Kto będzie zbierał truskawki? Brakuje pracowników sezonowych. „Pracodawcy zdesperowani”
Wakacje to dla wielu czas wypoczynku, ale wiele osób poświęca ten czas na to by sobie „dorobić”. Na miesiąc przed startem wakacji oferujący sezonowe zatrudnienie zwracają uwagę, że w tym roku może zabraknąć rąk do pracy.
Z danych serwisu OLX, które zamieszcza „Rzeczpospolita” wynika, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy zamieszczono ponad 53 tys. ofert dla sezonowych i dorywczych pracowników, o 16 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, gdy z powodu covidowych obostrzeń sezonowe rekrutacje opóźniały się. Najwięcej ofert dotyczy gastronomii (19,26 proc.). Na dalszych miejscach znalazły się takie stanowiska jak: kasjer/pracownik sklepu (7,66 proc.), marketing i PR (6,93 proc.), czy rolnictwo i ogrodnictwo (5,66 proc.).
„Pracodawcy w gastronomii są zdesperowani”
Przedstawiciele gastronomii nie kryją, że mają problem ze znalezieniem pracowników. – Pracodawcy w gastronomii są zdesperowani. Podwyższamy stawki, a i tak nie ma chętnych do pracy – podkreśla cytowany przez „Rzeczpospolitą” Jacek Czauderna, restaurator i prezes Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej.
– W poprzednich latach wakaty w gastronomii, rolnictwie czy sadownictwie wypełniali głównie migranci zarobkowi z Ukrainy – zwraca uwagę Monika Fedorczuk, ekspertka rynku pracy i p.o. dyrektora Urzędu Pracy m.st. Warszawy.
Wydawać by się mogło, że i teraz wakaty będą mogli wypełnić pracownicy z Ukrainy, zwłaszcza, że w związku z wojną przybyło ich w tym roku do naszego kraju znacznie więcej niż w ostatnich latach. Z danych, które przedstawiła we wtorek na antenie Polskiego Radia minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg wynika, że za sprawą rządowej specustawy, niemal 180 tys. Ukraińców podjęło pracę w Polsce. Tyle, że niewielu zdecydowało się pracować w rolnictwie, czy sadownictwie. Uchodźcy, którzy znaleźli mieszkanie w mieście, najczęściej szukają pracy w swoim otoczeniu.
Z niedawnych badań ARC Rynek i Opinia wynika, że wielu Ukraińców chce dać sobie czas na znalezienie w Polsce pracy. Barierą, która ich przed tym powstrzymuje jest brak znajomości języka, jak również problemy z organizacją opieki nad dzieckiem.
Tymczasem – jak zauważa Monika Fedorczuk – brak rąk do pracy i w konsekwencji konieczność podniesienia stawek spowoduje wzrost cen. – Brak rąk do pracy wymusza wzrost kosztów robocizny, co przełoży się na wzrost cen płodów rolnych i podwyższy inflację – podkreśla p.o. dyrektora Urzędu Pracy m.st. Warszawy.