Być jak Steve Jobs
Steve Jobs urzekał, fascynował, ale i napawał lękiem. Potwierdzali to pracownicy, partnerzy i konkurenci biznesowi. Niewielu przedsiębiorców doczekało się za życia tylu psychologicznych analiz. Przypisywano mu obsesje i chorobliwy perfekcjonizm, neurotyczną potrzebę kontroli, narcystyczną arogancję i psychopatyczny despotyzm i bezwzględność. Podobno pracownicy wyższych szczebli w obawie przed zwolnieniem z pracy omijali korytarz przy jego gabinecie.
Uprawiający pop-psychologię publicyści przypisywali mu nawet zaburzenia osobowości borderline, czyli zmienność emocjonalną, kapryśność połączoną ze skłonnością do nieprzewidywalnych zachowań.
W Ameryce borderline to obiegowa, totalnie dyskredytująca etykietka świra, którego lepiej unikać.
Nawet najbardziej zaciekli przeciwnicy mieli jednak kłopot z zaszufladkowaniem Jobsa do jakiejkolwiek 'psychopatologicznej kategorii'. Jego obsesje nie miały formy beznamiętnego pracoholizmu, robił tylko to, w co wierzył. Autor książki 'Steve Jobs: sztuka prezentacji', wyznawca 'teorii 10 tys. godzin', które trzeba poświęcić jakiejś sprawie, aby dojść do mistrzostwa, odtworzył, jak przez 10 lat Jobs dochodził do premiery Macintosha w 1984 roku. Opisuje, jak dziesiątki dni poświęcał każdej prezentacji, jak zmuszał ekipę do nieskończonej liczby prób przed każdym wystąpieniem ? którego moc przypisywano potem jego geniuszowi.
Steve Jobs kontra amatorzy, pajace, dupki i bandy kretynów ? czy szef Apple działał przeciwko ludziom czy przeciwko ich słabościom? Był narcystycznym despotą czy geniuszem? Którzy polscy menedżerowie próbują naśladować styl Jobsa i czy może się to w ogóle udać ? ? cały tekst przeczytasz w trzecim numerze wydania papierowego i e-wydania pisma 'Bloomberg Businessweek Polska'.