Zakaz aut spalinowych. Minister będzie odwodziła KE od pomysłu
Wciąż nie wiadomo, w jakim zakresie obowiązywać będą przepisy Zielonego Ładu. Strach przed dostosowaniem się do nich wyprowadził na drogi rolników z większości państw członkowskich, ale nie tylko rolnicy kwestionują kierunek postulowanych przez Komisję Europejską zmian. Dużo emocji wywołuje również postulat odchodzenia od samochodów spalinowych na rzecz elektrycznych.
Przypomnijmy, że już w 2035 roku sprzedaż nowych aut spalinowych miałaby być zakazana. Czy rzeczywiście tak będzie? Protestują przeciwko temu producenci „tradycyjnych” samochodów, ale też państwa unijne – i to niezależnie od tego, że jeszcze dwa czy trzy lata temu były zwolennikiem promowania aut elektrycznych.
Koniec samochodów spalinowych? Coraz więcej przeciwników
Jako pierwsza na forum unijnym zakazowi sprzedaży samochodów spalinowych sprzeciwiła się Polska. Później dołączyły do niej Niemcy, Czechy, Włochy, Rumunia, Węgry i Słowacja.
Niemcy proponują, by do sprzedaży dopuścić nie tylko samochody elektryczne i wodorowe, ale również te z silnikami spalinowymi, ale zasilane paliwami syntetycznymi. To benzyna produkowana z zielonego wodoru, więc Niemcy przekonują, że to paliwo zeroemisyjne.
– Zakaz silników spalinowych, kiedy mogą one być zasilane w sposób neutralny dla klimatu, wydaje się nam błędnym podejściem – powiedział w marcu 2023 roku niemiecki minister transportu Volker Wissing.
W sobotę minister funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz przypomniała, że nadal ważą się los dopuszczenia aut spalinowych do sprzedaży za 11 lat. Stanowisko Polski nie zmieniło się. Minister zapowiedziała prowadzenie rozmów nakierowanych na przekonanie decydentów do zmiany zdania.
– Bardzo asertywnie będziemy rozmawiać z Komisją Europejską, aby usunąć podatek od samochodów spalinowych. Trzeba wprowadzać Zielony Ład, chcemy mieć czyste powietrze, ale do tego trzeba dochodzić zachętami – te zachęty są w KPO i my je zwiększamy – a nie zakazami, które obrócą społeczeństwo przeciwko Zielonemu Ładowi – powiedziała Pełczyńska-Nałęcz w TVN24.
KPO. Zmiany w 11 reformach pod presją czasu
Minister powtórzyła też, że w związku z krótkim czasem na wykorzystanie pieniędzy z KPO konieczne było przesunięcie części środków z jednych programów na inne. W czwartek Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz ogłosiła, że nastąpią zmiany w 11 reformach na 55 i 22 inwestycjach na 55 inwestycje. Wkrótce ruszą konsultacje publiczne w tej sprawie.
– Te zmiany są konieczne, mamy dwa lata opóźnienia, co jest bolesne w projekcie, który ma się skończyć w 2026 roku. To, co możliwe, przesuwamy na późniejszy termin, ale tak, aby to zakończyć do 2026 r. – powiedziała minister.
Podkreśliła, że inwestycje finansowane w części grantowej muszą zostać zakończone do 2026 r., a w przypadku części pożyczkowej, „wystarczy podpisanie umowy i można realizować inwestycje dłużej”. Minister nie wyklucza, że w przyszłości może zapaść decyzja o wydłużeniu terminu wydatkowania, ale na razie nie należy zakładać takiego scenariusza.
– Być może gdzieś w 2025 roku, kraje członkowskie, bo Polska przy stole nie będzie sama, zaczną się zastanawiać nad przedłużeniem tego projektu. Ale dzisiaj bardzo mocno jest powiedziane, że to się kończy w połowie 2026 r. i my musimy się z tym liczyć – stwierdziła Pełczyńska-Nałęcz.
Minister dodała, że innym powodem, dla którego konieczne są zmiany w KPO, jest "dostosowanie tych inwestycji i reform, które zostały zaplanowane, do rzeczywistych potrzeb rozwojowych Polski". Pewne rzeczy uważamy, że są bardzo dobre i bardzo potrzebne, a inne nie powinny być w takim kształcie – zauważyła.