Polacy coraz częściej dochodzą przed sądami prawa do otrzymania zadośćuczynienia za tragiczną śmierć osoby bliskiej. Podstawą takiego roszczenia jest art. 446, paragraf 4 Kodeksu Cywilnego. Przyznane kwoty różnią się między sobą. - W każdym przypadku musimy wyliczyć ból i cierpienie osoby, która straciła kogoś bardzo bliskiego - powiedział TOK FM sędzia Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie.
Pozwy o zadośćuczynienie to sprawy, w których pozwanymi są najczęściej towarzystwa ubezpieczeniowe, w których sprawca wypadku miał wykupioną polisę i są to procesy różniące od tych o odszkodowanie. - Tam wysokość szkody można obliczyć na zasadach matematycznych - dodaje. Bo wiadomo, że ktoś na przykład stracił określonej wysokości zarobki czy wydał konkretną kwotę na zakup leków czy rehabilitację - wyjaśnił sędzia Żurek.
W wypadku przyznania zadośćuczynienia za śmierć kogoś, kto tragicznie zginął w wypadku, nie można ustalić jednej uniwersalnej kwoty.. - Nie ma taryfikatora ani tabel, które pozwalałyby określić, że jeśli istniał taki a taki stopień bliskości czy dany stopień cierpienia, to przyznajemy taką a nie inną kwotę - dodał Żurek.
Artykuł 446, paragraf 4 Kodeksu Cywilnego obowiązuje od 2008 roku. Nie ma jednka żadnej statystyki ile spraw było rozpatrywanych na tej podstawie prawnej, wiadomo jednak że przybywa ich od czasu wypłacania zadośćuczynień rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej.
W sprawach o zadośćuczynienie Polacy najczęściej powoływali się w pozwach na: ból, cierpienie, problemy z emocjami czy psychiką po śmierci ukochanej córki, mamy czy brata. Sądy powoływały biegłych psychologów i psychiatrów, aby zbadali stan powoda. - W części spraw nie ma sensu badać czyjegoś cierpienia, skoro jest ono oczywiste - powiedział TOK FM jeden z sędziów z Lublina. Chodzi o to, że już na pierwszy rzut oka widać ogromną więź łączącą powoda ze zmarłym i ogromną traumę po śmierci danej osoby. - Często tak się dzieje, że nasze doświadczenie życiowe i ocena materiału dowodowego wystarcza - zaznaczył sędzia Żurek.
TOK FM, Gazeta.pl, ml
W wypadku przyznania zadośćuczynienia za śmierć kogoś, kto tragicznie zginął w wypadku, nie można ustalić jednej uniwersalnej kwoty.. - Nie ma taryfikatora ani tabel, które pozwalałyby określić, że jeśli istniał taki a taki stopień bliskości czy dany stopień cierpienia, to przyznajemy taką a nie inną kwotę - dodał Żurek.
Artykuł 446, paragraf 4 Kodeksu Cywilnego obowiązuje od 2008 roku. Nie ma jednka żadnej statystyki ile spraw było rozpatrywanych na tej podstawie prawnej, wiadomo jednak że przybywa ich od czasu wypłacania zadośćuczynień rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej.
W sprawach o zadośćuczynienie Polacy najczęściej powoływali się w pozwach na: ból, cierpienie, problemy z emocjami czy psychiką po śmierci ukochanej córki, mamy czy brata. Sądy powoływały biegłych psychologów i psychiatrów, aby zbadali stan powoda. - W części spraw nie ma sensu badać czyjegoś cierpienia, skoro jest ono oczywiste - powiedział TOK FM jeden z sędziów z Lublina. Chodzi o to, że już na pierwszy rzut oka widać ogromną więź łączącą powoda ze zmarłym i ogromną traumę po śmierci danej osoby. - Często tak się dzieje, że nasze doświadczenie życiowe i ocena materiału dowodowego wystarcza - zaznaczył sędzia Żurek.
TOK FM, Gazeta.pl, ml