Jak poseł PO lichwiarzy zapraszał

Dodano:
fot. sxc.hu Źródło: FreeImages.com
Firmy oferujące lichwiarskie kredyty znów mają się świetnie. To dzięki parlamentarzystom, którzy wprowadzili zmiany do ustawy o kredycie konsumenckim.
Wonga, Vivus, ViaSMS, Eurocent, Profinet, Minicredit i ponad 20 innych firm działających na rynku pożyczek chwilówek ponownie przeżywa złote czasy. Oferują oprocentowanie sięgające kilku tysięcy procent rocznie, słone prowizje i bajońskie sumy doliczane za „obsługę domową”. Rozmiary lichwy w specjalnym raporcie ujawnił w zeszłym tygodniu Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - Sprawdziliśmy 30 podmiotów. Każda z firm naruszała prawo. Skandal. Żadne cenzuralne słowo nie przychodzi mi do głowy, aby to opisać - grzmi Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel, prezes UOKiK.Urząd nie wyjaśnił jednak najważniejszej sprawy. Skąd na polskim rynku taki boom pożyczek na lichwiarski procent? Przecież zaledwie dwa lata temu Sejm uchwalił ustawę o kredycie konsumenckim mająca uregulować ten rynek i poskromić działalność parabanków.

Przez wiele lat batem na chciwe firmy były dwa przepisy w tzw. ustawie antylichwiarskiej z 2005 roku. Pierwszy wprowadzał zmianę w Kodeksie Cywilnym ustalając zapis, że maksymalna wysokość odsetek wynikających z czynności prawnej nie może w stosunku rocznym przekraczać czterokrotności wysokości stopy lombardowej Narodowego Banku Polskiego (obecnie 4 proc.) Ustawa antylichwiarska mówiła zaś wprost , że łączna kwota wszystkich prowizji i opłat związanych z udzieleniem kredytu  nie może przekroczyć  5 procent pożyczonej kwoty. 

Zapewne nie byłoby dziś boomu lichwiarskich pożyczek, gdyby nie poseł Krzysztof Gadowski z PO, który trzy lata temu zabrał się za ulepszanie prawa. Pod hasłem wdrażania unijnych dyrektyw, zwiększania praw konsumentów i regulowania działalności spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych przygotował on projekt nowych przepisów. Problem w tym, że z dokumentu opracowanego w 2011 roku wypadł zapis o ograniczeniu opłat i prowizji do 5 procent wartości kredytu.  Ustawa weszła w życie w listopadzie 2011 roku.

- Byłem zdziwiony i zaniepokojony nagłym rozrostem przemysłu pożyczek na lichwiarski procent. Kiedy sięgnąłem do przepisów okazało się, że w rzekomo poprawionej ustawie brakuje najważniejszych przepisów gwarantujących bezpieczeństwo konsumentów - ocenia Krzysztof Oppenheim, biznesmen, który od ponad 20 lat działa na rynku finansowym, obecnie szef firmy Nieruchomości Boża Krówka.

Teoretycznie żadna działająca w Polsce instytucja finansowa nie ma prawa pożyczać pieniędzy z oprocentowaniem powyżej 16 procent w skali roku. Tyle właśnie wynosi czterokrotność stopy lombardowej NBP, o której mowa w przepisach. W praktyce przepisy okazują się, dziurawe jak szwajcarski ser. W ciągu kilku miesięcy od wejścia ustawy w życie do Polski zleciały się podmioty niemal ze wszystkich stron świata, m.in. z Anglii, Niemiec, Kanady, Łotwy, a także z krajów skandynawskich.

Spytaliśmy posła Gadowskiego czy wie, że dwa lata temu on i inni ulepszacze otworzyli furtkę dla lichwiarzy, usuwając zapis o 5-procentowej granicy kosztów dodatkowych pożyczki? Za pośrednictwem dyrektora biura poselskiego Gadowski odpowiedział, że nie pamięta dokładnie jak było. Aktualnie politycy i urzędnicy zamierzali walczyć z lichwą ustalając maksymalny limit kosztów dla pożyczek w oparciu o Rzeczywistą Roczną Stopę Oprocentowania (RRSO). Jednak prace ekspertów Komitetu Stabilności Finansowej (przedstawiciele rządu, Komisji Nadzoru Finansowego oraz Narodowego Bank Polskiego) nie przyniosły konkretnych rozwiązań.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...