850 mln zł tylko w jeden miesiąc. Odprawiani z banków Polacy idą po chwilówki
Tylko w zeszłym miesiącu Polacy pożyczyli ponad 850 milionów złotych w ramach „chwilówek”, czyli szybkich pożyczek pozabankowych. Cieszą się nie najlepszą sławą, bo są droższe niż pożyczki udzielane przez banki – i to niezależnie od tego, że i tak zostały „ucywilizowane” przez ustawodawcę. Dziś przepisy określają, w jaki sposób można liczyć odsetki i regulują koszty dodatkowe. Jeszcze kilkanaście lat temu chwilówki mogły mieć astronomiczne oprocentowanie, a sądy nie stawały po stronie poszkodowanych klientów, po przecież ci wiedzieli, co podpisują i do czego się zobowiązują.
Ustawa antylichwiarska utknęła
Rząd chce dalej porządkować rynek chwilówek. Ma temu służyć tzw. ustawa antylichwiarska, której uchwalenie wciąż stoi pod znakiem zapytania. Firmy pożyczkowe mają nadzieję, że prace nad nią będą się przedłużały i zostanie tak, jak jest – zmniejszenie maksymalnej wysokości pozaodsetkowych kosztów kredytu z obecnych 55 proc. do 20 lub 18 proc. spowoduje, że biznes przestanie być dochodowy. Ustawa ma chronić interesy klientów, ale może obrócić się przeciwko nim, bo jeśli część firm zakończy działalność, to trudniej będzie im otrzymać pożyczkę.
RMF FM zwraca uwagę, że to właśnie zaostrzone przepisy dotyczące udzielania pożyczek „wpychają” klientów w objęcia firm pożyczkowych. Otrzymanie pożyczki w banku (o kredycie nie wspominając) obwarowane jest daleko idącymi ograniczeniami i wymogami. Przez ciągłe podwyżki stóp procentowych rośnie koszt pożyczania pieniędzy, a spada zdolność kredytowa klientów. Osoby w trudniejszej sytuacji życiowej (ale jednak osiągające dochody) nie mają czego szukać w bankach, więc pozostaje im korzystanie z usług firm, które reklamują się na przystankach autobusowych i słupach.
Nie należy lekceważyć tego sygnału
Prof. Leszek Bugaj powiedział w rozmowie na antenie stacji, że rosnące zainteresowanie chwilówkami to ważny sygnał, którego nie należy lekceważyć, jednak – przyznał – nie one ostatnio martwią go najbardziej . – Martwią mnie bardzo inne rzeczy, które są znacznie groźniejsze. Martwi mnie ten mechanizm polityczny, gdzie partia rządząca rywalizuje z opozycją obietnicami. Nie chcą uznać realiów, w moim przekonaniu, chociaż obie te grupy partyjne czy partia i grupy partyjne deklarują uznanie tych realiów, ale ich nie chcą uznać. To jest ważna i niebezpieczna sprawa – ocenił ekonomista.