GUS podał dane o inflacji. Jest lepiej, niż sądzono
15,5 – tyle, o tyle, według Głównego Urzędu Statystycznego, wzrosły ceny, w porównaniu do ubiegłego roku. W porównaniu do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 1,5 proc.
Jak podaje GUS, największy wpływ na wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem miały wyższe ceny w zakresie transportu (o 6,6 proc.), mieszkania (o 1,7 proc.), żywności (o 0,7 proc.) oraz rekreacji i kultury (o 1,7 proc.), które podwyższyły wskaźnik odpowiednio o 0,69 p. proc., 0,44 p. proc., 0,17 p. proc. i 0,10 p. proc. Niższe ceny w zakresie odzieży i obuwia (o 1,4 proc.) obniżyły ten wskaźnik o 0,06 p. proc.
W porównaniu z ubiegłym rokiem najbardziej wzrosły ceny transportu — o ponad 33 proc. Żywność podrożała o 14,8 proc., a restauracje i hotele o 15,9 proc.
Lepiej, niż zakładano
Dwa tygodnie temu GUS podał wstępny szacunek czerwcowej inflacji. Wynikało z niego, że ceny wzrosły o 15,6 proc.
We wtorek Narodowy Bank Polski przedstawił raport, z którego wynika, że według prognoz Banku Centralnego szczyt drożyzny ma nastąpić w pierwszym kwartale przyszłego roku i wynieść 18,8 proc. Informacje te były zaskoczeniem, gdyż pod koniec zeszłego tygodnia prezes NBP Adam Glapiński sugerował, że szczyt inflacji nastąpi w wakacje.
Podobnie mówiła zaledwie dzień przed publikacją raportu wiceprezes NBP Marta Kightley w wywiadzie dla TVP Info. – Według danych, które mamy, na dzień dzisiejszy inflacja będzie mieć szczyt podczas tych wakacji – powiedziała w programie "Gość Wiadomości" Kightley.
– Lipiec, sierpień i to już nie powinno być dużo więcej niż ten odczyt z czerwca. Następnie inflacja będzie powoli obniżać się w tym roku, a później – jeśli zostanie utrzymana tarcza antyinflacyjna rządu, a mamy pewne przesłanki, że będzie utrzymana – to wtedy z radykalniejszym spadkiem inflacji będziemy mieli do czynienia w przyszłym roku – dodała.
Słabe prognozy dla Polski
Dobrych informacji dla polskiej gospodarki nie ma też Komisja Europejska. W letniej prognozie, którą opublikowano 14 lipca, KE przewiduje, że inflacja w Polsce na koniec 2022 roku wyniesie 12,2 proc., co uplasuje nas na szóstym miejscu, za Litwą (17 proc.), Estonią (17 proc.), Łotwą (15,5 proc.), Czechami (13,9 proc.) i Bułgarią (12,5 proc.). Średnia inflacja dla całej Unii Europejskiej ma sięgnąć 8,3 proc., a dla strefy euro, czyli państw, w których obowiązuje wspólna waluta, tylko 7,6 proc.
Czarny scenariusz dla Polski widać dopiero w 2023 roku, czyli wtedy, gdy również NBP przewidujesz szczyt inflacji. Zdaniem analityków KE, na koniec przyszłego roku Polska znajdzie się na pierwszym miejscu rankingu inflacji, czyli będziemy zmagać się z najwyższym wskaźnikiem w całej Unii Europejskiej. Analitycy przewidują, że będzie to 9 proc. Średnia dla całej UE ma wynieść 4,6 proc., a dla strefy euro 4 proc.