Volkswagen nie zapłaci 120 mln zł kary. Firma odwołała się od decyzji UOKiK
Chodzi o aferę Dieselgate, jej polski odprysk.
Zdaniem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), Volkswagen manipulował wskaźnikami emisji spalin i wprowadzał konsumentów w błąd, twierdząc, że jego pojazdy są przyjazne środowisku. Dlatego kara dla spółki Volkswagen Group Polska wyniosła ponad 120 mln zł. To najwyższa w historii UOKiK sankcja za naruszenie zbiorowych interesów konsumentów, jak przypomina IBRM Samar.
Z decyzją tą od samego początku nie zgadzał się importer, którego przedstawiciele nie widzą prawnych podstaw dla nałożonej kary. – W naszej ocenie Urząd wszczął postępowanie przeciwko niewłaściwemu podmiotowi, spółka Volkswagen Group Polska jest bowiem jedynie importerem pojazdów i nie miała żadnej wiedzy o problemie emisji tlenków azotu w silnikach typu EA189. VGP odwołał się od decyzji Urzędu, sprawa zostanie rozstrzygnięta przez niezawisły sąd – poinformował Samar Tomasz Tonder, dyrektor PR & Corporate Affairs Grupy.
Firma jeszcze w styczniu przypominała także, że Grupa Volkswagen od 2016 roku prowadzi akcję serwisową związaną z – będącymi przedmiotem postępowania UOKiK – silnikami Diesla EA189. – Koncern skontaktował się z właścicielami aut przypisanych do polskiego rynku, zachęcamy także właścicieli samochodów zakupionych na rynku wtórnym do weryfikacji numeru VIN na stronach internetowych marek należących do Grupy Volkswagena i wykonania akcji serwisowej, jeśli będzie taka konieczność. Akcja jest oczywiście nieodpłatna. Urząd odpowiedzialny za homologacje potwierdził, że czynności serwisowe nie powodują niekorzystnych zmian w zakresie zużycia paliwa, mocy silnika, momentu obrotowego, czy poziomu hałasu. Chciałbym również podkreślić, że konsumenci w Polsce nie ponieśli żadnej szkody – mówił tuż po decyzji UOKiK Tomasz Tonder.
Urząd antymonopolowy, w uzasadnieniu do nałożonej na importera kary, zwracał uwagę, że koncern Volkswagen stosował w samochodach marek: Volkswagen, Audi, Seat i Skoda produkowanych po 2008 r. oprogramowanie do sterowania silnikiem EA 189 EU 5. W warunkach testowych pozwalało ono zaniżać wartość emisji tlenków azotu. To oprogramowanie rozpoznawało, że samochód znajduje się na stanowisku kontrolnym i obniżało emisję tlenków azotu. Podczas normalnej jazdy była ona wyższa. Wartości te znacznie odbiegały od tych deklarowanych konsumentom w materiałach reklamowych i w dokumentach homologacyjnych. Zostali oni więc, zdaniem Urzędu, wprowadzeni w błąd.
Co więcej, zdaniem UOKiK, koncern wystosował wytyczne dla dealerów, zgodnie z którymi mieli oni nie uwzględniać zasadnych reklamacji konsumentów związanych z poziomem emisji tlenków azotu.
OUKiK zarzucił Volkswagenowi:
-
rozpowszechnianie przez firmę VGP nieprawdziwych informacji w materiałach reklamowych, które sugerowały, że samochody marek Volkswagen, Seat, Skoda i Audi są ekologiczne oraz spełniają wymogi w zakresie emisji tlenków azotu. Trwało to od 2008 do stycznia 2016 roku.
-
informowanie w świadectwach homologacji oraz w świadectwach zgodności WE o nieprawdziwych parametrach emisji tlenków azotu. Trwało to od 2008 do stycznia 2016 roku.
-
kierowanie wytycznych do sprzedawców tych samochodów, które sugerowały nieuwzględnianie reklamacji konsumentów, mimo istnienia ewidentnej wady. Trwało to do lutego 2016 r.
Przypomnijmy, tzw. afera Volkswagena, czyli Dieselgate, wybuchła we wrześniu 2015 roku. W Stanach Zjednoczonych amerykańska Organizacja Środowiska EPA (Environmental Protection Agency) ogłosiła, że w silnikach Diesla należących do grupy Volkswagena wykryto oprogramowanie, które miało na celu fałszowanie wyników badań emisji spalin. Rozpoznawało ono test emisji szkodliwych substancji i zmieniało działanie silnika tak, by wyniki spełniały normy homologacyjne. Jak wtedy informowano, podczas zwykłej jazdy auta mogły wydzielać nawet czterdzieści razy więcej tlenków azotu. Koncern Volkswagen przyznawał ówcześnie, że na całym świecie może jeździć nawet 11 mln aut z zakwestionowanymi silnikami.