Węgry: urzędnicy przejdą 200 kilometrów. Z powodu ubóstwa
Marsz, którego uczestnicy wywodzą się z opozycyjnej partii socjalistycznej (MSZP), rozpoczął się w Miszkolcu, trzecim co do wielkości mieście Węgier, które było zagłębiem przemysłowym w czasach komunistycznych. Pomimo temperatury poniżej minus 20 stopni Celsjusza uczestnicy marszu chcą dotrzeć do Budapesztu 13 lutego, aby zaprotestować przed parlamentem, który tego dnia rozpocznie sesję po zimowej przerwie.
Mieszkańcu komitatu Borsod, którego stolicą jest Miszkolc, domagają się trzech rzeczy: "chleba, pracy i godziwych zarobków". Bezrobocie w tym regionie - 22,5 procent - jest najwyższe w całym kraju. Dochodzi tam też do najczęstszych napięć pomiędzy ludnością węgierską a mniejszością romską. - Demonstranci mają przerwę w południe na ciepły posiłek w szkolnej stołówce. Będą spać w szkołach bądź siedzibach MSZP, w żadnym wypadku w hotelu - zapewnił jeden z organizatorów marszu ze strony partii socjalistycznej Andras Lukacs. Wśród uczestników wiecu jest socjalistyczny wiceprzewodniczący parlamentu Istvan Ujhelyi.
Tymczasem rządzący Węgrami Fidesz premiera Viktora Orbana przypomniał, że rząd wsparł ludność komitatu Borsod, wprowadzając program prac publicznych obejmujący około 30 tysięcy ludzi. Rząd wykazuje "specjalne zainteresowanie tym regionem, będącym w potrzebie" - głosi komunikat Fideszu.PAP, arb