– Kupiłam kilogram ziemniaków, trzy jabłka, włoszczyznę, z ekstrawagancji kupiłam sobie pęczek kolendry, zapłaciłem aż 17 złotych – oświadczyła przed kamerami ubiegająca się o urząd prezydenta Małgorzata Kidawa Błońska. Zakupy zrobiła w pobliżu warszawskiej Hali Mirowskiej. Podkreślała, że zarówno kupujący, jak i sprzedawcy narzekali w jej obecności na wysokie ceny. Dodawała, że wśród klientów bazaru spotkała głównie osoby starsze. – Polacy tego dłużej nie wytrzymają – mówiła.
Kandydatka Platformy Obywatelskiej wzywała Andrzeja Dudę do reakcji na rosnące ceny, który to fakt łączyła z bliżej nieokreślonymi „błędami PiS”. Stwierdziła jedynie, że prezydent „nie zaprosił” Rady Polityki Pieniężnej, by spytać, co zrobić. Zdaniem Kidawy-Błońskiej Polacy potrzebują zapewnień, że ceny będą stabilne.
Konferencja Kidawy-Błońskiej była odpowiedzią na słowa Andrzeja Dudy wypowiedziane przed kilkoma dniami w Kozienicach. Prezydent przyznał wtedy, że niektóre ceny wzrosły, zaznaczając jednocześnie, że inne zmalały – jako przykład podawał olej. Tłumaczył, że razem ze wzrostem cen wzrosły też wynagrodzenia. Przypomniał też o świadczeniach, których przed 5 laty nie było.
Czytaj też:
Memy po pierwszych tygodniach kampanii prezydenckiej. Oj, działo sięCzytaj też:
Biedroń jednak nie wybiera się do Chin? Kandydat Lewicy próbuje wybrnąć z wpadkiCzytaj też:
Sondaż. Andrzej Duda nie wygra w pierwszej turze