Wiek emerytalny. Podnoszenie na siłę nie ma sensu. Każdy wariant jest zły

Dodano:
Emerytka Źródło: Newspix.pl / Stanislaw Krzywy
Z jednej strony wiemy, że emerytury dzisiejszych pracujących będą bardzo niskie, wielu nie zarobi nawet na emeryturę minimalną. Z drugiej doświadczenie wielu państw, także Polski, dowodzi, że zmuszanie do dłuższej pracy poprzez podnoszenie wieku emerytalnego przynosi skutki odwrotne do zamierzonych: protesty, utratę poparcia politycznego dla partii, które „podniosły rękę na prawo do odpoczynku”, kombinowanie, jak mimo wszystko pracować krócej.

Większość kobiet urodzonych po 1978 r. i istotna część mężczyzn nie uzbiera nawet na emeryturę minimalną. Do ich świadczeń będzie trzeba dopłacać. Ostrożne podnoszenie wieku emerytalnego tego nie zmieni. Taka reforma może przynieść inne korzyści społeczne, np. ograniczyć deficyt ZUS i zwiększyć liczbę pracujących. Ale indywidualnie te osoby stracą. Łatwych rozwiązań w kwestii wieku emerytalnego już nie ma – pisze prof. Joanna Tyrowicz w opinii dla money.pl.

Niskie emerytury. Czy jest sens zmuszać ludzi do dłuższej pracy?

To ciekawy głos w dyskusji o tym, jak uzdrowić system emerytalny, który już dziś mierzy się z wyzwaniami wynikającymi z demografii – a kolejne dekady dodatkowo to utrudnią. 15 lat temu na jednego emeryta pracowało 4 osoby, teraz niespełna 3, w 2050 roku będzie to niespełna 2 osoby. Wielu ekspertów i polityków jest zdania, że rozwiązanie problemu, jakkolwiek niepopularne, jest jedno: podniesienie wieku emerytalnego. Dziś wynosi on 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Jakiekolwiek manewrowanie przy wieku to jednak zapowiedź rychłej śmierci politycznej, o czym kilka lat temu przekonał się rząd Donalda Tuska. Podniesienie i zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn zraziło do Platformy Obywatelskiej ogromne grono wyborców, a Prawo i Sprawiedliwość wygrało kolejne wybory w ogromnej mierze dzięki obietnicy obniżenia wieku.

Kilka miesięcy temu konsternację wywołały słowa minister funduszy europejskich Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, która powiedziała, że „wszyscy muszą pracować najdłużej, jak się da”. W przeciwnym razie emerytury będą znacznie niższe niż dzisiaj. Nie wykluczyła podniesienia wieku emerytalnego, ale w kolejnym wywiadzie szybko zdystansowała się do tych słów.

– Oczywiste jest, że nie będzie podwyższenia wieku emerytalnego przez ten rząd. Nie ma takiej woli politycznej i tego nie będzie. Każdy to bardzo dobrze rozumie – stwierdziła Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz w Polskim Radiu.

W innej rozmowie minister dała do zrozumienia, że podniesienie wieku emerytalnego mogłoby nastąpić inaczej niż przez zmianę w ustawie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by dokonało się ono metodą faktów dokonanych: gdy kobiety po 60., a mężczyźni po 65. roku życia dojdą do przekonania, że dłuższa praca – choćby w niepełnym wymiarze godzin – jest opłacalna, wielu z nich podejmie decyzję o wydłużeniu aktywności zawodowej. Tym bardziej że żyjemy coraz dłużej i zachowujemy lepszą kondycję niż pokolenie naszych rodziców.

Politycy wiedzą, że wyższy wiek emerytalny to polityczny samobój

W podobnym tonie wypowiedział się jej kolega z Polski 2050. Na początku sierpnia w „Gościu Wydarzeń Ryszard Petru powiedział, że również jest zwolennikiem zachęcania do dłuższej pracy.

– Jestem za taką propozycją, że za każdy rok pracy dostaje się wyższą emeryturę – powiedział.

Jasno przy tym zadeklarował, że za kadencji rządu koalicji KO, Trzeciej Drogi i Lewicy, wiek ustawowy nie będzie podwyższony.

– Jestem przeciwko podwyższaniu wieku emerytalnego formalnie przez zmiany wieku ustawowego. Jestem za tym, żeby ludziom dopłacać, żeby dłużej pracowali – orzekł. – Nie ma mowy w tej kadencji, żeby doszło do podwyższenia wieku emerytalnego – dodał poseł.

50-latkowie i tak skazani na niskie emerytury

W podobnym wyważonym tonie wypowiedziała się prof. Joanna Tyrowicz w opinii dla money.pl. „Ekonomia nie jest od tego, żeby mówić ludziom jak żyć, szczególnie wbrew ich indywidualnemu interesowi. Ekonomia jest od tego, żeby pokazywać nam wszystkim dokąd zmierzamy” – napisała.

Dodała, że w wielu krajach testowano wydłużanie wieku emerytalnego na siłę. „Efekty są zazwyczaj w tym sensie opłakane, że ludzie znajdują sposoby na obejście niekorzystnych dla nich regulacji. Korzystają z urlopów zdrowotnych, rent dla osób z ograniczeniem sprawności fizycznej, finansują się z innych źródeł dochodu niż praca zarobkowa itp. Innymi słowy, czas pracy efektywnie wydłuża się tylko dla tych osób, które faktycznie nie mają wyboru – i dla tych, które pewnie i tak pracowałyby dłużej, bo lubią swoją pracę” – czytamy w money.pl.

Wydłużanie wieku emerytalnego, nawet gdyby zostało jutro przeforsowane przez rządzących, niewiele by już pomogło kobietom, które na emeryturę przejdą za dekadę czy półtorej. Prof. Tyrowicz zauważa, że według modelu opracowanergo przez polski instytut badawczy GRAPE niemal wszystkie kobiety i prawie połowa mężczyzn urodzonych po 1978 roku nie uzbiera przez całe swoje życie zawodowe nawet na emeryturę minimalną.

Dlaczego? „Bo choć pracują i odprowadzają składki, będą żyć na tyle długo, że zgromadzonych przez nich składek w ZUS nie wystarczy na więcej. Łączny koszt dopłat do emerytur minimalnych (dla niektórych osób to będzie spora część otrzymywanej przez nich emerytury, a innym brakować może kilku czy kilkudziesięciu złotych) wyniesie ponad 4 proc. PKB. To z grubsza biorąc cztery razy więcej niż wydajemy na naukę i szkolnictwo wyższe, trzy razy tyle ile wydajemy na obsługę długu publicznego albo tyle, ile obecnie wydajemy na obronność” – pisze w money.pl.

40-latkowie „połowę kart emerytalnych już rozdali”

W podobnym tonie wypowiadał się w rozmowie w programie „Newsroom” w Wirtualnej Polsce dr Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzący zapytał go, na jaką emeryturę on, jako statystyczny 40-latek, może liczyć. Odpowiedzi mogą wyprowadzić z równowagi nawet najbardziej optymistycznie nastawioną wobec przyszłości osobę.

Dr Lasocki zaczął od tego, że w przypadku 40-latka „połowa kart jest już rozdana”. Wiele dla ostatecznego rozrachunku zależy od tego, jak go „potraktował rynek” w pierwszych latach aktywności zawodowej.

– Jeśli jako student pracował pan na zlecenie, a zakładam, że tak, to ma pan 5 lat nieskładkowych, które liczą się wyłącznie do tego, by dostać minimalną emeryturę. Jeśli pański ojciec skończył studia, to zwiększył w ten sposób emeryturę o 3,5 proc. Zupełnie zmieniły się zasady gry. W starym systemie wystarczyło pokazać 10 lat dobrej pracy, by ustalić wysokość emerytury. W nowym systemie nie jest wybaczona ani jedna składka – powiedział. – Przez 25 lat się tego nie nauczyliśmy i to nie dotarło do naszej świadomości.

Dodał, że starość dzieli się na etapy. – Te pierwsze 10 lat, czyli do siedemdziesiątki w przypadku kobiet, to jest najprzyjemniejszy czas, kiedy mamy jeszcze siły, więc dorabiamy. Możemy skorzystać z różnych programów: PPK, IKE, IKZE. Tylko środki tam zgromadzone, o tym rzadko się mówi, nie podlegają waloryzacji. Osoby, które dostały pieniądze z PPK 5 lat temu, już pewnie tych środków nie mają, bo przecież zjadła je inflacja. Tak tracimy siłę nabywczą. Po 10 latach na emeryturze zostają nam tak naprawdę już tylko pieniądze z ZUS – wyjaśnił dr Lasocki.

Wiele lat składkowych to wyższe emerytury. Po prostu

A teraz kilka emerytalnych prawd. Wysokie świadczenia są pochodną długiego czasu pracy i systematycznego odprowadzania składek emerytalnych od wysokiej podstawy. To już na starcie pozbawia wyobrażeń o wysokich świadczeniach przedsiębiorców, którzy z reguły odprowadzają najniższe możliwe składki, a także pracujących na umowach cywilnych, którzy również odprowadzają składki od niskiej podstawy (co dotyczy zresztą tylko zleceniobiorców. Od umowy o dzieło nie są odprowadzane składki, ale to się zmieni, gdy zostanie wprowadzone ozusowanie tych umów. Przyjęcie takiej regulacji to jedno z kryteriów wypłaty pieniędzy z KPO. Oskładkowanie umów o dzieło okazało się jednak karkołomnym zadaniem i pomimo upływu miesięcy, wciąż niegotowy jest nawet projekt ustawy).

Najwyższa emerytura w Polsce jest wypłacana emerytowi ze Śląska. Po ostatniej waloryzacji świadczenie wynosi 48 673,53 zł. Przepis na wysoką emeryturę? Długie lata pracy. Mężczyzna zaczął pobierać świadczenie po 20 latach od ukończenia wieku emerytalnego. Pracował 62 lata i 5 miesięcy. W tym czasie ani razu nie brał zwolnienia lekarskiego. To wcale nie musi być prezes czy menedżer wysokiego szczebla – w jego przypadku kluczem do wysokiej emerytury jest konsekwencja. Inna sprawa, że to przykład dość ekstremalny, bo większość Polaków chciałaby zakończyć aktywność zawodową przed 70. urodzinami.

Co wpływa na wysokość emerytury?

Do tego warto wiedzieć o kilku innych czynnikach, które w pewnym stopniu mogą „podbić” wysokość emerytury.

– Na wysokość emerytury znacząco wpływa staż pracy. Im więcej odłożonych składek i im późniejsze przejście na emeryturę, tym wyższe świadczenie. Każdy rok przepracowany po osiągnięciu wieku emerytalnego podwyższa świadczenie – podpowiada Iwona Kowalska-Matis, regionalny rzecznik prasowy ZUS na Dolnym Śląsku.

Wystarczy zaledwie jeden rok pracy dłużej, aby emerytura wzrosła o 10-15 proc. Z kolei kilka lat kontynuowania aktywności zawodowej sprawia, że świadczenie może się nawet podwoić.

Znaczenie ma też moment złożenia wniosku o przejście na emeryturę i rozpoczęcie pobierania świadczeń. Najlepiej zrobić to w lutym lub w lipcu. Jeśli zrobimy to w lutym, to od marca, korzystamy z waloryzacji marcowej. Jeśli senior zdecyduje się przejść na emeryturę w lipcu, to ZUS wyliczy świadczenie, uwzględniając waloryzację kapitału z czerwca.

Źródło: Wprost
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...