Jerzy Buzek dla „Wprost”: Ten, kto mówi, że węgiel jest przyszłością Polski, powinien odejść z polityki

Jerzy Buzek dla „Wprost”: Ten, kto mówi, że węgiel jest przyszłością Polski, powinien odejść z polityki

Dodano: 
Jerzy Buzek
Jerzy Buzek Źródło: Newspix.pl / GRZEGORZ KRZYZEWSKI / FOTONEWS
Jeśli w trakcie pandemii wyłączamy z dnia na dzień aż 12 kopalń na aż 3 tygodnie i nic dramatycznego się nie dzieje, to powstaje pytanie, czy faktycznie bezpieczeństwo energetyczne Polski wciąż tak bardzo zależy od polskiego węgla. A wiemy przecież, że i bez koronawirusa miliony ton zalegało go na hałdach, co nie przeszkadzało importować na potęgę tańszy węgiel z Rosji czy Kolumbii – mówi prof. Jerzy Buzek.

8 lipca Komisja Europejska przedstawi strategię wodorową Unii Europejskiej w ramach starań o osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku – powiedziała unijna komisarz ds. energii Kadri Simson. Czy na technologowie wodorowe nie jesteśmy jeszcze w Polsce za młodzi i za mali?

„Za młodzi na sen, za starzy na grzech” śpiewał Ryszard Rynkowski i należy zrobić wszystko, by wkrótce nie był to hymn naszej energetyki i jej imposybilizmów: na to za starzy, a na tamto za młodzi, na to za mali, choć na tamto za duzi, to nam się nie opłaca, ale na tamto nie mamy pieniędzy – no i jeszcze ta mityczna „Bruksela”, która ciągle czegoś chce... Bądźmy poważni: w Unii jesteśmy 17. rok i dawno przestaliśmy być „nowym” krajem członkowskim, a po brexicie – jesteśmy w piątce największych państw. To zobowiązuje. I – co kluczowe – gdy mieliśmy kiedyś w UE dobre pomysły, brano je pod uwagę. Tak było z Europejską Wspólnotą Energetyczną i Unią Energetyczną, z dwoma rozporządzeniami o bezpieczeństwie dostaw gazu i rewizją dyrektywy gazowej, obejmującą rygorami prawa unijnego – zagrażający Polsce – gazociąg Nord Stream 2 z Rosji do Niemiec. To zaledwie kilka z brzegu przykładów, w które akurat sam byłem mocno zaangażowany.

A pana zdaniem w tej strategii gdziekolwiek znajdzie się miejsce dla Polski?

To od Polski zależy czy będzie dla niej miejsce w tej nowej strategii; nikt nas nie będzie wycinał, ale i – ciągnął za uszy. Ma to być jeden z priorytetów Unii w nadchodzących miesiącach, na pewno też będziemy nad tym nadal intensywnie pracowali w mojej komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE) w Parlamencie Europejskim.

Wodór ma szansę być jednym z głównych nośników energii w XXI w.

Dlatego dobrze, że rząd zabrał się w końcu za prace nad polską strategią w tym obszarze, choć szkoda, że znów tak późno.

PGNiG ogłosiło, że przeznaczy 31 mln zł na realizację projektu wodorowego w ciągu 4 najbliższych lat.

Wodór to kierunek rozwojowy, więc z samego projektu nie ma się co śmiać, ale jego skala jest taka, że na razie nie ma się również z czego cieszyć. To przecież nie jest jeszcze żadna konkretna inwestycja tylko plan prac badawczych – jakie i czy w ogóle będą ich efekty okaże się za kilka lat. Budżet 31 mln na 4 lata także jest, mówiąc najdelikatniej, skromny – zwłaszcza jeśli, jak twierdzą nowe władze gazowego czempiona, chodzi o rozszerzanie zakresu działania i oferty spółki, a zatem – o jej przyszłość. Przypomnę, że w identycznym okresie 4 lat, PGNiG na sam sponsoring ligi piłki ręcznej wyłoży, jak donoszą media, blisko 50 mln zł! Co znaczy stawiać serio na wodór pokazują w Unii Europejskiej choćby Niemcy, którzy opublikowali parę dni temu swoją strategię jego rozwoju. Na ten cel, tylko w najbliższych latach, chcą przeznaczyć aż 9 miliardów, nie milionów, euro – nie złotych – czyli ponad tysiąc razy więcej!

Czy rzeczywiście wierzy Pan w transformację energetyczną Polski? Mówiliśmy o milionie aut elektrycznych, mieliśmy nawet konkurs na pierwsze polskie elektryczne auto, zabiliśmy energetykę wiatrową specjalną ustawą, wciąż nie możemy zacząć budować farm na Bałtyku. W takiej skali makro trochę leżymy, zbawieniem okazała się skala mikro, bo Polacy chcą inwestować w instalacje fotowoltaiczne na dachach, w pompy ciepła i inne formy małej zielonej energetyki. Ale czy to nie za mało?

Do Pana wyliczanki dodałbym jeszcze nienotowaną w historii zapaść górnictwa i spółek energetycznych połączoną z ich absolutnym upartyjnieniem oraz bodaj najwyższe w Europie hurtowe ceny prądu. To, co – z drobnymi wyjątkami – dzieje się w polskiej energetyce od kilku lat to rzeczywiście dramat, na który nie ma usprawiedliwienia.

Nie wolno jednak nie doceniać ogromnej siły sprawczej Polek i Polaków – tego, że czegoś bardzo chcą. W latach 80. pragnęliśmy desperacko wolności, doprowadzając do karnawału „Solidarności” i w końcu – obalenia komuny. Po tym marzyliśmy, by powrócić do wspólnoty Zachodu, wstąpić do NATO i UE; i znów, ogromnym zbiorowym wysiłkiem, to się udało – w ciągu zaledwie 15 lat!

Dlaczego miałoby się nie powieść, za około 20-25 lat, z transformacją energetyczną?

Wielu kojarzy się przede wszystkim z zagrożeniem lub problemem.

To przestańmy wreszcie widzieć w niej jedynie problem czy zagrożenie, a spójrzmy na nią jako na kolejne, wielkie pokoleniowe wyzwanie i cywilizacyjną szansę! Łatwiej pewnie fotografować się na tle jakiegoś przekopu czy budowy kolejnego lotniska niż na tle czystszego powietrza, ale odpowiedzialni politycy myślą o następnych pokoleniach, a nie wyłącznie – o następnych wyborach. A Polki i Polacy mają dość duszenia się smogiem i bycia energetycznym skansenem Europy – chcą zmiany. Trzeba ją tylko mądrze zaplanować oraz zawalczyć o dodatkowe wsparcie z Unii – to możliwe. Ale czas ucieka – i to szybko.

Zwolennicy samochodów elektrycznych oraz ekolodzy chcą wykreślenia gazu ziemnego z listy paliw alternatywnych – donosi „Rzeczpospolita”. Wiele polskich samorządów zdecydowała się na zakup autobusów napędzanych paliwem CNG, teraz może okazać, że to wcale nie jest żaden zielony transport. Czy takie zagrożenie jest realne?

Zacznijmy od tego, że tak zwane elektryki będą prawdziwie zielonym transportem dopiero wtedy, gdy nie będą ładowane prądem produkowanym z węgla. Dopóki to się nie zmieni, to choćbyśmy wyprodukowali nad Wisłą i 100 milionów samochodów elektrycznych, o żadnym sukcesie e-mobilności mowy być nie może. To niby oczywiste, ale mam wrażenie, że niektórym zupełnie to umyka.

Wracając do pytania – sądzę, że te obawy są nieco przesadzone, choć cała sytuacja doskonale obrazuje ten uciekający czas na transformację, o którym mówiłem przed chwilą. Jeszcze dosłownie parę lat temu na cenzurowanym był węgiel, dziś coraz bardziej na cenzurowanym jest również gaz.

Niesłusznie?

Osobiście się z tym nie zgadzam i mówię to w Parlamencie Europejskim jasno: w niektórych państwach gaz może być paliwem przejściowym od węgla do neutralności klimatycznej. I powinny być na to, jak dotąd, środki unijne. Właśnie zakończyłem, jako sprawozdawca Funduszu Sprawiedliwej Transformacji w komisji ITRE, niezwykle ciężkie negocjacje w sprawie dopuszczenia finansowania inwestycji gazowych w krajach takich, jak Polska. Wcześniej udało się to nam w ramach Funduszu Modernizacyjnego w systemie handlu uprawnieniami do emisji CO2 (EU ETS) – ale te „okna” mogą się wkrótce zamykać. Powtarzam: nie ma czasu do stracenia!

A jak Pan reaguje na takie slogany w kampanii wyborczej, że węgiel jest przyszłością polskiej gospodarki, że nie damy ruszyć polskiego górnictwa, że Polska stała węglem i stać nim będzie?

Pół żartem pół serio: słowo „stała” jest chyba kluczowe, bo w tym czasie wszyscy inni – coraz szybciej – uciekają w stronę zielonej energetyki, a my zostajemy na „spalonym”.

Myślę, że stosunek do węgla jest dla niektórych polityków świetnym testem na ich ignorancję – ekonomiczną i społeczną. Ekonomiczną – bo jeśli w trakcie pandemii wyłączamy z dnia na dzień aż 12 kopalń na aż 3 tygodnie i nic dramatycznego się nie dzieje, to powstaje pytanie czy faktycznie bezpieczeństwo energetyczne Polski wciąż tak bardzo zależy od polskiego węgla. A wiemy przecież, że i bez koronawirusa miliony ton zalegało go na hałdach, co nie przeszkadzało importować na potęgę tańszy węgiel z Rosji czy Kolumbii. Co do ignorancji społecznej – większość Polek i Polaków nie chce dzisiaj węgla i ma dość dopłacania z podatków do nierentownych, stojących na skraju bankructwa, spółek górniczych.

Na Śląsku też nie chcą węgla?

Proszę porozmawiać z moimi krajanami – nie chcą słyszeć o budowaniu jakichkolwiek nowych kopalń.

Mają dość zapadania się pod wpływem szkód górniczych swoich domów i całych miast, nie chcą by ich bliscy – w tym dzieci – umierali na wywołane zanieczyszczonym powietrzem choroby.

Co istotne – sami górnicy najczęściej nie chcą, by ich synowie narażali w przyszłości swoje życie i zdrowie, pracując w kopalniach. Jednocześnie Ci sami górnicy mają pełno prawo, by być zaniepokojonymi czy nie ufać rządowi – bo nikt nie prowadzi z nimi otwartego, poważnego, uczciwego dialogu. Wychodzenie z węgla to proces, który musi być przeprowadzony stopniowo i rozważnie, to horyzont pewnie co najmniej 20 lat, ale rozmowy trzeba zacząć już dzisiaj; one muszą być prowadzone na miejscu – na Śląsku, w Zagłębiu, Wielkopolsce; niezbędne jest pokazanie wiarygodnego planu na to, co „po” węglu – działania osłonowe, możliwości przekwalifikowania się, perspektywy tworzenia nowych, atrakcyjnych miejsc pracy. To wszystko trzeba robić w porozumieniu ze środowiskami lokalnego biznesu, małych i średnich firm, start-upów, organizacjami pozarządowymi, ekspertami.

Reasumując: kandydat, który w kampanii wyborczej bałamuci opinię publiczną deklaracjami, że węgiel to przyszłość polskiej gospodarki, sam powinien nie mieć przyszłości w polskiej polityce.

Na co Polska powinna stawiać w przyszłości? Atom? Wizja budowa elektrowni jądrowej jest wciąż daleka, chociaż w ostatnim wywiadzie dla Wprost prof. Strupczewski zapewniał, ze projekt nie umarł i ważą się losy dwóch lokalizacji. Może gaz? Ale tutaj znowu pojawiają się obawy, że od Rosjan powinniśmy się całkowicie odciąć. OZE? Czasem nie zdaje egzaminu, no i też trochę tę branżę w zarodku udusiliśmy, a dzisiaj znów się do niej uśmiechamy.

Na pewno energia odnawialna – produkowana także w przydomowych, prosumenckich mikroinstalacjach. Energetyka wiatrowa – mimo szykan, jakich doznała w ostatnich latach – i tak już dziś jest najtańsza w Polsce: jej koszt to 150-200 zł/MWh przy 350 zł/MWh w elektrowniach węglowych. O gazie, jako paliwie przejściowym, już mówiłem. W ostatnich latach – zresztą również przy znaczącym wsparciu Unii Europejskiej, w tym finansowym – zrobiliśmy sporo, aby zmniejszyć naszą zależność od rosyjskiego monopolisty. Co do energetyki nuklearnej – moim zdaniem jest na nią za późno; dyskusje o niej trwają od co najmniej 20-30 lat, a nadal nie wybraliśmy nawet lokalizacji. Ostateczne odpowiedzi dać może jednak tylko, przygotowana przez rząd, kompleksowa strategia energetyczna Polski z wizją do roku przynajmniej 2050. Cały czas o niej słyszymy – najwyższy czas byłoby ją w końcu zobaczyć.

Jak w Brukseli reaguje się na hasło transformacja energetyczna Polski? Czy rzeczywiście jest wiara w sukces, czy obawa, że miliardy euro unijnych dopłat na ten cel zostanie zmarnowane?

Wspominałem już wcześniej o dwóch unijnych Funduszach: Modernizacyjnym i Sprawiedliwej Transformacji. W obydwu przypadkach mamy być ich największym beneficjentem – i mówimy tu o dziesiątkach miliardów złotych na przebudowę naszej energetyki czy ciepłownictwa. Wbrew temu bowiem, co twierdzą niektórzy przedstawiciele rządu, w Brukseli od lat jest ogromne zrozumienie dla szczególnej sytuacji Polski. Nie zawsze tak było, to prawda: sam wiem ile razy na przestrzeni tych lat podnosiłem te kwestie – i jako przewodniczący PE, i szef komisji ITRE i przewodniczący Europejskiego Forum Energii.

To na czym polega taki lobbing na rzecz Polski?

Tłumaczy się, przekonuje, choć z doświadczenia wiem, że najlepsze efekty przynosi po prostu zaproszenie komisarzy czy koleżanek i kolegów europosłów do Polski, na Śląsk. Wielokrotnie na miejscu pokazywałem im, z jakimi wyzwaniami mierzymy się w krajach i regionach opartych na węglu. Kiedy widzą budynek Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia czy Centrum Kongresowe w Katowicach, nie mogą uwierzyć, że jeszcze kilkanaście lat temu – w ścisłym centrum stolicy regionu – fedrowała tam kopalnia.

Gdy widzą zaś w Bytomiu zapadające się familoki, rozumieją. ile jeszcze jest do zrobienia.

Rozmawiamy o jakości powietrza, wysokiej zachorowalności na nowotwory – głównie płuc, ale też o komforcie mieszkańców i przede wszystkim potrzebie tworzenia u nas „czystych”, atrakcyjnych miejsc pracy. W maju do Katowic miał przyjechać na moje zaproszenie, odpowiedzialny za całą transformację energetyczną UE w ramach Europejskiego Zielonego Ładu, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, Frans Timmermans. Koronawirus, co prawda, pokrzyżował nam póki co te plany, ale mam nadzieję, że jesienią to się uda.

Koronawirus nie przykryje tematu transformacji?

Wręcz odwrotnie! Aby przyśpieszyć wychodzenie gospodarek ze stagnacji, wywołanej pandemią, Unia zaproponowała nowy fundusz odbudowy, nazwany „Nowe Pokolenie UE”. Polska ma znów szansę zostać jednym z jego największych wygranych i otrzymać nawet do 64 mld euro. Jednym z warunków pozyskania tych pieniędzy jest jednak przeznaczenie ich na szeroko rozumianą zieloną gospodarkę – nie tylko odnawialne źródła energii czy poprawianie efektywności energetycznej budynków, ale i nowe technologie czy przemysł przyjazny dla środowiska. Dlaczego? Bo takie działania przybliżą nas do realizacji celów ważnych dla naszych dzieci i wnuków – kolejnych pokoleń właśnie – przede wszystkim w zakresie ochrony klimatu. Naprawdę zewsząd więc płyną pozytywne impulsy, byśmy podjęli, jako Polska, trud tej transformacji energetycznej – zróbmy to!

Artykuł został opublikowany w 22/2020 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.