60 tys. ludzi w Atenach
Czwartek jest drugim dniem strajku generalnego w Grecji. Według policji, na ulice stolicy wyszło 60 tys. ludzi. Związki zawodowe GSEE i ADEDY wezwały do manifestacji na placu Syntagma przed parlamentem, gdzie w środę doszło do starć między policją a grupą manifestantów. Około godz. 8 czasu polskiego do centrum Aten, które zostało wyłączone z ruchu kołowego i jest strzeżone przez wzmocnione siły policji, ruszyli zwolennicy prokomunistycznego Frontu Robotniczego. Syndykat ten żąda anulowania porozumienia podpisanego w maju 2010 r., który uzależnia otrzymanie pomocy od UE i Międzynarodowego Funduszu Walutowego od wprowadzenia w Grecji daleko idących reform.
Jak pisze agencja AFP, na placu Syntagma zgromadzili się prokomunistyczni manifestanci; zwolennicy skrajnej lewicy. Byli tam też obecni pracownicy budżetówki, w tym przede wszystkim personel szpitalny i urzędnicy ministerstwa zdrowia. Ubrani byli w pomarańczowe czapki.
"Zjeżdżajcie z kraju z waszym memorandum"
Grecki "rząd, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Unia Europejska szkodzą zdrowiu publicznemu" - skandowali manifestanci, nawiązując do cięć w sektorze zdrowia w ramach nowego programu drastycznych oszczędności. "Codziennie będziemy tu przychodzić, żeby zaprotestować; spróbujcie żyć za 500 euro", "Zjeżdżajcie z kraju z waszym memorandum (rygorystycznym planem oszczędności)", "Pracownicy, walczcie z pracodawcami, zoperują was bez znieczulenia" - głosiły niektóre hasła na transparentach.
Ulice wokół parlamentu były zdewastowane, gdyż podczas środowych zamieszek rozbijano sklepowe witryny i budki telefoniczne oraz podpalano kosze na śmieci. W środowych manifestacjach w Atenach uczestniczyło według policji ponad 70 tys. osób, a według związkowców 200 tys. Pomimo protestów, greccy deputowani przyjęli tego dnia wieczorem we wstępnym głosowaniu projekt ustawy zawierającej rygorystyczny plan oszczędnościowy, podnoszący podatki oraz zezwalający na zwalnianie z pracy urzędników państwowych i redukcję ich płac o kolejne 20 proc.
Grecja musi, jeśli chce pieniędzy
Drastyczne oszczędności socjalistycznego rządu Jeorjosa Papandreu są warunkiem dalszego korzystania przez pogrążoną w kryzysie zadłużenia Grecję z pomocy międzynarodowej, bez której kraj ten musiałby ogłosić bankructwo. Grecja czeka na kolejną transzę, wysokości 8 miliardów euro, z pierwszego pakietu pomocy opiewającego na 110 miliardów euro, przyznanego w 2010 roku.
zew, PAP