– Liczby najlepiej pokazują, że wciąż jesteśmy społeczeństwem na dorobku, przed którym jeszcze długa droga, by dogonić zamożniejszych sąsiadów. Jednocześnie pewnych procesów nie da się przyspieszyć – zauważa socjolog prof. Andrzej Rychard.
„Tu i teraz"
Według prof. Rycharda Polacy żyją „tu i teraz". – Nasze inspiracje konsumpcyjne są zrozumiałe. Starsze pokolenie pamięta czasy, gdy po pralkę stało się w kilkudniowej kolejce, młodsze nie chce odstawać od rówieśników w innych krajach – tłumaczy.Wzrost skłonności do oszczędzania jest właściwy dla gospodarek rozwiniętych. Polska potrzebuje co najmniej kilkunastu lat, aby dołączyć do tej grupy. Ważne jest jednak to, że zmniejszył się odsetek osób, których oszczędności nie przekroczyły tysiąca złotych (w 2009 r. taką sumę deklarowało 12 proc. badanych), wzrosła natomiast liczba osób odkładających między 1 a 5 tys. zł – z 11 proc. w 2009 r. do 13 proc. w roku ubiegłym.
– Żyjemy w epoce "robienia sobie przyjemności" i "obowiązku bycia szczęśliwym", więc pieniądze na bieżące potrzeby odgrywają rolę pierwszoplanową – wyjaśnia psycholog społeczny Leszek Mellibruda. – Odkładamy mniejsze kwoty, które szybciej możemy spożytkować, np. na wakacje czy samochód. Niecierpliwość jest chorobą XXI wieku, a Polaków dotyka ona szczególnie mocno – uważa.
Oszczędzimy więcej
Specjaliści uważają jednak, że biorąc pod uwagę wszechobecny i nachalny marketing, Polacy radzą sobie relatywnie dobrze. - Nie uważam, by konsumpcjonizm był u nas szczególnie rozbuchany – mówi prof. Andrzej Rychard. – Gokart czy kucyk na pierwszą komunię to jednak wciąż ewenement, dużo częściej dziecko dostaje tradycyjny rower – uważa.Plany oszczędnościowe Polaków są w tym roku bardzo optymistyczne. Liczba tych, którzy zakładają, że nie uda się im w ogóle oszczędzić spada do 62 proc., 12 proc. społeczeństwa nie potrafi przewidzieć swoich wydatków na najbliższy rok.
"Rzeczpospolita", kz