Pierwsze skubanie banków zaczynałem od dwóch promocji. W jednej bank płacił 200, w drugiej 300 zł za otwarcie konta. Banalnie proste warunki. Od razu wciągnąłem w to najbliższą rodzinę. Rodzice emeryci nie pogardzili taką premią. Też założyli sobie konta – opowiada Artur z Łodzi. Później to był już nałóg. Tablet gratis za nową kartę kredytową, czytnik e-booków jako nagroda w bankowym konkursie, zwrot pieniędzy za zakupy kartą, dodatkowa gotówka za założenie lokaty, premie za otwarcie kolejnych kont. Rocznie z bankowych promocji Artur wyciąga 3 tys. zł. – Jeżeli chcesz powiedzieć wprost, to tak: żeruję na bankach. Chociaż ja powiedziałbym inaczej: skoro dają, to biorę – tłumaczy.
Agnieszka Markowska traktuje banki jak sklepy. – Wchodzę do nich jak do butików z ciuchami. Patrzę, gdzie są lepsze promocje, i korzystam – mówi 21-letnia studentka ze Szczecina. Zaczęło się rok temu. Założyła pierwsze konto w banku, który zwracał 10 proc. za zakupy kartą. Poużywała i konto zamknęła. Zaledwie po kilku miesiącach, bo skończyła się promocja. Zaraz potem otworzyła konto w kolejnym banku, który odgrzał promocję poprzedniego. A potem następne, za które można było dostać 100 zł na start. Poleciła to samo rodzicom i znajomym. Za każdego nowego klienta, którego przyciągnęła do banku, dostawała 50 zł. W pół roku zarobiła 700 zł. Bankobiorcy to nowa grupa klientów. Sprytnych klientów. Odbijają się jak piłeczka kauczukowa od kolejnych banków, przylepiając się na chwilę tam, gdzie dostaną coś gratis. Mówią, że skoro bankierzy przez lata zarabiali na klientach, to czas, żeby klienci zaczęli zarabiać na bankach.
PAN SOKOWIRÓWKA
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.