Projektanci samochodów przyzwyczajają nas, że jak już wypuszczają na rynek nowy model, to musi być choć trochę futurystyczny. Bez tego nie czuje się tego powiewu świeżości, muśnięcia nowoczesności i poczucia przenoszenia się do nowego lepszego świata.
Projektanci Nissana Pulsara wyszli z odmiennego przekonania – są ludzie, którzy pragną po prostu wsiąść do samochodu, jechać i nie rzucać się szczególnie w oczy.
Co prawda, niby Pulsar nie jest taki nowy – na rynku azjatyckim był już przecież znany – ale dla Europejczyka to jednak model, który nie wbił się jeszcze w pamięć. Gdyby Pulsar nazywał się Almera (a spokojnie by mógł), porównywalibyśmy go z poprzednikami, które cieszyły się w naszym kraju dużą popularnością. Ale się nie nazywa i już.
Zastanówmy się więc, z czym może kojarzyć się Pulsar. Nie jest gepardem, bo silnik Diesla – w wersji testowej – o pojemności 1,5 l nie daje nam szans na ściganie się na miejskich ulicach. Na pewno nie jest także mułem – do setki auto rozpędza się w 11,5 s, co raczej świadczy o tym, że jest to pojazd dla ludzi statecznych.
Nie jest też lisem, który chytrze wciśnie się w każdą szparę, gdy wydaje się już, że nie ma szans na parkowanie. Pulsar jest na to za duży. To standardowy kompakt, w którym może podróżować pięć osób – jednak bez dużej ilości bagażu i nie za daleko.
Nie jest także lwem, bo na salonach wielkiej kariery nie zrobi. Jego dość oszczędna i niezobowiązująca linia sprawia, że nie jest to auto, w którym zakochamy się od pierwszego wejrzenia. Ale zaletą designu jest to, że samochód ten łatwo zaakceptują zarówno kobiety, jak i mężczyźni.
Najbardziej przypomina chyba domowego psa – może owczarka. Jest przyjazny w prowadzeniu – nieźle trzyma się drogi, a systemy bezpieczeństwa pomagają w unikaniu kolizji z przodu i z boku.
Jest dość oszczędny, choć podawane przez producenta 3,6 l oleju na 100 km to jednak marzenie. W cyklu miejskim auto spala ok. 6 l, a w mieszanym ok. 5 l. To oczywiście i tak dobry wynik, szczególnie w czasie, gdy ceny ropy znów idą w górę.
Pulsar nie jest samochodem tanim. Najtańsza wersja z silnikiem Diesla kosztuje 74 tys. zł, najdroższa zaś ponad 93 tys. zł. Cena zależna jest oczywiście od wyposażenia w elektronikę, której obsługa na szczęście nie wymaga od kierowcy szczególnej znajomości nowoczesnych technologii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.