Drugim czynnikiem jest zmniejszenie libijskich inwestycji w całej Afryce oraz mniejsza liczba libijskich turystów - tłumaczył Ncube. Ekonomista ocenia jednak, że choć gospodarka ucierpiała, to długoterminowe efekty polityczne są tego warte. - Demokracja jest daleko ważniejsza - podkreślił. Ncube zauważył, że pod wpływem protestów prezydent Senegalu Abdoulaye Wade wycofał projekty zmian legislacyjnych, które miały ułatwić jego synowi sukcesję władzy. Zdaniem Ncube demonstracje przyniosły "skutek prawdziwie północnoafrykański" i "młodzież nie będzie tolerować zachowania, którego nie postrzega jako demokratyczne" - zaznaczył. Ekonomista przywołał również przykład Maroka, w którym, chociaż król Mohammed VI cieszy się popularnością, odbywały się protesty na rzecz zmian. W zeszłym tygodniu przyjęto 98 procentami głosów nową konstytucję, przedstawioną przez monarchę i ograniczającą jego władzę. Ekonomista przypomniał też naśladowany w innych krajach arabskich przykład Tunezji, w której duża liczba bezrobotnych młodych ludzi, korzystając z portali społecznościowych, doprowadziła do protestów i obalenia prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego.
Kraje subsaharyjskie z wysokim bezrobociem powinny - według Ncube - mieć się na baczności. Ekonomista przypomniał, że w RPA, usiłującej zmniejszyć bezrobocie wśród młodych ludzi, przed trzema laty ówczesny prezydent Thabo Mbeki został odsunięty od władzy przez swoją własną partię Afrykański Kongres Narodowy w rezultacie kampanii kierowanej przez jej młodych członków. Ncube uważa, że można to wydarzenie potraktować, jako południowoafrykańską wersję arabskiej wiosny.PAP, arb