Komitet strajkowy przygotował dla nich przy bramie pokaz zdjęć protestujących na poziomie 700 m górników.
Na zdjęciach widać, jak górnicy śpią na prowizorycznych legowiskach, leżą owinięci kocami czy stoją w kolejce po jedzenie zwożone na dół w termosach. Kobiety, których mężowie protestują na dole, podkreślały, że walczą oni o lepsze warunki dla wszystkich pracowników. "To jedyne wsparcie, jakie teraz mogę mu dać" - tak jedna z nich wyjaśniała swoją obecność pod kopalnią, gdzie protestuje mąż.
Prezes kopalni Piotr Bojarski zapowiedział, że w poniedziałek podejmie ponownie dialog ze związkami zawodowymi. Prawdopodobnie skieruje do nich pismo. "Negocjacje pisemne są lepsze od wielogodzinnych spotkań, które są tylko biciem piany, a związkowcy nie będą mogli potem przekręcać moich słów" - powiedział.
Jednocześnie prezes przypomniał, że płace w "Budryku" są wyższe niż w Kompanii Węglowej i Katowickim Holdingu Węglowym, a niższe jedynie od tych w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. "To nie jest strajk o chleb, tylko o kino domowe" - powiedział.
Swoją propozycję rozwiązania problemu przedstawił mediator w sporze, b. senator Jerzy Markowski. Zaproponował, by górnicy zgodzili się na wynegocjowane we wrześniu podwyżki w wysokości 450 zł, a pozostałe 150 zł, których brakuje do postulowanej przez nich kwoty, dostaliby ze środków kopalni "Budryk" w wyznaczonym okresie - pół roku lub roku.
To wymagałoby jednak odroczenia przesunięcia o ten okres - rok lub pół - włączenia "Budryka" do Jastrzębskiej Spółki Węglowej, co ma nastąpić lada dzień, po tym jak sąd dokona zmian w Krajowym Rejestrze Sądowym.
Markowski zakłada, że wydobywany przez kopalnię "Budryk" węgiel koksowy szedłby na pokrycie kontraktów zawartych przez Jastrzębską Spółkę Węglową, która bardzo potrzebuje tego rodzaju węgla i dlatego zdecydowała się przejąć ornontowicką kopalnię.
Koncepcja nie podoba się jednak ani związkom zawodowym, ani pracodawcom. Bojarski ocenił, że propozycja ta "nie przystaje do rzeczywistości". Podkreślił, że wobec planowanego połączenia z JSW w "Budryku" zaplanowano inwestycję wartą 110 mln zł, którą oba oddzielne dotąd podmioty miały sfinansować po połowie. Chodzi o dotarcie do złóż węgla koksowego lepszej jakości niż obecnie wydobywany. "Decydując się na takie rozwiązanie musielibyśmy zrezygnować całkowicie z inwestycji" - mówi prezes.
Markowski przyznaje, że mediacja między upierającymi się przy swoim stronami jest bardzo trudna. "Pracodawcy postanowili przetrzymać górników, górnicy zjechali na dół i ich determinacja narasta. Zarządy liczyły, że kobiety rozpędzą ten strajk w dniu, kiedy mężowie nie dostaną zapłaty. Tymczasem kobiety stanęły po stronie górników. Problem jest w elastyczności, normalnej życzliwości" - ocenia.
Strajkujący deklarują, że nie wyjadą z dołu do momentu zawarcia satysfakcjonującego ich porozumienia płacowego. Zarząd powtarza, że sytuacja ekonomiczna nie pozwala na złożenie strajkującej załodze propozycji finansowych innych niż te, które już otrzymała. Prezes kopalni podkreślił, że aktualne są propozycje wzrostu płac podawane wcześniej w czasie negocjacji.
Protest w "Budryku", uważany przez pracodawcę za nielegalny, prowadzą 4 z 9 działających tam związków: "Sierpień 80", "Kadra", "Jedność Pracowników Budryka" i Związek Zawodowy Ratowników Górniczych. Nie zgadzają się na wynegocjowane we wrześniu, a dwukrotnie odrzucone w referendum przez załogę, warunki płacowe przyłączenia kopalni do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Pozostałe związki akceptują porozumienie.
Protestujący chcą szybkiego wyrównania płac do średniej w kopalniach JSW lub jednorazowego świadczenia, które wyrówna dysproporcje. Oczekują podwyżki stawek płac o 12 zł dziennie, wobec 5 zł, które proponuje zarząd kopalni. Wraz z innymi świadczeniami chodzi średnio o ok. 600 zł miesięcznie do pensji każdego górnika.pap, em