Atak zimy podniósł rachunki za ogrzewanie. O ile więcej zapłacą Polacy?

Dodano:
Kaloryfer, zdj. ilustracyjne Źródło: Fotolia / avirid
Po tegorocznym ataku zimy rachunki za ogrzewanie będą wyższe nawet o 10-30 proc. jak wynika z wyliczeń Bartosza Turka, głównego analityka HRE Investments.

O ile we wrześniu i październiku było relatywnie ciepło, to w kolejnych miesiącach już nie. W każdym z kolejnych miesiącu było chłodniej, w rezultacie czego musieliśmy bardziej rozkręcać grzejniki niż przed rokiem. Kulminacyjny okazał się luty, w którym zima po latach dopisała.

Potrzebowaliśmy znacznie więcej ciepła

Z danych zebranych przez HRE Investments wynika, że w bieżącym sezonie grzewczym zapotrzebowanie na ciepło będzie do końca lutego o ponad 17 proc. wyższe niż rok wcześniej. To już samo w sobie oznacza, że jeśli ktoś nie oszczędzał na ogrzewaniu, to zapłaci za nie więcej niż przed rokiem.

A analizie Bartosz Turek pisze, że „w międzyczasie zmieniły się ceny opały, gazu czy energii elektrycznej wykorzystywanej do ogrzewania. Najgorzej mają osoby, które ogrzewają domy korzystając z prądu. Ten w ciągu roku zdrożał o 11,7 proc. - wynika z danych GUS. W sumie więc jeśli nasze zapotrzebowanie na ogrzewanie wzrosło o ponad 17 proc., a ceny energii wzrosły o 11,7 proc., to może się okazać, że rachunek za ogrzewanie podskoczył aż o około 1/3”.

„Wiadomość ta jest mniejszym problemem dla osób posiadających energooszczędne lub dobrze ocieplone domy, pompy ciepła lub spore instalacje fotowoltaiczne. W takich wypadkach tegoroczna zima może oznaczać wzrost kosztów ogrzewania o około kilkaset złotych” – dodaje analityk HRE Investments.

Znacznie wyższe ceny nośników energii

„Gorzej jeśli ktoś mieszka w domu o gorszej charakterystyce energetycznej i korzysta ze zwykłego pieca elektrycznego czy np. grzejników akumulacyjnych. Wtedy, posiadając przeciętnie ocieplony dom z lat 90-tych, można w bieżącym sezonie grzewczym zapłacić za ciepło spokojnie o 2-3 tys. zł więcej niż przed rokiem. Zakładamy przy tym scenariusz negatywny dla naszych portfeli, że do końca bieżącego sezonu grzewczego będzie wciąż wyraźnie chłodniej niż w sezonie 2019/20” – kontynuuje Turek.

Nawet kilkaset złotych więcej za ogrzewanie mieszkania

„W lepszej sytuacji są osoby korzystające z opału czy ciepła z sieci miejskiej. Ten w ciągu ostatnich 12 miesięcy co prawda zdrożał, ale ceny rosły tu znacznie wolniej niż w przypadku energii elektrycznej. GUS szacuje bowiem, że średnia cena opału czy energii cieplnej z sieci wzrosła w ciągu roku o 2-3 proc. Dla osób korzystających z tych źródeł ciepła, utrzymanie się do maja większych chłodów niż w ubiegłym sezonie oznaczać może wzrost rachunków za ogrzewanie o 15-20 proc. I znowu w przypadku przeciętnych dwupokojowych mieszkań w nowych energooszczędnych budynkach lub przynajmniej blokach, które poddane zostały gruntownej termomodernizacji, rachunek za ogrzewanie nie powinny przeważnie wzrosnąć o więcej niż 200-300 złotych. Gorzej jeśli ktoś ma mieszkanie w nieocieplonym bloku z okresu PRL. W takim przypadku warto przygotować się nawet na dwa razy większy wzrost opłaty za ogrzewanie w bieżącym sezonie grzewczym” – przewiduje analityk.

Ogrzewanie gazem też nie pomoże

„Więcej niż przed rokiem zapłacą też osoby korzystające z ogrzewania gazowego. Co prawda gaz w 2020 roku staniał, średnio o niecałe 5 proc., ale ta obniżka co najwyżej ograniczy wzrost rachunków. Chodzi o to, że niższe temperatury za oknem spowodowały, że w bieżącym sezonie grzewczym potrzebowaliśmy o ponad 17 proc. więcej ciepła niż rok wcześniej. Cóż więc z tego, że cena gazu trochę spadła, jeśli potrzebujemy go do ogrzewania znacznie więcej niż przed rokiem?” – kończy analizę Bartosz Turek.

Źródło: HRE Investments
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...