Praca czasem hańbi

Praca czasem hańbi

Dodano:   /  Zmieniono: 
166 załóg polskich kutrów rybackich wygrało właśnie los na loterii – przez cały przyszły rok będą mogli łowić dorsze. Pozostałych 300 właścicieli kutrów, którzy dostali zakaz wykonywania swojego zawodu nie musi się jednak martwić. Przez najbliższy rok będą dostawali pieniądze za to, że… nie wykonują swojej pracy.
Organizowane przez ministerstwo rolnictwa losowanie rybaków, którym łaskawie pozwoli się wypłynąć w morze i zarzucić sieci ma w sobie coś z groteskowego humoru Monty Pythona. Wyobraźcie sobie bowiem, że pod koniec grudnia przychodzicie do pracy a szef mówi wam: „Kochani. W naszym zakładzie pracuje nas 200. Przy takim zatrudnieniu nasza wydajność jest zbyt wysoka jak na normy wyznaczone przez Unię Europejską. Nie, nie martwcie się. Zwolnień nie będzie. Po prostu 140 z nas w przyszłym roku musi się udać na płatny urlop. Wrzućcie teraz kartki ze swoimi imionami do tego tu kapelusza, a ja wylosuje 60 szczęśliwców, którzy będą mogli pracować. Reszty nie chcę widzieć przez najbliższe 12 miesięcy". Tak mniej więcej wygląda sytuacja polskich rybaków, którzy zajmują się odławianiem dorszy.

O co w tym wszystkim chodzi? Oficjalnie o ekologię. Polscy rybacy byli zbyt pracowici i wyciągnęli z Bałtyku tak dużo dorszy, że gdyby nadal wykazywali się taką gorliwością to – zgodnie z przewidywaniami UE – wkrótce dorsze mogliby podziwiać tylko na zdjęciach w Wikipedii. Dlatego też Unia postanowiła chronić dorsze przed pracowitością Polaków i powiedziała: Dość. Chcecie żyć we wspólnocie dobrobytu? To przestańcie łowić. Za postojowe zapłacimy wam ze wspólnej kasy.

Nieoficjalnie chodzi o to samo co zwykle. O pieniądze. Polski rybak, który gotów jest łowić dorsze od zmierzchu do świtu w świątek, piątek czy niedzielę jest poważnym zagrożeniem dla swojego francuskiego kolegi, który właśnie prowadzi kolejny strajk domagając się pięciogodzinnego dnia pracy z gwarancją godzinnej przerwy na lunch i drugiej godziny na sjestę. Zagraża mu, ponieważ jeśli będzie wyciągał z wody zbyt wiele dorszy to ceny dorszy spadną – w związku z czym francuski rybak otrzyma za nie zbyt mało euro, przez co nie dość, że nie będzie mógł zbyt często pozwolić sobie na zakup ostryg, to jeszcze na dodatek wakacje zamiast na Teneryfie będzie musiał spędzić na Lazurowym Wybrzeżu. A tego przecież byśmy nie chcieli, bo niezadowolony rybak, to rybak, który gotów zagłosować na jakiegoś populistę.

Podobnie rzecz się ma z rolnikami (nie daj Boże wyprodukują zbyt dużo pszenicy i chleb stanieje) czy mleczarzami (jeśli będą zbyt intensywnie doić swoje podopieczne, to ich koledzy z innych krajów też będą musieli się sprężyć). Ale jest na to sposób. Wystarczy płacić ludziom za to, żeby zamiast wychodzić co rano w pole obejrzeli sobie powtórkę „BrzydUli" albo meczu Ligi Mistrzów. Wtedy można ich skutecznie zniechęcić do pracy w związku z czym zmniejszy się podaż towarów, a więc wzrosną ceny i ci, którym pozwolimy pracować będą zadowoleni.

Ten wspaniały plan ma tylko jedną wadę. Ktoś będzie musiał zapłacić za ten droższy chleb, droższe mleko i droższego dorsza. I to zapłacić podwójnie – raz w sklepie i drugi raz płacąc podatek, z którego część zostanie przeznaczona na dofinansowanie tych, których trzeba zmuszać do tego by nic nie robili. Niestety jeśli nie jesteś rybakiem, rolnikiem, albo nie masz pod ręką jakiejś krowy, pointa tej całej historii dotyczy właśnie Ciebie.

Artur Bartkiewicz