Komornik działał poza rewirem i zajął cudzy samochód. „Opowiadał jak zabrał ludziom papugę i psa”

Komornik działał poza rewirem i zajął cudzy samochód. „Opowiadał jak zabrał ludziom papugę i psa”

Edyta i Tomasz Kornak
Edyta i Tomasz Kornak Źródło: Bogdan Krężel
7-letni Patryk i 11-letnia Angelika płakali, kiedy komornik opowiadał, jak jednemu dłużnikowi zabrał psa, a innemu papugę. Tak wyglądała egzekucja w domu państwa Kornaków spod Mielca. Prowadził ją Marcin Musiał, który 11-letniej Zuzi z Libiąża zajął rentę po zmarłym ojcu.

Jedno mi utkwiło w pamięci. Zapytałam go, gdzie trzyma te wszystkie rzeczy, które zabiera ludziom z domów. Mówił, że prowadzi dużą kancelarię. Ma tam alkohole, lampy, obrazy, nawet buty. Te buty zapamiętałam, że nawet buty ludziom zabiera. Opowiadał, jak raz zajął dłużnikowi papugę, ale tego później żałował, bo nie mógł dać sobie z nią rady. Jedna dłużniczka piła przy nim wódkę ze szklanki i składała niemoralne propozycje. Była też anegdota o psie, którego zajął przed Świętami Wielkanocnymi. Mówił, że pies prawie zdechł, ale nagle cudownie ożył. I stało się to, o dziwo, w Wielki Piątek, kiedy Jezus zmarł na krzyżu.

Kiedy tak opowiadał, dzieci słyszały to wszystko w pokojach. Było przed 21. Powinny już być wykąpane, leżeć w piżamach w łóżku i iść spać. Ja siedziałam wbita w krzesło. Nie wiem, czy był pan kiedyś w takim stanie, że człowiek nie może nawet przez chwilę przestać drżeć z nerwów. Całe ciało mi dygotało. Łzy napływały do oczu. Ich to bawiło.

Tak swoją historię zaczyna Edyta Kornak, mama Patryka i Angeliki. 17 lipca zeszłego roku do jej domu wszedł Marcin Musiał. W ostatnim miesiącu to już nasz trzeci tekst o kontrowersyjnych działaniach komornika z Chrzanowa. Na początku lutego pisaliśmy o 11-letniej Zuzi z 1 mln zł długu, której zajął rentę po zmarłym ojcu. Dwa tygodnie później o 14-letniej Zuzi, której pracująca w jego kancelarii asesor zabrała meble z pokoju. Dzisiaj wracamy z historią rodziny Kornaków spod Mielca, gdzie Marcin Musiał w ogóle nie powinien się pojawić.

Pierścionek

Nie widziałam ich. Później się okazało, że czekali w bocznej uliczce, w sadzie między drzewami, zaraz za płotem. Wracałam jak co dzień z dziećmi po pracy. Było przed 19. Zatrzymałam się przed bramą. W plecaku szukałam pilota i kluczy od domu. Otworzyłam bramę. Wjechałam na podwórko. Dzieci wysiadły i pobiegły do domu. Jeszcze nie zdążyłam odpiąć pasów, a przy drzwiach auta już stało trzech panów. Jeden w garniturze, drugi w marynarce i pomarańczowej koszuli, i trzeci, który ciągle wisiał na telefonie. Zamknęłam się od środka. Opuściłam szybę i spytałam, kim są. Usłyszałam, że komornik i adwokat. Nikt mi nie pokazał żadnego identyfikatora, dokumentów. Zasunęłam szybę i zadzwoniłam do męża.

Staliśmy tak z pół godziny na podwórku, zanim mąż przyjechał. Prosiłam, żeby na niego poczekali, bo byłam sama z dziećmi. Tłumaczyłam, że nie mam przy sobie żadnego majątku. W portfelu miałam wtedy 200 zł. Adwokat kazał więc komornikowi, żeby zabrał mi kluczyki od auta i dokumenty. Później, już w domu, mecenas powiedział, że zrobią mi rewizję osobistą. Jeszcze wtedy nie wiedziałam co to znaczy. Jak to rewizję? Że mnie tutaj przeszukają, co mam wartościowego przy sobie. Ale to pierścionek z palca mi zabierzecie? Powiedzieli, że tak, że nawet pierścionek.

Mąż przyjechał. Poprosił, żeby się przed nim wylegitymowali. Adwokat pokazał dowód. Komornik musiał iść po niego do samochodu. Trzeci pan dowodu nie miał. – Prosiłem kilkakrotnie, żeby opuścili teren – mówi Tomasz Kornak, mąż pani Edyty. Nie chcieli wyjść. Staliśmy tak z godzinę. Ciągle powtarzali, że i tak wejdą do domu. Że jak ich nie wpuścimy, to wezwą ślusarza i wejdą. Adwokat się niecierpliwił. Kilka razy mówił do komornika, że ma wchodzić do środka i rozpoczynać czynności. Jego pomocnik chodził po podwórku i rozmawiał z kimś przez telefon. Słyszeliśmy, jak pyta kogoś przez słuchawkę: „Laweta już jedzie i dwa samochody?”. Już miałam ten obraz przed oczami, że przyjedzie ślusarz, że przewiercą zamki, że będą lawety. A na to wszystko patrzą moje dzieci. Chciałam, żeby ten koszmar się jak najszybciej skończył, dlatego wpuściliśmy ich do środka.

Grupa trzymająca długi

Tomasz Kornak od 17 lat prowadzi własną działalność gospodarczą w Mielcu. Firmę zbudował od zera. Branża budowlana. Działa lokalnie. Realizuje obiekty przemysłowe, budynki użyteczności publicznej, hotele, postawił nawet wieżę kontroli lotów przy mieleckim lotnisku. W 2017 r. wygrał przetarg na realizację zajezdni autobusowej w Mielcu. Warsztat, zaplecze techniczne, myjnia dla autobusów. Jak mówi, gmina przekazała mu jednak wadliwy projekt. Brakowało badań geologicznych. Okazało się, że na terenie budowy było kiedyś wysypisko śmieci. Musiał dołożyć sporo starań i pieniędzy, żeby inwestycję dokończyć. To przez nią pojawiły się kłopoty finansowe. W trudnej chwili wziął pożyczkę, którą poręczyła mu żona.

Wierzyciel zgłosił się do Marcina Serczyka, krakowskiego adwokata, który blisko współpracuje z komornikiem Marcinem Musiałem. To ten mecenas był obecny w domu 14-letniej Zuzi spod Krakowa, której historię opisywaliśmy dwa tygodnie temu. Wtedy wykonująca w imieniu komornika czynności asesor kazała wynieść meble z pokoju dziewczynki, a jej dziadkom zajęła samochody. Gdyby rodzina nie wpłaciła wtedy na konto kancelarii Marcina Musiała 40 tys. zł, zajęte krzesła, kanapy, piekarnik i telewizor nie trafiłyby do nich z powrotem. Dzisiaj sąd orzekł, że cała tamta egzekucja była bezcelowa i komornik musi zwrócić rodzinie koszty prowadzonych w ich domu czynności.

Czytaj też:
Dramat 14-letniej Zuzi spod Krakowa. Komornik zabrał jej meble z pokoju. „Kotka też zabierzemy”

Tomaszowi Kornakowi cała historia z komornikiem Marcinem Musiałem układa się dzisiaj w całość. Osoba, od której pożyczył pieniądze, ostrzegała go wcześniej. – Mówił, że ma taką ekipę, która współpracuje z komornikiem, że pozabierają nam samochody, że będziemy żałować, że są upierdliwi, że postawią nas pod ścianą, żebyśmy wyskoczyli z pieniędzy. My wiemy, że mamy te pieniądze zwrócić, nie wypieramy się długów, chcemy wszystko oddać, ale nie w ten sposób. Jesteśmy w trudnej sytuacji – opowiada Tomasz Kornak.

Kiedy komornik Musiał z adwokatem Serczykiem weszli do ich domu, przedsiębiorca pokazał dokumenty potwierdzające, że sąd otworzył mu postępowanie układowe, czyli restrukturyzację. Wedle prawa wszystkie egzekucje przeciwko takiemu przedsiębiorcy są wstrzymane. Dostaje nadzorcę sądowego, wykonuje spis wierzycieli i wyznacza układ, jak i kiedy długi spłacić. Komornik z mecenasem byli tym faktem zaskoczeni, ale zaraz potem odpowiedzieli, że nie przyjechali tutaj do męża, tylko do jego żony.

Komornik Musiał nigdy wcześniej się z nią nie kontaktował. Nie wysłał żadnego pisma, nie zadzwonił, nie przyszedł do firmy, w której pracuje. Wszedł wieczorem do jej domu z adwokatem i jego pomocnikiem. Wręczył jej zawiadomienie o wszczęciu egzekucji. Zawiadomienie było zaadresowane na Edytę Kornak, ul. Jasna 77a, 33-100 Tarnów. Co komornik robił więc w Podleszanach pod Mielcem, gdzie czekał, aż matka z dziećmi wróci do domu?

Poza rewirem

W Tarnowie przy ulicy Jasnej 77a działa zakład optyczny. – Zakład prowadzę pod tym adresem od 12 lat. Nigdy nie słyszałem o żadnej pani Edycie ani o żadnym komorniku Musiale – mówi optyk Piotr Główka.

Edyta Kornak: Nigdy w Tarnowie nie mieszkałam, nie pracowałam, nie mam z tym miastem nic wspólnego. Od lat jestem zameldowana w Podleszanach.

Kobieta powiedziała więc komornikowi, że wszczyna egzekucję w złym miejscu, bo jest w Podleszanach, a wręczył jej zawiadomienie na adres w Tarnowie. Dzisiaj wiadomo, że Marcin Musiał działał niezgodnie z prawem. Prowadził egzekucję poza swoim rewirem. Od 2019 r. komornicy mogą prowadzić czynności tylko w obrębie apelacji, w której znajduje się ich kancelaria. Musiał, jako komornik z Chrzanowa, może działać na terenie apelacji małopolskiej, pod którą rzeczywiście podlega Tarnów. Natomiast Podleszany czy Mielec to teren apelacji rzeszowskiej, gdzie komornik z Chrzanowa czynności prowadzić nie może. – Być może zmienił adres Edyty Kornak na tarnowski, żeby mógł później uzasadnić, że działa zgodnie z prawem na terenie swojej apelacji. Tymczasem udał się gdzie indziej – mówi mecenas Joanna Obara, adwokat, która reprezentuje rodzinę Kornaków. O sprawę zapytaliśmy Radę Izby Komorniczej w Krakowie.

– Komornik ma obowiązek przekazać sprawę komornikowi właściwemu miejscowo. Tak też powinno stać się w tym przypadku, sprawa winna trafić do komornika działającego w obszarze apelacji rzeszowskiej – pisze do nas przewodnicząca Henryka Bednorz-Godyń.

Edyta Kornak: Jemu i mecenasowi to nie przeszkadzało. Powiedział, że to drobny błąd, który zaraz poprawi. Nie reagował na prośby, żeby opuścić dom. Według relacji rodziny w tym czasie mecenas Serczyk przechadzał się po pokoju, oglądał meble, książki. Mówił, że mogą zaraz tu wszystko pozajmować. Kobieta powtarzała, że to majątek męża, że mają rozdzielność majątkową, że firma jest w restrukturyzacji. Edyta Kornak: Zainteresowali się więc samochodem, którym przyjechał mąż. Tłumaczyłam, że to auto wzięte w leasing i należy do banku Alior.

Cały artykuł opublikowany jest w 10/2020 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.