Rząd ma narzędzia, by walczyć z inflacją, ale to może być polityczne samobójstwo
Zduszenie inflacji to zadanie nie na najbliższe tygodnie, ale miesiące. Nie istnieją narzędzia, które obniżą ją w krótkim czasie – nawet systematyczne podnoszenie stóp procentowych pozwoli zauważyć efekty po upływie co najmniej półtora kwartału od pierwszego podnoszenia. Za nami dopiero kilka pierwszych dni nowego roku, a wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni szybującymi cenami. Rząd również widzi, że zamiast rozmawiać o korzyściach Polskiego Ładu, Polacy dyskutują o drożyźnie (o Polskim Ładzie rozmawiają właściwie wyłącznie w kontekście jego niedoróbek i tego, że większość zorientowała się, że żadnych korzyści mieć nie będzie).
Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane
Aby zatrzymać społeczne niezadowolenie, musi podjąć działania, które zatrzymają wzrost cen. Nie można powiedzieć, że niczego nie robi, ale ekonomiści ostrzegają, że swoimi działaniami może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Przykładem jest planowane wprowadzenie stawki 0 proc. VAT na niektóre towary żywnościowe. Wczoraj pisaliśmy, że obniży to ceny w niewielkim stopniu i tylko pod warunkiem, że niższy VAT naprawdę zostanie zastosowany przez dystrybutorów, a nie wykorzystają obniżki jako sposoby na zrekompensowanie sobie strat. Gdy preferencyjna stawka przestanie obowiązywać, ceny żywności mogą pójść w górę. Premier nie słucha jednak takich ostrzeżeń i przedstawia propozycje zawarte w tzw. tarczy antyinflacyjnej jako remedium na drożyznę.
Walka z inflacją wymaga niepopularnych decyzji
Ekonomiści, z którymi rozmawiał serwis money.pl przekonują, że jedynym sposobem, aby trwale walczyć z inflacją, jest połączenie sił rządu i Narodowego Banku Polskiego i tzw. policy-mix, czyli połączenie polityki fiskalnej (odpowiada za nią rząd PiS) oraz monetarnej (prowadzi ją prof. Adam Glapiński). Jeśli działania podejmowane przez te dwa ośrodki będą sprzeczne, czyli każdy będzie grał do swojej bramki, realizacja celu będzie się oddalała.
Realizacja strategii kłóci się jednak ze wszystkim, co do tej pory robił PiS i stanowi odejście od tego, co dało partii zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Zakłada cięcie wydatków, a przecież z transferów społecznych (500+, wyprawka szkolna, dodatkowe emerytury…) PiS uczynił swój znak firmowy. Gdyby rząd zaczął odchodzić od rozdawnictwa, mogłoby się okazać, że król jest nagi i niewiele więcej ma do zaoferowania wyborcom. I politycy doskonale o tym wiedzą.
„Obecnie rząd również nie ma innych recept na ułaskawienie elektoratu, jak dosypywanie gotówki. Ekonomiści podkreślają, że każde dodatkowe tarcze tak naprawdę działają proinflacyjnie, ponieważ wzmagają popyt. To samo robi zresztą Polski Ład, który ma według PiS zostawić w kieszeniach Polaków 17 mld zł. Takie działania w takim otoczeniu stoją w sprzeczności z ruchami Rady Polityki Pieniężnej, która z drugiej strony chce schłodzić gospodarkę i obniżyć wzrost cen. Rząd nie działa więc pod ramię z NBP, a przeciwko niemu” – czytamy w money.pl.
To nie prawda, że wewnętrzne działania nie miały wpływu na inflację
Szkodliwe jest również uprawianie przez rząd narracji, zgodnie z którą nie miał wpływu na wysokość inflacji, gdyż jest spowodowana czynnikami zewnętrznymi (inna sprawa: na ile czołowi politycy sami w to wierzyli). Jako głównego winnego inflacji nieustannie wskazuje na Donalda Tuska, Komisję Europejską i Władimira Putina, a publicznie nie wykazuje refleksji, że może jednak na swoim podwórku również popełniliśmy błędy.
Tymczasem, jak podkreśla money.pl, już w lutym 2020 r.inflacja konsumencka wynosiła 4,7 proc., a inflacja bazowa bez cen energii i żywności, na którą NBP ma realny wpływ – 3,6 proc.Oba odczyty były więc powyżej górnego poziomu odchyleń od celu inflacyjnego polskiego banku centralnego (2,5 proc. +/- 1 pkt. proc.). Już wtedy wzrost cen był niepokojący, a dobry „manager” powinien był zwrócić na to uwagę.
Czy rząd przykręci kurek z pieniędzmi?
Co zrobić teraz, gdy inflacja wymknęła się spod kontroli i uderza we wszystkich: konsumentów i przedsiębiorców? Konieczne jest przeprowadzenie reform strukturalnych, które są żmudne i mniej medialne niż ogłoszenie kolejnego programu dopłat do rachunków, który jest de facto przekupieniem elektoratu jego własnymi pieniędzmi. Kilka lat, które PiS spędził u władzy, nie dają nam podstaw do zakładania, że może być zainteresowany przykręceniem kurka z transferami i zmniejszeniem wydatków publicznych.