienia w płaceniu podatków są karani wysokimi grzywnami. Doszło do tego, że bardziej opłaca się "kupić" od urzędnika skarbowego zwolnienia i ulgi podatkowe niż uczciwie pracować na zysk.
Podatkowa schizofrenia
Ubiegłoroczna nowelizacja ordynacji podatkowej miała zapobiec uznaniowości decyzji organów skarbowych. Zakładano, że wszelkie ulgi i zwolnienia będą mieć charakter przedmiotowy, że będą dotyczyć określonych kategorii przedsiębiorstw, a nie pojedynczych podmiotów. Znalazła się jednak furtka umożliwiająca podejmowanie indywidualnych decyzji: art. 67 ordynacji przewiduje możliwość - w wypadkach uzasadnionych "ważnym interesem podatnika" lub "interesem publicznym" (co już brzmi jak PRL-owska nowomowa) - umarzania w całości lub w części zaległości podatkowej lub odsetek za zwłokę. Ocenę, kiedy mamy do czynienia z "ważnym interesem", pozostawiono przedstawicielom fiskusa. Decyzje nadal więc są podejmowane według uznania urzędników.
Dorota Macieja Rafał Pleśniak Współpraca: Piotr Andrzejewski
Pełny tekst artykułu "Apartheid podatkowy" w najbliższym 1012 numerze "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 15 kwietnia.
W tym samym numerze: Anioł stróż w kapsułce (stan naszego zdrowia będzie kontrolowany przez mikrochipy wstrzyknięte pod skórę)
oraz Sekswizj@ (o rosnącej popularności domowych pokazów erotycznych on line, z których dochody przekroczą wkrótce trzy miliardy euro rocznie)
a także Liga kobiet (Klub 22 to kobieca instytucja lobbingowa nazywana babską mafią lub masonerią w spódnicach).
Lukę w dochodach państwa powstałą wskutek niebywałej hojności urzędników trzeba oczywiście uzupełnić - z podatków tych, którzy je uczciwie płacą. W ten sposób co roku kilka miliardów złotych z pieniędzy podatników przemienia się w darowiznę przyznawaną według uznania, bez naszej woli i wiedzy. Podatnicy i tak pokrywają koszty tej darowizny, bo jeśli wskutek zwolnień i ulg budżet ma mniejsze wpływy, rząd rekompensuje to wyższymi podatkami. Do niedawna tylko umorzenia podatku dochodowego powodowały, że każdy pracujący musiał potem oddać państwu dodatkowe 130 zł rocznie w podatkach (najczęściej pośrednich). W 2001 r. (takie są najnowsze dane) skorzystały z tej darowizny między innymi Polska Żegluga Morska w Szczecinie, KAZ - Dolzamet SA w Chojnicach, Bogmark sp. z o.o. w Łomży, WSK PZL Rzeszów, Tadeusz Muszyński z Olsztyna, Tkalnie Jedwabiu Floreta w Kamiennej Górze i Ajo sp. z o.o. w Jeleniej Górze.
System kubanów, czyli jak zostać podatnikiem uprzywilejowanym
Najbardziej zdumiewające jest to, że do 1997 r. decyzje o umorzeniach podatków dochodowych nie były nawet rejestrowane! Grupa kilku tysięcy osób upoważnionych do udzielania ulg i umorzeń (w czyim imieniu i jakim prawem?) mogła decydować o bycie firm i rodzin. Nie obowiązywały żadne reguły, więc pole do korupcji było ogromne. Przecież zamiast płacić uczciwie podatki, wystarczyło wręczyć łapówkę urzędnikowi i natychmiast poprawić kondycję firmy czy domowego budżetu. Jako żywo przypomina to rozpowszechniony w carskiej Rosji system kubanów, czyli "wziątków" - były one ważniejsze niż pensje urzędników. Ulgi i zwolnienia można też było załatwiać poprzez polityczną protekcję - wystarczyło mieć dojścia do urzędnikow Ministerstwa Finansów. KorupcjogennośćĘtakich praktyk była tym bardziej ewidentna, że przyznający ulgi urzędnicy nic nie ryzykowali, bo nikt ich przez lata nie kontrolował. Ministerstwo Finansów tylko kierowało do urzędów skarbowych "wskazówki", wedle których te odraczały, umarzały bądź odstępowały od pobierania podatków.
Szczególną skłonność do darowizn z naszych kieszeni mieli urzędnicy za czasów, gdy ministrem finansów był Grzegorz Kołodko. Dopiero Leszek Balcerowicz (minister finansów w rządzie Jerzego Buzka) zdecydował się na radykalne ograniczenie urzędniczej dobroczynności. Pierwszy wykaz umorzeń został opublikowany w 2000 r. (dotyczył roku 1999). Nadal nie wiadomo jednak, na jakiej podstawie urzędnicy szastali naszymi pieniędzmi - dopiero od kilku miesięcy muszą to uzasadniać. W latach 1993-1997 tylko umorzenia i zwolnienia z podatku dochodowego kosztowały podatników ponad miliard złotych rocznie. W 2001 r. minister finansów, urzędy i izby skarbowe umorzyły prawie 200 mln zł zobowiązań.
Uznaniowość, czyli podatkowe piekła i raje
- W niektórych okręgach podatkowych uznaniowe decyzje urzędników skarbowych po prostu uniemożliwiają prowadzenie działalności gospodarczej. Resort finansów obiecuje wprawdzie korzystne zmiany, ale są one ciągle niewidoczne - mówi Arkadiusz Protas, dyrektor Biura Interwencji Business Centre Club. - W Cieszynie, gdzie istnieje bodaj najgorszy urząd skarbowy w Polsce (najwięcej decyzji tego urzędu zakwestionował NSA), kilkadziesiąt firm już zbankrutowało, a ponad sto przeniosło się do innych miast - opowiada Zdzisław Jarmakowski, założyciel Stowarzyszenia Pomocy Podatnikom Pro Publico. Uznaniowość decyzji sprawia, że w Polsce powstaje swoista szachownica podatkowych piekieł (jak w Cieszynie) i rajów (jak w Warszawie).
W 1994 r. rzeszowska fabryka spółki Alima-Gerber, producenta soków i odżywek dla dzieci, stanęła na krawędzi bankructwa, gdyż z woli urzędnika skarbowego została ukarana (za zgodne z prawem stosowanie niższej stawki VAT) odsetkami karnymi w wysokości prawie 40 mln zł. Na szczęście izba skarbowa uchyliła tę decyzję. W 1996 r. UKS stwierdził z kolei, że firma Alima-Gerber miała obowiązek rejestrowania obrotu za pomocą kas fiskalnych, i zażądał 5,3 mln zł plus prawie 900 tys. zł odsetek. Po dwóch latach NSA uchylił decyzję UKS, ale koncern przeniósł się do Warszawy. Z kolei Ambra Janusza Palikota, do której należy 66 proc. polskiego rynku win musujących, wyprowadziła się do Warszawy z Woli Dużej koło Biłgoraja. Firmę upatrzył sobie oddział lubelskiego UKS w Zamościu. Po trzech latach nieustannych kontroli i siedmiu sprawach w NSA (wygranych przez Ambrę) w 1995 r. Palikot przeniósł siedzibę spółki do stolicy. Lokalny budżet stracił podatnika o rocznych przychodach sięgających 200 mln zł.
Ulgi, czyli dumping
Uznaniowość hamuje wzrost gospodarczy: lepsze firmy są fiskalnie łupione, natomiast gorsze mają preferencje, przez co utrzymują się na rynku, mimo że w normalnych warunkach nie byłyby konkurencyjne. To rodzaj dumpingu. - Fundamentem gospodarki rynkowej jest przejrzystość reguł gry. Jeśli są one niejasne, to po prostu nie ma gospodarki rynkowej. Okazuje się bowiem, że ktoś, nie płacąc podatku, obniża sobie sztucznie koszty albo poprawia zyskowność. Unia Europejska od dawna nam zarzuca, że jest to nielegalna pomoc państwa - uważa Jan Krzysztof Bielecki, były premier. System ulg jest tym bardziej demoralizujący, że podczas gdy jednych nagradza się nimi, inni nawet za niewielkie spóźnienia w płaceniu podatków są karani wysokimi grzywnami. Doszło do tego, że bardziej opłaca się "kupić" od urzędnika skarbowego zwolnienia i ulgi podatkowe niż uczciwie pracować na zysk.
Podatkowa schizofrenia
Ubiegłoroczna nowelizacja ordynacji podatkowej miała zapobiec uznaniowości decyzji organów skarbowych. Zakładano, że wszelkie ulgi i zwolnienia będą mieć charakter przedmiotowy, że będą dotyczyć określonych kategorii przedsiębiorstw, a nie pojedynczych podmiotów. Znalazła się jednak furtka umożliwiająca podejmowanie indywidualnych decyzji: art. 67 ordynacji przewiduje możliwość - w wypadkach uzasadnionych "ważnym interesem podatnika" lub "interesem publicznym" (co już brzmi jak PRL-owska nowomowa) - umarzania w całości lub w części zaległości podatkowej lub odsetek za zwłokę. Ocenę, kiedy mamy do czynienia z "ważnym interesem", pozostawiono przedstawicielom fiskusa. Decyzje nadal więc są podejmowane według uznania urzędników.
Dorota Macieja Rafał Pleśniak Współpraca: Piotr Andrzejewski
Pełny tekst artykułu "Apartheid podatkowy" w najbliższym 1012 numerze "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 15 kwietnia.
W tym samym numerze: Anioł stróż w kapsułce (stan naszego zdrowia będzie kontrolowany przez mikrochipy wstrzyknięte pod skórę)
oraz Sekswizj@ (o rosnącej popularności domowych pokazów erotycznych on line, z których dochody przekroczą wkrótce trzy miliardy euro rocznie)
a także Liga kobiet (Klub 22 to kobieca instytucja lobbingowa nazywana babską mafią lub masonerią w spódnicach).