Parmalat jak Enron
Równocześnie prokuratura stara się ustalić, gdzie podziały się pieniądze koncernu, które zostały przekazane za pośrednictwem około 300 spółek w kilku krajach europejskich do firm mających swe siedziby w egzotycznych rajach podatkowych.
Trop wiedzie z Włoch przez Luksemburg na Maltę, a stamtąd na Kajmany i wreszcie - najprawdopodobniej - do Ekwadoru. Na razie nie wiadomo jednak, gdzie ostatecznie znajduje się prawdziwa kasa koncernu. Będące w posiadaniu prokuratury dokumenty świadczą o kolejnych przekazach kwot rzędu nawet kilku miliardów euro. Samych pieniędzy jednak, ani dowodu na ich istnienie, jak na razie nie znaleziono.
Tanzi podejrzany jest o defraudację blisko miliarda euro, ale także o kierowanie mającą znamiona przestępstwa działalnością swoich współpracowników, których zadaniem było przedstawienie sytuacji finansowej firmy w jak najlepszym świetle. Tego rodzaju działalność pozwala na postawienie mu zarzutu o kierowanie grupą przestępczą. Oskarżenie to, w świetle prawa włoskiego, jest szczególnie poważne i pociąga za sobą, w przypadku udowodnienia, wieloletnie więzienie.
Dla opracowywania fałszywych bilansów Parmalat, który w ubiegłym roku wykazywała spore zyski, posługiwano się między innymi sfałszowanymi przy pomocy prostej techniki komputerowej (skanera) dokumentami Bank of America, poświadczającymi nieistniejący w rzeczywistości depozyt w wysokości prawie 4 miliardów euro.
Równocześnie ponieważ nikt, poza dyrekcją Parmalat, nie wiedział o dramatycznej sytuacji firmy, a banki przekonane były o jej dobrej pozycji na giełdzie, koncern emitował obligacje, zaciągając w ten sposób dalsze kredyty, których, jak to się okazało w połowie grudnia - nie jest już w stanie spłacić.
Co więcej, jak obawia się były francuski minister rolnictwa Roland Fabius, krach Parmalatu może pociągnąć za sobą upadłość kilku związanych z nim francuskich przedsiębiorstw rolno-spożywczych.
em, pap