Po co nam Pani Fedak?

Po co nam Pani Fedak?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli istnieje jakieś ministerstwo, które można by zlikwidować z dnia na dzień, to jest to bez wątpienia Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Szanowna Pani Jolanta Fedak i tabun jej urzędników powinien zostać natychmiast zwolniony. Najpierw byłby płacz i zgrzytanie zębów, potem wzięliby się za uczciwą pracę. „Że niby – zapyta ktoś oburzony – teraz jest nieuczciwa? Przecież ministerstwo rocznie rozdaje nam aż 8 miliardów zł zasiłków rodzinnych!” Obawiam się, że właśnie dlatego.


Irytuje mnie, gdy ktoś porównuje działalność państwa do działalności Robin Hooda. Argumentacja jest z reguły taka: i państwo i Robin Hood zabierają bogatym, żeby dać biednym. No, cóż – to twierdzenie jest zbyt ogólne. Robin Hood był od państwa o wiele szlachetniejszy. Po pierwsze, utrzymywał ograniczoną liczebność swojej zbójeckiej bandy (las Sherwood nie jest najlepszym miejscem do zakładania dużych osiedli). Po drugie, kadrę miał naprawdę wysoko wykwalifikowaną (w końcu musiała walczyć z wyćwiczonymi w bojach rycerzami złego księcia). Po trzecie, ze zdobytego łupu zatrzymywał dla siebie jedynie tyle, by przeżyć, kupić broń i mieć na popitkę. Państwo zaś bez przerwy mnoży szeregi swoich pracowników, zatrudnia oportunistów, przygłupów albo beztalencia i ze swojego łupu ludziom oddaje jedynie promil. I to jeszcze w idiotyczny sposób.
Zasiłek rodzinny, czyli jakieś psie pieniądze w porównaniu z tym, ile państwo zabiera w podatkach, jedynie stwarza iluzje pomocy. Dla biednej rodziny, która go otrzymuje to tylko kropla w morzu potrzeb, a dla budżetu państwa po zsumowaniu tych ‘kropel’ to bardzo duży ciężar. Pani Fedak chce go jeszcze zwiększyć, bo nie wiedzieć czemu uznała, że zasiłek rodzinny należy się jeszcze większej liczbie osób, a tak naprawdę, to wszystkim. To już nawet nie jest państwo opiekuńcze, to jest po prostu państwo głupie! W jaki sposób chcemy pozbyć się problemów budżetowych, jeśli lekka ręką nasi politycy potrafią wydać 8 mld rocznie na jakieś zasiłki, których społeczne znaczenie jest niemal niezauważalne?!
Herbert Spencer w książce „Jednostka wobec Państwa" pisał, że w miejscowości, w której jego krewny był pastorem, prowadzono bardzo dużo programów pomocy społecznej. Darmowe jedzenie, schroniska, dodatkowo specjalne prawo – pensje minimalne. Okazało się, że ulice mimo to pełne są biedaków i obdartusów. Pastor był przekonany, że tak dzieje się właśnie dzięki tej wspaniałomyślnej dobroczynności. Robił więc wszystko, by ją zastąpić prostą alternatywą. Pracą. W końcu udało mu się (dzięki pewnej ustawie, którą przyjął angielski parlament) i wszystkie ośrodki charytatywne zniknęły z owej miejscowości. W niedługim czasie poziom biedy zmalał i trudno było znaleźć na ulicy jakiegokolwiek bezdomnego.
Pisał o tym co prawda Spencer, człowiek podobno bez serca i wyrozumiałości, ale za to rozumny. Chciałbym, żeby Pani Fedak wyczerpała swoje pokłady dobroci, straciła wyrozumiałość i serce, ale za to uzupełniła swoją głowę tym, czego nie brakowało Spencerowi.