Związkowcy z Łodzi chcą zwolnień i niższych pensji

Dodano:
fot. sxc.hu Źródło: FreeImages.com
Związkowcy w łódzkim magistracie sprzeciwiają się niesprawiedliwym różnicom w wynagrodzeniach. Żądają między innymi zwolnienia części pracowników oraz obniżenia pensji pracownikom urzędu. Według wyliczeń szefa "Solidarności” w urzędzie miasta Jerzego Wawrzyniaka co piąty z 2 tys. urzędników ma stanowisko kierownicze.
- Liczę dyrektorów, zastępców, kierowników różnych szczebli oraz głównych specjalistów. Łącznie jest ich 400. To bizantyjski sposób kierowania urzędem – powiedział. - Urzędników jest nie tylko za dużo, ale w wielu przypadkach ich wynagrodzenie jest zawyżone. Chcemy sprawiedliwości - dodał. 

Wawrzyniak zwrócił uwagę, że wynagrodzenia powinny być proporcjonalne do kompetencji i wykonywanej pracy, a „tak się niestety nie dzieje”. - Administracja stała się łakomym kąskiem do rozdawania stanowisk. Z tego powodu urzędników jest za dużo – wyjaśnił.

Jak twierdzi szef „Solidarności” w łódzkim magistracie, jeszcze w marcu 125 dyrektorów było zatrudnionych bez konkursu. Dodatkowo pracują w ten sposób od kilku lat, nie zaś na czas tymczasowy, tak jak powinni. - Najpierw rozpisuje się konkurs na niskie stanowisko, np. młodszego referenta. Potem wybrana osoba po przepracowaniu kilku miesięcy może być awansowana na stanowisko kierownicze – powiedział Wawrzyniak.

- Od października ubiegłego roku walczymy o to, żeby coś się zmieniło. Niestety, wciąż bezskutecznie. Po trzech spotkaniach po prostu nie wznowiono rozmów – podkreślił szef „Solidarności” w magistracie. W związku z tym związkowcy weszli w spór zbiorowy z Hanną Zdanowską, prezydentem miasta. 

- Nie wiem, jak może być rozdmuchany aparat administracyjny, gdy za rządów pani prezydent zatrudnienie w urzędzie się zmniejszyło. Pieniądze przeznaczone na płace są na niezmienionym poziomie od 2011 roku, pula na płace spada co rok, tak jak i zatrudnienie, które de facto zmniejszyło się o ponad 100 urzędników. – odpowiedział na zarzuty Marcin Masłowski, rzecznik pani prezydent. 

Wawrzyniak sądzi, że to manipulacja. - Urzędników faktycznie nie przybyło, ale tylko przez to, że po rozpoczęciu prezydentury Hanny Zdanowskiej wielu urzędników było zachęcanych do wcześniejszego przejścia na emerytury - odpowiedział Wawrzyniak. Podkreślił też, że "zwolnione miejsce wykorzystano do obsadzenia „zaufanymi ludźmi”.

- To kłamstwo, czego najlepszym dowodem jest to, że związkowcy nie podali choćby jednego przykładu na udowodnienie swojej tezy – skomentował kwestię obsadzania z klucza politycznego Masłowski. Wawrzyniak stwierdził jednak, że „w każdej chwili mogą podać do wiadomości pana Masłowskiego” nazwiska, których „nie brakuje”. Przykładów do publicznej wiadomości nie podaje, ponieważ nie chce ryzykować „niepotrzebnego procesu” oraz „chce nagłośnić i rozwiązać problem”, nie zaś „piętnować konkretnych ludzi”. 

tvn24
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...