„TikTok nie jest chiński". Polski menedżer firmy odpiera zarzuty

„TikTok nie jest chiński". Polski menedżer firmy odpiera zarzuty

Aplikacja TikTok, zdjęcie ilustracyjne
Aplikacja TikTok, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Shutterstock / Top_CNX
Chiny nie miały, nie mają i nie będą miały wpływu na TikToka – zaznacza w wywiadzie Jakub Olek, dyrektor ds. komunikacji TikToka w regionie CEE. Jak firma odpowiada na zarzuty o szpiegostwo, powiązania z Komunistyczną Partią Chin czy naużywanie danych dzieci? Przeczytajcie sami.

Doniesienia medialne ukazują TikToka w jednolity i dość prosty sposób. To ogromnie popularna platforma społecznościowa, która żywo zainteresowała miliardy użytkowników na świecie, w tym najmłodszych. Na TikToku ludzie stają się gwiazdami internetu, kreują nowe trendy, zarabiają porządne pieniądze, rozwijają swój biznes i nie tylko.

Jednocześnie TikToka mamy się bać – według nagłówków pochodząca z Dalekiego Wschodu aplikacja kolekcjonuje ogromne ilości danych, być może uzależnia nasze dzieci, a kto wie, czy nie szpieguje nas na zlecenie chińskiego wywiadu.

Postanowiliśmy więc zapytać o gromadzące się wątpliwości samych zainteresowanych. Na pytania dotyczące zbierania danych, związków z Komunistyczną Partią Chin oraz afer, kar czy zakazów opisywanych w mediach odpowiada Jakub Olek, szef ds. relacji publicznych TikToka w Europie Środkowo-Wschodniej.

Krzysztof Sobiepan, Wprost.pl: Według Google Play TikTok zbiera 11 rodzajów danych o użytkowniku. Czemu jest ich aż tyle?

Jakub Olek, TikTok: Zbierane przez nas dane są związane z charakterem i profilem działalności . Jesteśmy platformą rozrywkową, na której społeczność użytkowników tworzy i zamieszcza treści video. Pierwszy rodzaj danych to informacje widoczne dla wszystkich użytkowników. Może być to nasz profil, wstawione na TikToka materiały, polubienia, komentarze i tak dalej.

Druga duża grupa to dane zbierane przez nas w celach biznesowych – chodzi tu głównie o marketing. Dane służą nam do usprawnienia aplikacji i ulepszenia wrażeń z korzystania z TikToka. Korzystamy też z danych opisujących użytkowników, by lepiej trafiać do grup docelowych z materiałami reklamowymi naszych klientów.

Jeśli mowa o zbieranych przez TikToka danych, to warto pamiętać, że jesteśmy takim samym podmiotem, jak wszystkie inne funkcjonujące na rynku platformy. Obowiązują nas też identyczne przepisy – zarówno te lokalne, jak i na poziomie europejskim, jak chociażby RODO.

Kolejna rzecz to nasza polityka prywatności. Każdy może się z nią zapoznać na oficjalnej stronie. W prosty i jasny sposób pokazuje ona jakie dane użytkowników gromadzimy i jak je wykorzystujemy. TikTok nie pobiera większej liczby danych, niż podobne do nas platformy uczestniczące w rynku social media.

TikTok zbiera dane o lokalizacji użytkowników, w tym w celach analitycznych i marketingowych. Czy mógłby pan szerzej wytłumaczyć, co to oznacza?

Warto zaznaczyć, że jeżeli chodzi o dane lokalizacyjne, to zbieramy je, ale nie ma możliwości dokładnego zlokalizowania po nich konkretnego użytkownika.

Proszę pamiętać, że nie gromadzimy danych zindywidualizowanych, są one poddawane tak zwanemu procesowi anonimizacji. Standardowo – o ile użytkownik nie zdecyduje inaczej – jest to też lokalizacja przybliżona, a więc z dokładnością do paru kilometrów kwadratowych. Nie z „pinezką” umieszczoną dokładnie w miejscu, gdzie przebywa użytkownik.

Lokalizacji używamy w celach marketingowych. Na przykład, by pokazywać warte uwagi restauracje w bliskiej okolicy użytkownika. Mniejsze firmy działające lokalnie mogą zaś dzięki temu kierować swój przekaz do określonej grupy potencjalnych klientów.

Dodatkowo monitorujemy ją między innymi ze względów prawnych. Na przykład licencje na wykorzystanie muzyki zazwyczaj są podpisywane dla określonych regionów czy krajów.

W uzasadnionych przypadkach pracownicy TikToka mogą uzyskać dostęp do danych lokalizacji. Chodzi tu na przykład o sytuacje zagrożenia życia lub zdrowia, czyli okoliczności, w których wymagana jest pilna reakcja odpowiednich służb. Nadal nie jest to kwestia jednego kliknięcia.

Mamy zaawansowane protokoły bezpieczeństwa i w założeniu do informacji ma mieć dostęp jak najmniej osób. Konkretny pracownik musi poprosić o bardzo dokładny zakres danych i uzasadnić takie działanie. Decyzję o przyznaniu dostępu podejmuje zazwyczaj parę osób, w tym reprezentant właściwego danej lokalizacji biura TikToka ds. Trust and Safety.

Ja porównałbym ten proces do wejścia do chronionego budynku, na przykład rządowego. Osoba chcąca tam wejść musi podać dokładny powód wizyty, uzyskać potwierdzenie od pracowników z wewnątrz i nawet wtedy zostanie wpuszczona powiedzmy na parter – nie dostanie kluczy do wszystkich drzwi. Do tego strażnicy nadal będą obserwować jej poczynania.

Czemu TikTok chce poznać mój adres zamieszkania?

To jedno z tych ustawień, o którym użytkownik może zadecydować sam. Podanie adresu jest opcjonalne. Dzięki temu aplikacja może jeszcze dokładniej dopasować zawartość do naszej lokalizacji lub zaserwować użytkownikowi jeszcze lepsze rekomendacje w jego okolicy.

Dodatkowo to też potencjalnie przydatna funkcja w kontekście zakupów w sieci – wówczas można korzystać z opcji autouzupełniania. Nie jest to jednak informacja wymagana do działania aplikacji, więc decyzję pozostawiamy każdemu z osobna.

A co z numerem telefonu? Według informacji z Google Play może on być wykorzystany „w celach marketingowych”. Mam nadzieję, że nie zacznie do mnie dzwonić fotowoltaika?