Na ten trik pracodawcy łowią kandydatów. „Chcą zjeść ciastko i mieć ciastko”

Dodano:
Oferta pracy Źródło: WPROST.pl
Marketingowy trik, nowy standard wynagrodzeń w ogłoszeniach, czy próba dezinformacji dla kandydatów poszukujących zatrudnienia mająca jakiś ukryty cel? To zwykłe oszustwo pod pozorem dobrze płatnej oferty pracy — twierdzą pracownicy. W sieci coraz częściej pojawiają się ogłoszenia o pracę z widełkami płacowymi, gdzie podawane kwoty znacznie odbiegają od siebie.

„Zatrudnimy pracowników”, „Poszukujemy specjalistów”, „Dam pracę”, „Zatrudnię” – tak zaczyna się większość ofert pracy w serwisach ogłoszeniowych. Dalsza treść również wygląda podobnie. Pracodawcy podają nazwy stanowisk lub wybranych specjalizacji, na które poszukują pracowników, rodzaj umowy, oczekiwania i obowiązki wobec pracowników na danym stanowisku. Wielu przedsiębiorców dodawało w tytule ogłoszenia zwrot „Praca od zaraz”.

Oferty pracy. Na ogłoszenia bez widełek płacowych kandydaci nie odpowiadali

Jeszcze do niedawna w ogłoszeniach dominował również pusty slogan, jakim jest „atrakcyjne wynagrodzenie”. Takie ogłoszenie pozostawały jednak bez odpowiedzi, przez co pracodawcy nie mogli zapełnić wakatów. Zdaniem ekspertów kandydaci nie chcą odpowiadać na oferty pracy bez podania kwoty wynagrodzenia w ogłoszeniu. „Nie ma widełek – nie aplikuję” – to znana strategia, pod którą podpisuje się coraz więcej osób poszukujących pracy. W niektórych branżach stanowią oni ponad połowę w procesie rekrutacji, w innych nawet powyżej 90 proc.

Początkowo widełki płacowe stały się powszechne w branży IT. Obecnie na podawanie ramowych stawek decyduje się coraz więcej firm z różnych sektorów. Początkowo kwoty widełek płacowych niewiele się od siebie różniły. Przy mniejszych wynagrodzeniach różnice najczęściej wynosiły 1 tys. zł brutto, przy większych kwotach maksymalnie 2 tys. zł brutto.

Nowy trend z wynagrodzeniem wprowadza pracowników w błąd

Teraz na rynku pracy pojawił się nowy trend, który nasila się z każdym kolejnym miesiącem. Dla wielu osób jest on niezrozumiały. Niektóre firmy zaczęły stosować triki marketingowe przy wynagrodzeniach. „Oferują pierwszą stawkę, druga ma przyciągnąć naszą uwagę” — alarmują internauci. O nietypowych sposobach „zwrócenia uwagi” na ogłoszenia pracodawców piszą internauci w mediach społecznościowych. Przykładów jest coraz więcej.

  • Pracownik reklamy 3,7 – 8 tys. zł brutto miesięcznie.
  • Ekspert motoryzacyjny 2 – 8 tys. zł miesięcznie brutto.
  • Księgowy 5 – 10 tys. zł brutto miesięcznie
  • Kurier 25 – 45 zł brutto za godzinę
  • Business Development Manager 12 – 20 tys. zł netto
  • Specjalista ds. finansów 8 – 18 tys. zł
  • Doradca ds. nieruchomości 7 – 20 tys. zł

Takich ogłoszeń w sieci, gdzie są podane widełki płacowe, ale nie wiadomo dokładnie, ile można zarobić, jest znacznie więcej. Hitem wśród internautów jest oferta pracy dla doradcy ds. nieruchomości. Tu widełki znacznie się rozjeżdżają i wynoszą od 1 do 20 tys. zł netto miesięcznie. „O co tu chodzi?” – pytają zaskoczeni internauci.

Firmy podają widełki płacowe w ogłoszeniach. „Nie mają one żadnego sensu”

Polityka podawania zbyt wysokich widełek to podejście pracodawców, które najlepiej opisać frazą: „zjeść ciastko i mieć ciastko”. Bo tak, trudno zarzucić firmom, że widełek nie podają, jednak nie mają one żadnego sensu. Są tak szerokie, że nic nie wnoszą dla kandydatów poszukujących pracy — mówi Maja Gojtowska, konsultantka procesów HR w rozmowie z Wprost.pl.

Takie podejście z moich doświadczeń najczęściej wynika z dwóch powodów. Po pierwsze pracodawca nie wie, kogo szuka, więc podaje widełki dla osoby na stanowisko juniora/mida i seniora. W zależności od tego kto zaaplikuje, jacy będą kandydaci, takie zaproponuje wynagrodzenie. Po drugie przedsiębiorca ma tak bardzo nieuporządkowaną sytuację w firmie, że faktycznie pracownicy na danym stanowisku mają aż tak rozbieżne wynagrodzenia — opowiada ekspertka.

Pracodawcy mają mało transparentne podejście do widełek płacowych

Jej zdaniem jest to wyraz ogólnie mało transparentnego podejścia pracodawców do widełek. I choć teoretycznie może wydawać się, że coś się w tym temacie dzieje, że pracodawcy rzeczywiście mają świadomość, jak bardzo jest to ważny dla kandydatów i pracowników temat, to jednak przy bliższym zastanowieniu się okazuje się, że:

  • komunikacja konkretnej stawki wynagrodzeń dotyczy tylko jednej grupy pracowników (na przykład tej, którą zatrudnić jest najtrudniej, choćby pracowników branży IT czy blue collars).
  • stawki i widełki wynagrodzeń nie są podawane we wszystkich kanałach (na przykład na stronie www pracodawcy, na wszystkich portalach z ogłoszeniami o pracę, ale też publikacjach umieszczanych przez firmę i jej pracowników w mediach społecznościowych), ale na wyrywki, tam, gdzie pracodawca chce, bądź musi.

Wynagrodzenie za pracę. „Firmy stosują metody znane z marketingu”

Na tym jednak nie koniec rozbieżności w widełkach płacowych oferowanych przez pracodawców. Część firm podając widełki płacowe, stosuje tzw. licznik wynagrodzeń, o którym pisaliśmy na łamach Wprost.pl. Kwota wynagrodzenia zależna jest od umowy, jaką wybierze kandydat na danym stanowisku. Jeżeli widełki płacowe obejmują wynagrodzenie w wysokości od 4 do 6 tys. zł brutto, to kwota 4 tys. zł dotyczy umowy o pracę, a kwota 6 tys. zł dotyczy umowy B2B.

Zdaniem Mateusza Żydka z firmy Randstad pracodawcy szukają sposobów, aby się wyróżnić. – I dlatego stosują metody znane z marketingu i reklamy — mówi w rozmowie z Wprost.pl. – Zalecam zawsze, żeby przyglądać się uważnie temu, co jest napisane poniżej informacji o wynagrodzeniach. Przede wszystkim zwracajmy uwagę na typ umowy, czy podana kwota jest netto, czy brutto, a także czy podane jest stałe wynagrodzenia, czy na przykład po części jest ono zależne od różnych czynników, np. składa się z premii frekwencyjnej — dodaje.

Źródło: WPROST.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...