Crowdfunding rozhula się jeszcze bardziej. Więcej kasy do wzięcia, ale platformy będą kontrolowane

Dodano:
Biuro Źródło: Pixabay
Już nie milion euro, lecz aż pięć będzie można zebrać na rozwój swojego startupu z wykorzystaniem internetowych platform crowdfundingowych. Platformy te będą jednak miały szereg nowych obowiązków oraz podlegać będą nadzorowi.

Dzięki crowdfundingowi każdy może być inwestorem. Na specjalnych platformach internetowych szukamy pomysłu, który nas przekonuje i w powodzenie którego wierzymy. Wpłacamy pieniądze i jeśli firmie, którą wsparliśmy, faktycznie uda się zrealizować cel biznesowi, my jako inwestorzy możemy liczyć na jakąś korzyść, na przykład określoną liczbę gotowych produktów albo udział w zyskach. Gratyfikacja opisana jest w regulaminie i może się różnić w zależności od oferty.

W czasie pandemii zbiórki internetowe – i to nie tylko na cele biznesowe, ale też akcje charytatywne – jeszcze bardziej przyspieszyły. Powód jest bardzo prozaiczny – w 2020 roku niemal całe nasze życie przeniosło się do internetu i częściej natrafiliśmy na okolicznościowe zbiórki. Crowdfunding pozwalał nam wesprzeć finansowo m.in. ratowników medycznych, szpitale (szczególnie przy pierwszej fali epidemii) lub też ulubioną restaurację czy trenerów personalnych, którzy właśnie stracili swoje źródło zarobkowania.

Według raportu portalu zrzutka.pl (jednej z bardziej popularnych w Polsce platformy organizującej zbiórki) rynek crowdfundingu w 2021 roku będzie wart dwa miliardy złotych i urośnie o miliard w porównaniu z rokiem poprzednim. Najwięcej, bo aż 1,5 miliarda Polacy przekażą na cele charytatywne, a ok. 150 mln przeznaczą na tzw. zbiórki udziałowe. Jest to forma finansowania firm w fazie rozwoju. Firmy poszukują kapitału, a inwestorzy w zamian za przekazane środki otrzymują akcje spółek.

Przykłady? Najbardziej poruszają wyobraźnie zbiórki na rodzącym się w Polsce rynku konopnym. Kombinat Konopny potrafił zebrać milion euro w mniej niż 40 minut; po tym czasie rozgrzane do czerwoności serwery po prostu padły. CanPoland wyciągnął wnioski i taką samą kwotę zebrał w 11 minut.

Skoro zbiórki cieszyły się tak ogromną popularnością, to dlaczego ich górny próg ustawiono na poziomie miliona euro? Więcej się po prostu nie da: limit określają przepisy.

Więcej pieniędzy, ale i nowe obowiązki

– Jednak to się zmieni, a pod koniec roku mają wejść nowe regulacje dotyczące finansowania społecznościowego dla przedsięwzięć gospodarczych. W projekcie ustawy limit został podniesiony z miliona euro do aż pięciu. Jednak zanim dojdziemy do maksymalnej kwoty będzie obowiązywała stawka przejściowa w wysokości 2,5 mln euro. Podwyższony limit będzie obowiązywał od listopada 2023 roku – mówi Maciej Oniszczuk z kancelarii Oniszczuk & Associates. – To spora szansa dla startupów z ciekawym pomysłem, które będą potrzebowały szybkiego finansowania i przeskoczenia tej największej bariery rozwojowej dla każdej małej firmy.

Jednak coś za coś. Otrzymując zgodę na zwiększenie limitu zbiórek na cele gospodarcze, platformy crowdfundingowe będą musiały spełnić dodatkowe wymogi.

– Portale i platformy, które będą zajmowały się internetowymi zbiórkami na cele biznesowe będą musiały działać zgodnie z licencją i podlegać pod Komisję Nadzoru Finansowego, czyli tak jak inne instytucje finansowe jak np. banki – podkreśla Maciej Oniszczuk.Zezwolenie ma działać na terenie całej Unii Europejskiej, a sama polska ustawa jest implementacją rozwiązań europejskich.

To ogromna zmiana, bo dziś nie ma w Polsce regulacji prawnych, które wprost odnoszą się do inwestycyjnych platform crowdfundingowych, a swoją działalność opierają m.in. na ustawie o ofercie publicznej. Problem dostrzegła też Komisja Europejska i to ona zwróciła uwagę, że brak regulacji jest jedną z największych przeszkód dla rozwoju startupów w obszarze poszukiwania środków na rozwój działalności.

Inwestor ma czuć się bezpiecznie, ale platforma będzie w Estonii?

Nowe regulacje mają zwiększyć też bezpieczeństwo tych, którzy wykładają swoje środki. Dziś platformy są tylko pośrednikiem pomiędzy pomysłodawcami, a inwestorem. Kojarzą ich ze sobą, dają instrumenty, które pozwalają na zbieranie środków, ale nie biorą na siebie ryzyka. Po wejściu w życie nowych rozwiązań sytuacja się jednak zmieni. To na platformie będzie ciążył obowiązek sprawdzenia czy pomysłodawca rzeczywiście jest godny zaufania. Platforma będzie musiała przeprowadzić wstępny test wiedzy, zbadać tzw. adekwatność oferty czy zweryfikować kluczowe informacje inwestycyjne.

Nie można dopuszczać do sytuacji, w której jakiś podmiot okłamuje potencjalnych inwestorów. To, że sam może wpaść na nieuczciwym zachowaniu to jedno, ale raz oszukani inwestorzy mogą na stałe odwrócić się od danej platformy, a prędzej czy później od społecznościowych zbiórek. To może oznaczać śmierć dla wielu świetnych pomysłów, którym po prostu brakuje funduszy na rozkręcenie działalności – komentuje Maciej Oniszczuk.

Obowiązki wobec Komisji Nadzoru Finansowego w polskiej ustawie opisane są w szesnastu dość obszernych artykułach, a żeby uniknąć polskiej biurokratycznej machiny właściciele platform spoglądają coraz śmielej w kierunku Estonii, która znana jest z przyjaznego prawa wobec firm z sektora Fintech. Tam również dyrektywa unijna zostanie zaimplementowana do listopada tego roku. Podobnie jak w Polsce platformy będą musiały zadbać bardziej o bezpieczeństwo inwestorów, ale nie będą podlegać rygorom kontroli KNF. Przypomnijmy, że uzyskanie licencji w Estonii pozwala prowadzić zbiórki na terenie całej Unii Europejskiej.

Źródło: WPROST.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...