15 maja liderzy Zjednoczonej Prawicy przedstawili założenia Polskiego Ładu, czyli programu reform społeczno-gospodarczych, które mają dać naszemu krajowi impuls do rozwoju po koronakryzysie.
Polski Ład składa się z 10 rozdziałów, a do najważniejszych postanowień należą:
-
Zwiększenie wydatków na zdrowie do 7 proc. w relacji do PKB. W 2023 r. osiągną one poziom 6 proc. PKB
- Podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł
-
Zmiany w zakresie składki na ubezpieczenie zdrowotne
-
Łatwiej o pierwsze mieszkanie. Gwarancje i dopłaty
-
Możliwość wybudowania domu o powierzchni do 70 m2bez pozwolenia na budowę (pod warunkiem, że teren jest objęty miejscowym planem zagospodarowania)
- Emerytura do 2500 zł bez podatku
-
Nowe świadczenia na drugie i każde kolejne dziecko (pieniądze ograniczone w czasie, za to bez kryterium dochodowego)
7 proc. PKB na służbę zdrowia
W 2023 roku wydatki na zdrowie mają się zwiększyć do 6 proc. PKB Polski. Dla porównania – w 2020 r. wyniosły 5 proc. W kolejnych latach wydatki na ten cel mają rosnąć, tak by w 2027 roku dobić do poziomu 7 proc. PKB. Pandemia koronawirusa obnażyła niewydolność opieki zdrowotnej i rządzącym trudno dalej udawać, że wszystko w tej materii jest pod kontrolą. Od miesięcy mówiło się, że konieczny będzie wzrost wydatków na opiekę zdrowotną. Dodatkowe miliony na opiekę zdrowotną pochodzić będą z wyższej składki, którą zapłacą wszyscy pracujący.
Kwestie opieki zwrotnej obejmuje filar Nowego Ładu pod nazwą „Plan na zdrowie”. Zakłada on m.in. utworzenie Funduszu Modernizacji Szpitali, uruchomienie Funduszu Medycznego, a także utworzenie Agencji Rozwoju Szpitali. Plan przewiduje też zniesienie limitów u specjalistów.
– Musimy też przeprowadzić wielkie procesy inwestycyjne i procesy naprawy i mieć instrumenty do tego, by można było to uczynić, a więc Fundusz Modernizacji Szpitali, Fundusz Medyczny i Agencja Rozwoju Szpitali. To będą właśnie te nowe instytucje, które mają przeprowadzać modernizacje, przeprowadzać badania, koncentrując się szczególnie na onkologii, które mają także, mówię o tej ostatniej instytucji – porządkować sprawy w szpitalach, bo nie zawsze się tam dobrze dzieje – podkreślił wicepremier Jarosław Kaczyński w trakcie prezentacji Polskiego Ładu.
Kwota wolna od podatku podniesiona do 30 tys. zł
Polski Ład wprowadza bardzo ważne zmiany w przedmiocie kwoty wolnej od podatku. Przez lata pozostawała na niezmiennym poziomie ok. 8 tys. zł, choć przecież rosły średnie płace. W przyszłości kwota wolna wzrosnąć ma do 30 tys. zł.
Kwota wolna od podatku to kwota dochodu niepowodującego obowiązku zapłaty podatku. Im wyższa kwota, tym finalnie niższe obciążenia na rzecz państwa.
„Podniesienie kwoty wolnej i progu drugiej skali podatkowej niewątpliwie zależy uznać za zmiany w dobrym kierunku. Kwota wolna w Polsce od lat budziła kontrowersje z uwagi na fakt, że była niższa niż minimum egzystencji. W dodatku od kilku lat mamy do czynienia z tzw. kwotą degresywną, która maleje wraz ze wzrostem dochodów, a więc osoby lepiej zarabiające w ogóle nie mają kwoty wolnej” – zauważył ekspert Grant Thornton Dariusz Gałązka.
Kreatywna księgowość. Tu mniej, tam więcej
Na podniesieniu kwoty wolnej zyskają najbiedniejsi, a zarabiający do 10 tys. zł nie będą stratni. Dlaczego? Bo nowa kwota wolna od podatku spowoduje, że wynagrodzenie do wysokości 2,5 tys. zł brutto miesięcznie będzie w całości zwolnione z opodatkowania. Dodać koszty uzyskania przychodu w kwocie minimum 3 tys. zł rocznie oraz uwzględnić przesunięcie progu podatkowego z 85,5 tys. zł do 120 tys. zł, gdzie dopiero dochody ponad próg wpadają w opodatkowanie wyższą 32 proc. stawką PIT.
Niezależnie od tego, podniesienie kwoty wolnej od podatku nie sprawi, że Polacy jakoś znacząco odczują wyższe wpływy. Korzyści z ogromnego podniesienia kwoty wolnej oraz podniesienia progu podatkowego do 120 tys. zł zostaną zniwelowane przez brak możliwości odliczenia składki zdrowotnej od kwoty naliczonego podatku, o czym więcej powiemy w kolejnych punktach.
Składki zdrowotne. Bez możliwości odliczenia na dotychczasowych zasadach
Politycy PiS przekonują, że największymi beneficjentami postanowień zawartych w Polskim Ładzie będą zarabiający do kwoty 5 tys. zł brutto miesięcznie. Jeśli do tego jest to rodzina planująca co najmniej dwoje dzieci i chcąca kupić mieszkanie, to już w ogóle jest na wygranej pozycji.
Po drugiej stronie zestawienia są osoby prowadzące własną działalność gospodarczą, a to dlatego, że zostaną pozbawieni możliwości opłacania ryczałtowej składki zdrowotnej (teraz będzie uzależniona od dochodu), nie odliczą również zapłaconej składki od podatku.
Przedsiębiorcy czekają na bardziej szczegółowe informacje. Na tę chwilę możemy zakładać, że składka ma być naliczana na zasadach analogicznych jak dla umów o pracę (9 proc. dochodu). W efekcie wzrośnie ona dla tych, których dochody są na poziomie nieco powyżej 5 tys. zł miesięcznie. Co jednak kluczowe, zgodnie z zapowiedzią Premiera Morawieckiego, która padła podczas prezentacji, składka ma nie być odliczana od podatku, co ma fundamentalne znaczenie. Obecnie składka wynosi 380 zł.
W efekcie, mimo braku zmiany nominalnej stawki podatkowej i wprowadzeniu kwoty wolnej od dochodu i to na wysokim poziomie, realnie poziom opodatkowania dla osób prowadzących działalność gospodarczą znacząco wzrośnie.
Ekspert: to ukryty podatek
Ekspert firmy doradczej Grant Thornton Dariusz Gałązka negatywnie ocenia zapowiadany brak możliwości odliczenia składki zdrowotnej.
„To w praktyce oznacza podwyższenie stawki podatku o 7,75 podstawy wyliczenia tej składki. W uproszczeniu można powiedzieć, że to właśnie podwyższenie podatku o 7,75 proc. A zatem przy wyższej kwocie wolnej i wyższym progu będziemy mieć do czynienia z dwiema wyższymi stawkami podatkowymi – tj. odpowiednio 24,75 proc. i 39,75 proc., co czyni stawki podatkowe w Polsce bardzo wysokimi. Brak odliczenia składki zdrowotnej spowoduje zniwelowanie korzyści dla osób średnio zarabiających oraz wyższe obciążenia dla osób lepiej zarabiających” – pisze w analizie Gałązka.
Kto ile zyska, kto ile straci?
Aby zrekompensować klasie średniej straty, rząd wspomina dość enigmatycznie o jeszcze jednym rozwiązaniu, które nie zostały omówione w Polskim Ładzie. To „ulga dla klasy średniej”. Na razie nie wiadomo, jak ma wyglądać. Pewne jest tylko to, że wyliczy ją algorytm.
Wiceminister Jan Sarnowski powiedział, że celem "ulgi dla klasy średniej" jest to, aby całościowy prezentowany pakiet zmian nie prowadził do tego, że jakikolwiek pracownik zarabiający do 11 tys. zł miesięcznie musiałby dopłacić przynajmniej złotówkę.
– Stąd ochrona dla osób zarabiających nawet do dwukrotności średniego wynagrodzenia – zadeklarował. Szczegółów na razie brak. Wiadomo tylko, że aby naprawdę zarabiający między 6 a 10 tys. zł nie odczuli dodatkowych kosztów, „ulga dla klasy średniej” będzie musiała objąć ok. 6 mln osób.
Emerytura do 2500 zł bez podatku
Podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł wpłynie na opodatkowanie emerytur z ZUS. Jeżeli przepisy wejdą w życie w zapowiedzianym kształcie, emeryci uzyskujący świadczenie w kwocie do 2500 zł brutto, podatku PIT nie zapłacą wcale.
Jak wyliczył serwis Money.pl, w przypadku pobierania emerytury w kwocie 1500 zł brutto (1270 zł netto), po wprowadzeniu zmian emeryci zyskają 95 złotych, co da im podwyżkę świadczenia do kwoty 1365 złotych. W przypadku pobierania emerytury w kwocie 1700 zł (1434 zł na rękę) podwyżka wyniesie 113 zł.
Zerowy podatek dla pracujących seniorów
Zjednoczona Prawica chciałaby wydłużyć aktywność zawodową osób, które osiągnęły już wiek emerytalny. Służyć ma temu zachęta podatkowa. Zgodnie z zapowiedziami, podatnicy, którzy mogliby przejść już na emeryturę, ale zdecydują się zostać na rynku pracy, będą mogli liczyć na zerowy podatek PIT. Jest warunek: będą musieli zrezygnować z pobierania emerytury z ZUS.
Łatwiej o pierwsze mieszkanie. Gwarancje i dopłaty
Polski Ład ma wyjść naprzeciw rodzinom, które planują zakup pierwszego mieszkania, ale nie są w stanie finansowo sprostać temu zadaniu. Politycy Zjednoczonej Prawicy posypali obietnicami rządowych gwarancji zastępujących wkład własny oraz dopłat dla kredytobiorców, którym w czasie korzystania z programu urodzą się dzieci.
Wkład własny jest dla wielu problemem nie do rozwiązania
Osoby, które planują zakup domu lub mieszkania i w tym celu chcą na ten cel uzyskać kredyt hipoteczny, muszą wnieść już na starcie wkład własny w wysokości ok. 20 proc. wartości nieruchomości. Dzięki wkładowi bank dostaje informację, że potencjalny kredytobiorca jest sumienny i umie oszczędzać.
Uzbieranie wkładu własnego, który w przypadku lokalu wartego ok. pół miliona złotych (w tym momencie to żaden luksus – tyle kosztuje 50-metrowe mieszkanie choćby w Warszawie i to bynajmniej wcale nie w centrum miasta) wynosi niemal 100 tys. zł, dla wielu kredytobiorców jest przeszkodą nie do przeskoczenia. Nie mogąc kupić nic swojego, wynajmują mieszkanie, choć te pieniądze mogliby przeznaczyć na zamieszkanie już u siebie.
Problem wkładu własnego ma zlikwidować gwarancja państwa. Nie będą to pieniądze do ręki. Konkretów brak, ale gwarancję możemy wyobrazić sobie jako dokument, w którym napisane będzie, że beneficjent programu „wnosi” wymagane przez bank pieniądze. Z czasem będzie musiał je spłacić, bo gwarancja nie jest żywym pieniądzem.
Do 100 tys. zł wsparcia
Gwarancji udzielać będzie Bank Gospodarstwa Krajowego, a jej maksymalna wysokość wyniesie 100 tys. zł. Jest jeszcze jedno zastrzeżenie: owe 100 tys. zł musi stanowić nie więcej niż 40 proc. wartości mieszkania. Polski Ład zakłada, że rocznie mogłoby z niej skorzystać około 80 tys. rodzin.
– System gwarancji powinien okazać się kilka lub nawet kilkanaście razy bardziej efektywny niż dopłaty do kredytów realizowane w Polsce w latach 2014-18 w ramach programu "Mieszkanie dla młodych" – pochwalił inicjatywę w rozmowie z money.pl Bartosz Turek, ekspert rynku mieszkaniowego w HRE Investments.
Rodzina rośnie, pojawiają się dopłaty
Jeśli rodzina kupująca mieszkanie (niezależnie od tego, czy uzyskała gwarancję, czy też nie) na kredyt powiększyłaby się o dzieci, mogłaby wnioskować o częściową pomoc w spłacie tego kredytu. Po urodzeniu drugiego dziecka w rodzinie państwo spłaciłoby za kredytobiorcę do 20 tys. zł, przy trzecim dziecku dotacja wzrosłaby do 60 tys. zł, a jeśli na świat przyjdzie więcej dzieci, to państwo weźmie na siebie spłatę nawet 150 tys. zł.
Dwa dni po prezentacji Polskiego Ładu premier Mateusz Morawiecki uchylił rąbka tajemnicy i powiedział nieco więcej o zasadach dopłat do kredytów.
Powiedział, że będą one należały się przyszłym rodzicom w przypadku pojawienia się na świecie drugiego i kolejnego dziecka.
– Nie możemy odnosić tego programu do kogoś, kto już jest w danym stanie, ponieważ wobec tych osób stosujemy obecnie wszystkie inne polityki – 500 plus, 300 plus, albo wiele innych ulg – zaznaczył Morawiecki. Przypomniał też o zerowej stawce podatku PIT dla osób do 26 roku życia i podwyższeniu kwoty wolnej od podatku.
Mimo wszystko więcej jest wątpliwości niż konkretów. Nie wiemy, czy przyznanie dopłaty będzie uzależnione od progu dochodowego i od czego konkretnie będzie zależała wysokość przyznanej dopłaty. Politycy Zjednoczonej Prawicy mówili o widełkach (np. „do 20 tys. zł przy drugim dziecku”), więc równie dobrze może to być tysiąc lub dwa. Kto będzie to ustalał i jakimi kryteriami będzie się kierował?
15 tys. zł na drugie i kolejne dziecko
Największymi wygranymi Polskiego Ładu są średnio zamożne młode rodziny, które planują zakup mieszkania oraz posiadanie co najmniej dwójki dzieci.
Uznając, ze 500+ było sukcesem, Zjednoczona Prawica obiecuje kolejne transfery społeczne – tym razem będzie to 12 tys. zł na drugie i każde kolejne dziecko w wieku 12 – 36 miesięcy. Rodzice zadecydują, czy chcą otrzymywać świadczenie przez rok (w tym wariancie na ich konto będzie trafiał 1 tysiąc zł miesięcznie), czy przez dwa lata. W tej sytuacji miesięcznie otrzymywać będą po 500 zł miesięcznie. Przy tym świadczeniu nie będzie obowiązywał żaden próg dochodowy.
Pieniądze będzie można wykorzystać na dowolne cele związane z wychowaniem dziecka, np. wynajęcie opiekunki, opłacenie przedszkola.
Budowa małego domu bez kierownika i formalności
Jarosław Kaczyński zapowiedział, że w Polskim Ładzie znajdują się zapisy, które pozwolą na budowanie niewielkich domów – do 70 m2 – bez konieczności zyskania pozwolenia na budowę.
Owe 70 m2 dotyczy powierzchni użytkowej. Jeśli dom ma mieć poddasze użytkowej i płatki dach, powierzchnia rośnie do 90 m2.
– Sprawa ważna dla miast i małych ośrodków miejskich i wsiach dot. możliwości budowy bez pozwolenia, bez księgi, bez kierownika budowy, tylko na zawiadomienie domków do 70 m2 z płaskim dachem – dodał, przedstawiając nowy program.
Budować bez pozwolenia będzie można tylko na terenach, które są objęte miejscowym planem zagospodarowania.
– Wtedy tylko wystarczy zgłoszenie bez zbędnej biurokracji, bez książek budowy, bez kierowników budowy, bez jakiejkolwiek biurokracji. Chcemy w ten sposób promować lokalną przedsiębiorczość, ale także szybkie modułowe budowania domu – zapewniał premier.
Do tej pory takie ułatwienia stosowane były w odniesieniu do domów do 35 m2. Jak przekonuje rząd, program „Mój dom 70 m2” ułatwi i zdecydowanie skróci proces budowlany, a także pozwoli inwestorom zaoszczędzić pieniądze.
Wygodne, ale czy bezpieczne?
Z drugiej strony – czy domy budowane bez nadzoru będą bezpieczne? Można się spodziewać, że aby ciąć koszty, zainteresowani będą uciekać się do jakże u nas popularnej metody gospodarczej, a więc pomoże sąsiad, szwagier czy w najlepszym razie – mniej lub bardziej uzdolniony spec, który ogłosił się w internecie.
– Spodziewam się, że po kilku latach od wejścia w życie tych przepisów nastąpi seria nieszczęśliwych zdarzeń związanych z użytkowaniem takich budynków – powiedział cytowany przez „Rzeczpospolitą” architekt.
Nadzieja w tym, że Polacy jednak zaufają specjalistom w tej materii i będą skłonni zapłacić za wykonanie budowli, które zagwarantuje bezpieczeństwo.