Kitesurfing, czyli pływanie na desce z latawcami, nie jest w Polsce dyscypliną narodowa, a większość osób dowiedziała się o nim przy okazji zaginięcia polskiego kitesurfera. Ale mało kto wie, że Polska jest światowym liderem, jeśli chodzi o produkcję sprzętu do tego sportu. Po ten nieudanej wyprawie rysy na naszym wizerunku nie ma. Sprzęt nie zawiódł mówi Dariusz Rosiak, współwłaściciel firmy Nobile, która zajmuje prawie połowę światowego rynku sprzętu do kitesurfingu.
Karol Manys: Do Polski wrócił już Jan Lisewski, kitesurfer, który podjął niedawno nieskuteczną próbę przepłynięcia Morza Czerwonego i omal przy tym nie zginął. W Gdańsku, który sponsorował jego wyprawę i wydał na to 40 tys. zł, rozgorzała dyskusja, czy było warto. Wy też macie podobny problem?
Dariusz Rosiak: Nie, bo my nie sponsorowaliśmy tej wyprawy.
A niepowodzenie tej próby może mieć jakiś wpływ na państwa biznes?
Jeśli już, to raczej pozytywny, bo wszystko dobrze się skończyło. O firmie mówi się w kontekście szczęśliwie zakończonej wyprawy. Gdyby się skończyło inaczej, mogłoby to mieć negatywny wpływ. Ale w tej sytuacji nie ma obaw. Zresztą niezależnie od tego, co myślę o przedsięwzięciu i sposobie jego przygotowania, my możemy powiedzieć jedno: sprzęt nie zawiódł.
Lisewski korzystał z waszego sprzętu?
Owszem. Na sponsoring się nie zdecydowaliśmy, ale udostępniliśmy mu nasze latawce. No i okazało się, że nie dość, że ze sprzętem wszystko było w porządku i jest całkowicie niezawodny, to jeszcze ma dodatkowy atut ? skutecznie chroni przed rekinami. Oczywiście trochę żartuję, ale tak właśnie było.
Jak to się stało, że Polska, która nie jest przecież światową potęgą żeglarską, stała się potentatem, jeśli chodzi o produkcję sprzętu do kitesurfingu?
Wcale nie uważam, że nie jesteśmy żeglarską potęgą. Ten sport ma się u nas całkiem nieźle. Nasza pozycja jest dość silna i mamy kilku liczących się na świecie żeglarzy...
A wracając do kitesurfingu?
Tak się złożyło, że jakiś czas temu wprowadziliśmy na światowy rynek nowy rodzaj deski, który okazał się bardzo pasujący do tego sportu. Wcześniej używano desek, które bardziej przypominały deski surfingowe. Nasze produkowane są w technologii snowboardowej ? to był strzał w dziesiątkę. Jako że byliśmy tymi, którzy wprowadzali ten sprzęt na rynek, to rzeczywiście udało nam się zająć dzięki temu pozycję światowego lidera.
Dużo tego sprzętu produkujecie?
Ok. 15 tys. desek rocznie. To nie jest może wielki rynek, ale ten sport będzie się rozwijać. A my w pewnym momencie mieliśmy ponad połowę światowego rynku. Teraz mamy nieco mniej, ale jesteśmy liczącym się graczem i walczymy o utrzymanie tej pozycji.
Gdzie najwięcej sprzedajecie?
Głównie w Europie: w Niemczech, Hiszpanii, we Włoszech, Francji czy w Wielkiej Brytanii. Ale teraz otwiera się gigantyczny rynek w Brazylii, która ma ponad 8,5 tys. km wybrzeża, doskonałe warunki do uprawiania tego sportu i rodzącą się klasę średnią. Będziemy się starać go zdobyć. I na szczęście po ostatniej niefortunnej wyprawie Lisewskiego żadnego uszczerbku na wizerunku firmy nie ma.
Dariusz Rosiak: Nie, bo my nie sponsorowaliśmy tej wyprawy.
A niepowodzenie tej próby może mieć jakiś wpływ na państwa biznes?
Jeśli już, to raczej pozytywny, bo wszystko dobrze się skończyło. O firmie mówi się w kontekście szczęśliwie zakończonej wyprawy. Gdyby się skończyło inaczej, mogłoby to mieć negatywny wpływ. Ale w tej sytuacji nie ma obaw. Zresztą niezależnie od tego, co myślę o przedsięwzięciu i sposobie jego przygotowania, my możemy powiedzieć jedno: sprzęt nie zawiódł.
Lisewski korzystał z waszego sprzętu?
Owszem. Na sponsoring się nie zdecydowaliśmy, ale udostępniliśmy mu nasze latawce. No i okazało się, że nie dość, że ze sprzętem wszystko było w porządku i jest całkowicie niezawodny, to jeszcze ma dodatkowy atut ? skutecznie chroni przed rekinami. Oczywiście trochę żartuję, ale tak właśnie było.
Jak to się stało, że Polska, która nie jest przecież światową potęgą żeglarską, stała się potentatem, jeśli chodzi o produkcję sprzętu do kitesurfingu?
Wcale nie uważam, że nie jesteśmy żeglarską potęgą. Ten sport ma się u nas całkiem nieźle. Nasza pozycja jest dość silna i mamy kilku liczących się na świecie żeglarzy...
A wracając do kitesurfingu?
Tak się złożyło, że jakiś czas temu wprowadziliśmy na światowy rynek nowy rodzaj deski, który okazał się bardzo pasujący do tego sportu. Wcześniej używano desek, które bardziej przypominały deski surfingowe. Nasze produkowane są w technologii snowboardowej ? to był strzał w dziesiątkę. Jako że byliśmy tymi, którzy wprowadzali ten sprzęt na rynek, to rzeczywiście udało nam się zająć dzięki temu pozycję światowego lidera.
Dużo tego sprzętu produkujecie?
Ok. 15 tys. desek rocznie. To nie jest może wielki rynek, ale ten sport będzie się rozwijać. A my w pewnym momencie mieliśmy ponad połowę światowego rynku. Teraz mamy nieco mniej, ale jesteśmy liczącym się graczem i walczymy o utrzymanie tej pozycji.
Gdzie najwięcej sprzedajecie?
Głównie w Europie: w Niemczech, Hiszpanii, we Włoszech, Francji czy w Wielkiej Brytanii. Ale teraz otwiera się gigantyczny rynek w Brazylii, która ma ponad 8,5 tys. km wybrzeża, doskonałe warunki do uprawiania tego sportu i rodzącą się klasę średnią. Będziemy się starać go zdobyć. I na szczęście po ostatniej niefortunnej wyprawie Lisewskiego żadnego uszczerbku na wizerunku firmy nie ma.