Emerytur nie będzie – Tusk je zlikwidował
Dodano:
Rząd, zgodnie z zapowiedziami premiera Donalda Tuska, zdecydował że w 2012 roku wszystkie emerytury wzrosną po równo - o 71 złotych. Taka emerytalna urawniłowka oznacza, że w Polsce emerytury de facto już nie istnieją – zostały zredukowane do zasiłków, które państwo wypłaca, bo jeszcze ma taki kaprys, ale w każdej chwili może nam powiedzieć, niczym szatniarz w „Misiu”: nie mamy waszych emerytur i co nam zrobicie?
Przesada? Ależ skąd. Czym bowiem powinna być emerytura? Ano powinna być przesuniętą w czasie wypłatą pieniędzy, które musieliśmy (dura lex sed lex) odkładać w ZUS-ie przez długie lata pracy. ZUS wypłacając nam emeryturę nie działa charytatywnie – tak jak charytatywnie nie działa wspomniany wcześniej szatniarz, wydający nam płaszcz po okazaniu numerka. Emerytura nie jest więc (a przynajmniej nie powinna być) świadczeniem, zasiłkiem, rodzajem pomocy socjalnej – etc.
Do czego zmierzam? Ano do tego, że skoro emerytura jest ściśle powiązana z naszą wcześniejszą pracą (i płacą za tę pracę) to siłą rzeczy musi być ona zróżnicowana. Jeśli ktoś zarabiał 4000 złotych – to ZUS zabierał mu co miesiąc więcej pieniędzy, niż temu, kto zarabiał 1500 złotych. A więc (wiem, że to brutalne, ale matematyka jest brutalna) jedna osoba dostaje wyższą emeryturę, a druga niższą. I podobnie powinno być z waloryzacją emerytur – skoro służy ona utrzymaniu siły nabywczej otrzymywanej przez daną osobę emerytury (tzn. zniwelowanie wpływu inflacji) to jedynym rozwiązaniem tego problemu jest waloryzacja procentowa. Bo przy zaproponowanej przez rząd waloryzacji kwotowej ci, którzy przez całe życie zarabiali więcej - tracą, a ci, którzy zarabiali najmniej – zyskują. Niezła motywacja do uczciwej pracy i uczciwego płacenia podatków, składek, etc., prawda?
Nie o motywację jednak chodzi – najgorsza jest filozofia stojąca za zamianą waloryzacji procentowej na kwotową. Oto rząd, który waloryzuje emerytury kwotowo (w ramach, jakżeby inaczej, troski o najuboższych), daje nam wszystkim sygnał, że być może pieniądze, które odkładaliśmy na emerytury kiedyś należały do nas – ale czas przeszły jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu. Teraz to rząd rozdaje karty. I skoro dziś mógł wprowadzić waloryzację kwotową – to jutro może zwaloryzować emerytury tylko najuboższym. A pojutrze nikomu. A potem może emerytury obniżyć. No bo w zasadzie – czemu nie? Skoro waloryzacja nie ma nic wspólnego z wysokością odprowadzanych przez nas składek, to znaczy, że i wysokość emerytury nie musi mieć z nimi nic wspólnego. A to z kolei oznacza, że emerytura nie jest już emeryturą – tylko rodzajem zasiłku.
A zasiłek zawsze można odebrać. W końcu to przywilej, a nie prawo, prawda?
Do czego zmierzam? Ano do tego, że skoro emerytura jest ściśle powiązana z naszą wcześniejszą pracą (i płacą za tę pracę) to siłą rzeczy musi być ona zróżnicowana. Jeśli ktoś zarabiał 4000 złotych – to ZUS zabierał mu co miesiąc więcej pieniędzy, niż temu, kto zarabiał 1500 złotych. A więc (wiem, że to brutalne, ale matematyka jest brutalna) jedna osoba dostaje wyższą emeryturę, a druga niższą. I podobnie powinno być z waloryzacją emerytur – skoro służy ona utrzymaniu siły nabywczej otrzymywanej przez daną osobę emerytury (tzn. zniwelowanie wpływu inflacji) to jedynym rozwiązaniem tego problemu jest waloryzacja procentowa. Bo przy zaproponowanej przez rząd waloryzacji kwotowej ci, którzy przez całe życie zarabiali więcej - tracą, a ci, którzy zarabiali najmniej – zyskują. Niezła motywacja do uczciwej pracy i uczciwego płacenia podatków, składek, etc., prawda?
Nie o motywację jednak chodzi – najgorsza jest filozofia stojąca za zamianą waloryzacji procentowej na kwotową. Oto rząd, który waloryzuje emerytury kwotowo (w ramach, jakżeby inaczej, troski o najuboższych), daje nam wszystkim sygnał, że być może pieniądze, które odkładaliśmy na emerytury kiedyś należały do nas – ale czas przeszły jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu. Teraz to rząd rozdaje karty. I skoro dziś mógł wprowadzić waloryzację kwotową – to jutro może zwaloryzować emerytury tylko najuboższym. A pojutrze nikomu. A potem może emerytury obniżyć. No bo w zasadzie – czemu nie? Skoro waloryzacja nie ma nic wspólnego z wysokością odprowadzanych przez nas składek, to znaczy, że i wysokość emerytury nie musi mieć z nimi nic wspólnego. A to z kolei oznacza, że emerytura nie jest już emeryturą – tylko rodzajem zasiłku.
A zasiłek zawsze można odebrać. W końcu to przywilej, a nie prawo, prawda?