Związek zawodowy IG Metall zabiega o stopniowe wprowadzenie dla 310 tysięcy zatrudnionych we wschodnioniemieckim przemyśle metalowym i elektrotechnicznym 35-godzinnego tygodnia pracy. Przy identycznych zarobkach pracują oni obecnie trzy godziny tygodniowo dłużej niż ich zachodnioniemieccy koledzy.
IG Metall rozpoczął na początku czerwca strajk w celu zmuszenia pracodawców do przyjęcia związkowych postulatów. W poniedziałek strajk objął kilkanaście zakładów w Berlinie, Brandenburgii i Saksonii, m.in. w Dreźnie i Zwickau.
Kanclerz Gerhard Schroeder wezwał w niedzielę pracodawców i związkowców do jak najszybszego zakończenia konfliktu. Przy okazji szczytu UE w Grecji Schroeder powiedział: "Partnerzy społeczni powinni porozumieć się raczej godzinę za wcześnie niż godzinę za późno". Minister gospodarki i pracy Wolfgang Clement nazwał strajki "konfliktem w niewłaściwym momencie i w całkowicie niewłaściwym miejscu".
Przedstawiciele pracodawców nie wykluczają wycofania się z inwestycji w landach wschodnioniemieckich i przeniesienia produkcji do krajów środkowoeuropejskich. Z wyliczeń ekspertów wynika, że w wyniku przerwania produkcji samochodów serii 3 koncern BMW traci dziennie 38 mln euro.
Zasadę stopniowego wyrównania warunków pracy dla zatrudnionych w obu częściach Niemiec ustalono w traktacie zjednoczeniowym z 1990 roku. Pracodawcy sprzeciwiają się realizacji związkowych żądań, obawiając się wzrostu kosztów produkcji.
Zdaniem przedsiębiorców, wschodnioniemieckie landy utraciłyby tym samym swój atut jako miejsce atrakcyjne dla inwestorów. Zdaniem pracodawców, następstwem skrócenia czasu pracy będzie likwidacja 20 tysięcy miejsc pracy. Stopa bezrobocia na wschodzie Niemiec sięga obecnie 20 procent.
sg, pap