Rozwinięcie formuły Papers Please czy bezczelny plagiat? Oceniamy Contraband Police

Rozwinięcie formuły Papers Please czy bezczelny plagiat? Oceniamy Contraband Police

Screen z gry Contraband Police
Screen z gry Contraband Police Źródło:Steam/PlayWay
Grając w Contraband Police nie sposób uniknąć porównań z kultowym już przedstawicielem sceny indie – Papers Please. O dziwo, polska produkcja nie stoi tu na przegranej pozycji.

Kiedy na Twitchu gruchnęła wiadomość, że polscy streamerzy ogrywają rodzimą wersję Papers Please, nie sposób było przejść obok tego obojętnie. Każdy chciał sprawdzić, jak nasi rodacy potraktowali jedną z najlepszych gier niezależnych. Czy rozbudują genialny pomysł Lucasa Pope'a, czy może stworzą potworka, będącego nieumyślną parodią – i tak warto takie coś zobaczyć.

Contraband Police hitem marca

„Trójwymiarowe Papers Please” okazało się być całkiem interesujące i przyciągnęło sporą widownię. Także na Steamie gra się przyjęła, trafiając do pierwszej dziesiątki bestsellerów. To jednak jeszcze niczego nie przesądzało. Streamerzy potrafią „podkręcić” pewne tytuły, dodając coś od siebie i budując chwilowy „hype”. Konieczne było przetestowanie gry na własnej skórze. Kiedy więc tylko pojawiła się opcja zdobycia kodu, przyjąłem ją bez wahania.

Początek przygody z Contraband Police okazał się dużo bardziej dynamiczny, niż mogłem oczekiwać. Po krótkim sprawdzaniu dokumentów, które jest tak samo satysfakcjonujące jak we wspomnianym Papers Please, zmuszony zostałem do ruszenia się z posterunku. Musiałem rozwozić aresztantów policyjną furgonetką, odwozić skonfiskowaną kontrabandę na pobliski komisariat, czy kupować narzędzia potrzebne do pracy.

W międzyczasie byłem napadany przez bandytów, próbujących odbić swoich kolegów z konwoju, ciąłem siekierą drzewa blokujące mi drogę, odpierałem atak rebeliantów na posterunek graniczny, a nawet pomagałem prowadzić policyjne śledztwo. Handlowałem też wódką, papierosami i rozbudowywałem punkt kontroli pojazdów.

Za mało papierologii w tym polskim Papers Please

Na brak zajęć nie mogłem narzekać. Problem w tym, że chciałem przede wszystkim robić to samo, co w Papers Please – kontrolować dokumenty. W tamtej mrocznej grze z pikselową grafiką porządnie testowaliśmy swoją spostrzegawczość i skrupulatność. Zadania fabularne i trudne decyzje moralne pojawiały się niejako na uboczu.

W produkcji Crazy Rocks jest odwrotnie. Do roboty jest tak dużo, że powrót do spokojnego kontrolowania pojazdów przyjmuję z radością, jako element wytchnienia. Jest to zresztą najmocniejszy punkt tej gry, ponieważ oprócz kontroli wspomnianych „papierów”, musimy sprawdzić też samochód i przewożony towar.

Szukanie kontrabandy w oponach i pod tapicerką to świetna zabawa. Pomysłowość przemytników nie zna granic, a odkrycie w naprawdę niewielkim „Maluchu” (w grze występuje jako „Mikrus”) kilkunastu wagonów papierosów potrafi zadziwić i rozśmieszyć. Niejednokrotnie zdarzy się też, że przepuścimy kogoś pozornie czystego jak łza, by po chwili otrzymać potwierdzenie, iż był to perfidny oszust, z bagażnikiem wyładowanym narkotykami.

Papers Please 3D plus

Znajomi pytali mnie, czy podobnie jak w innych grach od PlayWay mamy w Contraband Police do czynienia z niewyszukanym poczuciem humoru. Choć jest to faktycznie gra o innym ciężarze gatunkowym niż Papers Please, to jednak nie ma tu co chwilę głupawych żartów wciskanych na siłę. Jasne, to satyra na komunistyczne służby, więc nie braknie grania na stereotypach, ale ostatecznie uniknięto chyba przesady.

Sama gra dzieje się nie w fikcyjnej Arstoczce, ale w podobnie brzmiącym Akaristanie, z mocno kojarzącą się flagą. Mechaniki kontroli są nawet za bardzo bardzo podobne do tych z Papers Please. Można potraktować to jako swego rodzaju hołd dla świetnego dzieła Pope'a sprzed dekady, a można uznać za plagiat kluczowego elementu gry. Pozostawiam to indywidualnej ocenie. Faktem jest, że sprawdzanie dokumentów po raz kolejny okazuje się zaskakująco przyjemne i wciągające.

W Contraband Police zostało to odpowiednio rozbudowane, więc nie można powiedzieć, że jest to jedynie kopia, albo kopia w 3D. Polscy twórcy, prawdopodobnie dla uniknięcia zarzutów o kserowanie czyjegoś dzieła, dołożyli tutaj bardzo dużo nowych elementów rozgrywki. W wielu wypadkach niestety nie do końca dopracowanych.

Contraband Police to symulator celnika z elementami GTA?

Strzelanie w tej grze to koszmar, przynajmniej z najtańszego pistoletu. Polega to na tym, że nie przejmując się gradem pocisków przeciwnika, celujemy mozolnie w jeden punkt i klniemy raz po raz, kiedy jednak nie uda się trafić. Model jazdy samochodem też nie przypomina raczej tego z GTA. Rozmowy z NPC? Zapomnijcie o tym – chociaż postaci jest sporo, pogadacie tu tylko w ramach zadań fabularnych.

Sama grafika jest w porządku, spełnia minimalne oczekiwania dla tego typu gier. Nie oczekujcie po prostu niczego ponad przeciętność, to może się nie zawiedziecie. Muzyka bywa odpowiednio bałkańsko-słowiańska i potrafi zbudować przemytniczy klimat, a może i „klimacik”. Mamy tu nawet fabułę, która z czasem się zagęszcza. Warto poczekać do końca tej historii, by nie ominął nas interesujący finał. Jak dla mnie solidne 7/10.

Choć sporo tu krytyki, to jednak w Contraband Police można się świetnie bawić i wsiąknąć na co najmniej kilkanaście godzin. Po pewnym czasie po prostu odpuszczamy zadania poboczne, zwłaszcza te z koniecznością strzelania. Poprzez rozbudowę bazy unikamy też zbędnych wyjazdów poza posterunek. Skupiamy się na tym, co najważniejsze: na odrywaniu zderzaków, przeszukiwaniu schowków i patroszeniu bagaży w poszukiwaniu kontrabandy. Ku chwale Arstocz... Akaristanu!

Czytaj też:
Niepozorna gra podbiła moje serce. Jak tekstowy RPG sprawił, że odstawiłem Hogwart's Legacy
Czytaj też:
Najlepszy serial, o jakim pewnie nawet nie słyszeliście. Zacznijmy wreszcie o nim mówić