Kryzys sprawia, że rządzący w USA i Wielkiej Brytanii biorą na celownik uprzywilejowanych finansowo. Barack Obama w orędziu o stanie państwa zapowiedział podwyższenie podatków dla najbogatszych, natomiast brytyjski premier David Cameron nosi się z zamiarem obcięcia astronomicznych pensji menedżerom wysokiego szczebla.
Problem rosnących dysproporcji w dochodach, które mogą doprowadzić do zaniku klasy średniej, był jednym z głównych motywów wtorkowego przemówienia prezydenta USA Baracka Obamy. ? Możemy albo godzić się na to, że zmniejszającej się liczbie osób w naszym kraju powodzi się bardzo dobrze, podczas gdy coraz więcej Amerykanów ledwie wiąże koniec z końcem, albo odbudować gospodarkę w taki sposób, aby każdy miał sprawiedliwy udział w dobrobycie ? powiedział prezydent w swoim orędziu.
Jako rozwiązanie tego problemu Obama wskazał likwidację ulg podatkowych dla firm przenoszących swoje fabryki (czyli miejsca pracy) za granicę oraz podwyższenie podatków dla najbardziej zamożnych. Amerykański prezydent przywołuje tu spostrzeżenie Warrena Buffetta, słynnego miliardera, który zwrócił uwagę na to, że płaci mniejsze podatki niż jego sekretarka, bo pochodzą one od zysków kapitałowych i wynoszą 15 proc. Obama postuluje, aby każdy, kto zarabia więcej niż 1 mln dol. Rocznie, płacił minimum 30 proc. podatku.
Życie może pogorszyć się również krezusom w Wielkiej Brytanii. Tamtejsze władze chcą z kolei ukrócić zwyczaj wypłacania gigantycznych pensji szefom banków oraz innych dużych przedsiębiorstw. Do apelu brytyjskich parlamentarzystów i gabinetu Davida Camerona w tej sprawie wczoraj dołączył szef tamtejszego banku centralnego Mervyn King.
Premier Cameron nie ma jeszcze konkretnego planu działania, ale zamierza rozpocząć debatę o przyznaniu akcjonariuszom dużych spółek uprawnień, które umożliwiałyby blokowanie wypłacania szokująco wysokich wynagrodzeń i premii.
Według ośrodka badawczego Data Services średnia zarobków dyrektorów wykonawczych firm notowanych na giełdzie w Londynie wchodzących w skład indeksu największych FTSE-100 to 2,6 mln funtów rocznie (ok. 13,3 mln zł). Wśród spółek, które wchodzą w skład FTSE-100, są m.in. BP, HSBC, GlaxoSmithKline oraz Vodafone.
Jako rozwiązanie tego problemu Obama wskazał likwidację ulg podatkowych dla firm przenoszących swoje fabryki (czyli miejsca pracy) za granicę oraz podwyższenie podatków dla najbardziej zamożnych. Amerykański prezydent przywołuje tu spostrzeżenie Warrena Buffetta, słynnego miliardera, który zwrócił uwagę na to, że płaci mniejsze podatki niż jego sekretarka, bo pochodzą one od zysków kapitałowych i wynoszą 15 proc. Obama postuluje, aby każdy, kto zarabia więcej niż 1 mln dol. Rocznie, płacił minimum 30 proc. podatku.
Życie może pogorszyć się również krezusom w Wielkiej Brytanii. Tamtejsze władze chcą z kolei ukrócić zwyczaj wypłacania gigantycznych pensji szefom banków oraz innych dużych przedsiębiorstw. Do apelu brytyjskich parlamentarzystów i gabinetu Davida Camerona w tej sprawie wczoraj dołączył szef tamtejszego banku centralnego Mervyn King.
Premier Cameron nie ma jeszcze konkretnego planu działania, ale zamierza rozpocząć debatę o przyznaniu akcjonariuszom dużych spółek uprawnień, które umożliwiałyby blokowanie wypłacania szokująco wysokich wynagrodzeń i premii.
Według ośrodka badawczego Data Services średnia zarobków dyrektorów wykonawczych firm notowanych na giełdzie w Londynie wchodzących w skład indeksu największych FTSE-100 to 2,6 mln funtów rocznie (ok. 13,3 mln zł). Wśród spółek, które wchodzą w skład FTSE-100, są m.in. BP, HSBC, GlaxoSmithKline oraz Vodafone.